Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katechizm Maksymiuka

Redakcja
Mówią o nim: wulkan, kipiący gejzer, artysta totalny, który każdą minutę swojego dnia poświęca na pracę. Obdarzony niespotykaną muzykalnością, ekspresją i wizjonerstwem muzycznym udowodnił, że polski zespół może wejść na szczyt, stać się najlepszą orkiestrą świata.

Agnieszka MalatyńskA-Stankiewicz

N_ieprzytomny, gwałtowny, porywczy, bezkompromisowy i bezceremonialny, wzbudza zawsze ogromne emocje. Potrafi krzyczeć i złościć się, wyrzucać muzyków z próby, przedłużać w nieskończoność pracę. Zdarza mu się wystąpić na estradzie w koszuli przypalonej żelazkiem albo spaść z podium dyrygenckiego w trakcie koncertu. Jerzy Maksymiuk, wiecznie rozczochrany, pędzący gdzieś przed siebie, mówiący naraz o piętnastu problemach, szalony dyrygent i kompozytor, kończy w niedzielę 70 lat.
- _Wiem, że mówią omnie szaleniec. Idobrze. Dla mnie to określenie jest pozytywne, bo tylko szaleńcy mogą coś zrobić, coś osiągnąć. A____ja…
- rozmowę przerywa dzwonek telefonu. Elektroniczny walc "Nad pięknym modrym Dunajem" Jana Straussa brzmi głośno i uporczywie. - Wyłączmy telefony, wyłączmy natychmiast - mówi podniesionym głosem. - Tak się przecież nie da rozmawiać. Ciągle dzwonią. Zadużo propozycji, zadużo…
Jerzy Maksymiuk osiągnął wszystko, o czym może marzyć dyrygent. Ma w swoim dorobku nagrania ponad 50 płyt, dla takich wytwórni jak m.in. EMI i Naxos. Koncertował z London Symphony Orchestra, London Philharmonic Orchestra, Orchestre National de France, Tokyo Metropolitan Symphony, Rotterdam Philharmonic czy Royal Liverpool Philharmonic. Założył Polską Orkiestrę Kameralną, uznaną za jedną z najlepszych na świecie. Przez 13 lat był także dyrygentem BBC Scottish Symphony Orchestra.
Jak się czuje Jerzy Maksymiuk w przededniu 70. urodzin?
- Daty nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Znaczenie ma wykonanie utworu iwytworzenie takiej atmosfery, którą słuchacz wyniesie zkoncertu - odpowiada dyrygent. Jednak już po chwili dodaje: - Jestem zmienny, proszę mi zadać jeszcze raz to samo pytanie. Po wysłuchaniu odpowiada: - Czuję się wspaniale. Jeszcze wspanialej bym się czuł, gdybym wyglądał na40, ajeszcze wspanialej -gdybym wyglądał na20 lat. Tak prawdopodobnie mógłby odpowiedzieć Igor Strawiński, moje bożyszcze. Daty nie mają dla mnie znaczenia. Także dotyczące powstania utworów. Natomiast wartość utworów ito, co one powodują wsercu, ma dla mnie ogromne znaczenie.

Czy mistrz jest mistrzem?

Za rodzinne miasto uważa Białystok, choć naprawdę urodził się w Grodnie, skąd w 1939 r. przed wojskami sowieckimi uciekli jego rodzice. Już w Liceum Muzycznym w Białymstoku wszyscy wiedzieli, że Jerzy Maksymiuk będzie kimś ważnym w muzyce. Był niewyobrażalnie zdolny. Grał na fortepianie bez wysiłku, słyszał dużo więcej niż inni. Wszystko przychodziło mu z łatwością. Na Akademię Muzyczną w Warszawie dostał się na trzy kierunki: fortepian, kompozycję i dyrygenturę.
W trakcie studiów, w akademiku, dzielił pokój ze znanym obecnie skrzypkiem Krzysztofem Jakowiczem. Maksymiuk, o którym już wówczas w środowisku muzycznym wszyscy mówili, ściszając lekko głos: "ten wariat", zawsze uchodził za osobę nietuzinkową, niezwykle barwną, pełną szalonych pomysłów. "Kiedyś, gdy wszedłem do pokoju zobaczyłem przybitą do parapetu deskę, która wystawała za okno. Na końcu deski umocowana była doniczka z kwiatkiem. Na widok mojej zdziwionej miny, Jurek stwierdził: Co się tak patrzysz? Ja tylko powiększyłem pokój! - wspominał Krzysztof Jakowicz.
Między młodymi artystami szybko nawiązała się przyjaźń. Razem przeżywali wtedy pierwsze sukcesy, porażki i rozczarowania. Krzysztof Jakowicz już na studiach zaczął otrzymywać poważne propozycje koncertowe i to właśnie Jerzy Maksymiuk partnerował mu wielokrotnie przy fortepianie, w kraju, a nawet za granicą. Współpraca z Jerzym Maksymiukiem okazała się dla Krzysztofa Jakowicza bardzo inspirująca, zwłaszcza że granie z nim wymagało nie lada umiejętności. Maksymiuk bowiem zupełnie nie zwracał uwagi na problemy techniczne. Dla niego liczyła się tylko muzyka, tylko to, co słyszał. Ważny był cel, a nie sposób, w jaki się go osiągało.
Jeszcze w trakcie studiów wszyscy myśleli, że poświęci się grze na fortepianie. Zwłaszcza że jako student, w roku 1961, zdobył I nagrodę w Konkursie Pianistycznym im. Ignacego Paderewskiego w Bydgoszczy, zaś rok później - I nagrodę na Ogólnopolskim Konkursie Improwizatorskim w Katowicach. Myślał wówczas poważnie o pianistyce. Aby osiągnąć siłę i giętkość palców, owijał je gumkami do weków i tak godzinami ćwiczył. Po pewnym czasie uznał jednak, że ma zbyt małe dłonie, aby zawojować świat jako pianista i porzucił fortepian. Zajął się komponowaniem muzyki do filmów.
Nawet w młodości nie miał problemów finansowych. Gdy jego portfel okazywał się pusty, organizował szybko mały zespół jazzowy, tylko na kilka występów.
Młodzieńcza przyjaźń Jerzego Maksymiuka z Krzysztofem Jakowiczem przetrwała do dziś. Wówczas, jako studenci, chcąc dodać sobie pewności, zwracali się często do siebie per "mistrzu". Jeszcze dziś zdarza się, że Jerzy Maksymiuk dzwoni do swego przyjaciela tylko po to, żeby powiedzieć: "Mistrzu? Mistrz jest mistrz, tak? Tak! No to do widzenia!".

Na szczycie

"Na początku był Maksymiuk... z Polską Orkiestrą Kameralną, którą wykreował, ukształtował, z którą pracował przez szereg lat. O tym należy pamiętać obserwując dziś wspaniałe sukcesy Orkiestry Sinfonia Varsovia na całym świecie - orkiestry dziś czołowej w kraju i jednej z najlepszych w Europie, rozwiniętej i przekształconej właśnie z Polskiej Orkiestry Kameralnej" - notował Bohdan Pociej, pisarz muzyczny.
Zaczęło się to w początku lat 70., kiedy Jerzy Maksymiuk, po kilku sezonach dyrygenckiego asystowania w Teatrze Wielkim w Warszawie, rozpoczął pracę w Warszawskiej Operze Kameralnej. - Dyrygowałem woperze "Weselem Figara". Lubiły mnie panie śpiewaczki, bo takie narzuciłem szybkie tempa, że kończyliśmy przedstawienie o10 minut wcześniej niż zazwyczaj - wspomina Jerzy Maksymiuk. - Kiedy jednak jednazartystek zaśpiewała arię opół tonu niżej wstosunku do____orkiestry, pomyślałem: "Dość tego". Czas zrobić coś nowego.
Tak powstała Polska Orkiestra Kameralna. - Napoczątku chaos był potworny. Nawet hymnu nie dało się zagrać. Miałem jednak szczęście, spotkałem fanatyków muzyki, komandosów sztuki, którzy podążyli zamną ipociągnęli zasobą innych. Teraz stworzenie takiego zespołu byłoby niemożliwe, bo muzycy odrazu zapytaliby, zajaką zapłatę - mówi Jerzy Maksymiuk.
Polska Orkiestra Kameralna, 24 muzyków pracujących bez wytchnienia pod wodzą kaprala - tak wówczas nazywano dyrygenta - podbiła świat. - Myśmy nigdy nie grali nieprzygotowanych utworów. Aprzygotowanie zajmowało nam czasem pół roku. Wszyscy się naświecie dziwili, jak to, przecież naćwiczenie poświęca się dwie, trzy próby, anie pół roku - dodaje.
Tytaniczną pracą Jerzy Maksymiuk doprowadził zespół na szczyty perfekcji wykonawczej. O metodach dyrygenta krążyły legendy. Był bardzo wymagającym szefem i zmuszał każdego muzyka do nieustannej pracy na najwyższych obrotach. Członków orkiestry, którzy nie spełniali jego oczekiwań, wyrzucał bez skrupułów. Awanturował się, złościł, wymyślał muzykom, a potem przepraszał, przynosząc małe prezenty.
Kiedy jednak zespół zaczął występować publicznie, wzbudził sensację. Była to nowa jakość stylistyczna i brzmieniowa. Szczególną uwagę Maksymiuk zwrócił na artykulację, przez co radykalnie odświeżył brzmienie orkiestry, nadał mu nadzwyczajną ruchliwość, przejrzystość i plastyczność. Zindywidualizował brzmienie zespołu: każdy instrument był ważny i miał swoją rolę do zagrania. Zerwał z tradycyjnym frazowaniem wykształconym w epoce romantyzmu, zrewolucjonizował dynamikę, zaszokował szybkimi tempami.
Trudno się dziwić, że najsłynniejsze sale koncertowe stały przed polskim zespołem otworem. Tylko w nowojorskiej słynnej Carnegie Hall orkiestra zagrała ponad 20 razy. Kiedy po raz pierwszy usłyszał ją sir Neville Marriner, szef słynnej Academy of St. Martin in the Fields, powiedział do swoich muzyków: "Teraz musimy uważać, bo zjawili się ludzie, którzy grają tak samo jak my".
- Kiedyś pokoncercie Marriner szepnął mi naucho: "Wiesz, ja nigdy nie zagrałem tak wspaniale ťDivertimentaŤ" Bartoka. Jak ty to zrobiłeś?". Usłyszeć takie słowa odtakiego mistrza, to jakby dostać pochwałę odsamego Pana____Boga - mówi Jerzy Maksymiuk.

Angielskie temperowanie

Gdy stał na szczycie ze swoją Polską Orkiestrą Kameralną, zdecydował się odejść. Dlaczego? - Gdy popsułem pięć utworów, które były kiedyś znakomicie zagrane, przestałem pracować z____Polską Orkiestrą Kameralną. To był prawdziwy powód odejścia - mówi. Po czym po chwili dodaje: - To nie było odejście, ale konieczność odejścia. Nie można____ciągle grać tego samego. Repertuar kameralny nie jest zbyt wielki.
W 1983 r. Maksymiuk wygrał konkurs na stanowisko szefa muzycznego i podpisał kontrakt z BBC Scottish Orchestra w Glasgow. Nie był jednak do końca przekonany do decyzji, którą podjął. Nawet próbował się wykręcić, zaproponować na swoje miejsce kogoś innego, ale nic z tego nie wyszło. Spędził w Szkocji 13 lat. - Podobało mi się, bo nawet lubię deszcz - mówi po latach.
Udało mu się z przeciętnego zespołu zrobić jedną z najlepszych orkiestr w Wielkiej Brytanii, a co za tym idzie, także na świecie. - Bo Anglików nie da się pokonać zarówno wmuzyce, jak iw____piłce nożnej - dodaje.
W szkockiej orkiestrze próbował wprowadzić te same metody pracy, co w Polskiej Orkiestrze Kameralnej. Był gwałtowny, wybuchowy i nieprzyjemny. Udowadniał muzykom, że nie potrafią grać. Wykluczał z zespołu tych, którzy nie nadążali za wzrastającym poziomem. Początkowo także wśród Szkotów wzbudzał strach, z czasem jednak okazało się, że to muzycy zespołu poskromili mistrza. Nauczyli go szanowania orkiestry oraz zmusili do przyjęcia do wiadomości, że istnieje określony prawem czas pracy i czas odpoczynku.
- Pamiętam, jak chciałem się napić kawy ikrzyknąłem tylko jedno słowo "coffee". Ale się podniósł raban! Co to znaczy "coffee?". To bezczelność. Trzeba przecież powiedzieć "coffee, please", czyli "proszę okawę" - wspomina dyrygent.
Mimo 13 lat spędzonych w Szkocji, Jerzy Maksymiuk nie nauczył się nawet w średnim zakresie języka angielskiego. - Mam znakomity słuch ipamięć, ale zagrosz nie mam talentu do____tego języka - dodaje. Na nic się zdały dziesiątki karteczek z wypisanymi podstawowymi zwrotami potrzebnymi w konwersacji, które upychał po kieszeniach spodni i marynarek. Rozmowy zawsze mu szły ciężko. - Ktoś mi powiedział: "Mów tak dalej, nie zmieniaj tego języka, gdyż będą cię wszyscy więcej szanowali, bo jesteś obcokrajowcem". Toteż nie zmieniłem - mówi Jerzy Maksymiuk.
Orkiestra przyzwyczaiła się do jego dziwnej mowy. Uśmiechali się pod nosem, a to często rozluźniało napiętą atmosferę.

Dyrygenckie myśli i zasady

Dzięki doświadczeniu pracy z różnymi zespołami z całego świata Jerzy Maksymiuk stworzył własny system, który w skrócie nazywa "katechizmem". Pierwsza myśl brzmi: nie zawsze można grać utwór lepiej niż poprzednim razem. - Powiedzenie, że zawsze możnalepiej jest nieprawdziwe. Polatach już wiem, że nie można__- podkreśla.
Druga zasada katechizmu Maksymiuka jest szalenie prosta, ale ciężka do realizacji: trzeba grać tylko to, do czego człowiek ma zdolności. - DoIISymfonii Brahmsa nie mam zdolności. Ta muzyka namnie nie działa, dlatego nie wykonuję jej, zostawiam ją innym, bo poco męczyć ludzi - podkreśla.
I trzecia zasada brzmi: należy zaakceptować niedoskonałość. - Uważam to zanajmądrzejsze zdanie. Nie powiedział tego Sokrates, tylko pan Wojnarowski, szef chóru Filharmonii Narodowej. Jeżeli się ztym pogodzimy, to oile lepiej nam będzie nie tylko wmuzyce, ale w____życiu.
W czym tkwi tajemnica sukcesu Maksymiuka, dyrygenta? - Wzrozumieniu, że muzyka składa się zwielu równoważnych elementów. Uczyłem się tego naakordach iperfumach. Perfumy też się składają zwielu elementów, może siedmiu, może ośmiu. Nie wiem, bo gdybym wiedział, to zrobiłbym perfumy iznacznie poprawiłbym sobie tym życie.
Jerzy Maksymiuk, znany przede wszystkim jako dyrygent, jest także kompozytorem. Napisał muzykę do ponad 120 filmów. Najlepsza jego zdaniem była ta do "Sanatorium Pod Klepsydrą" Hasa. - Film to jest sztuka dla ludzi bardziej leniwych - dodaje artysta, który napisał wiele utworów dla orkiestr, chórów, a także baletów. - Nie mniej kompozycji napisałem, niż zadyrygowałem. Jednak srogo oceniam własne komponowanie, nie wszystko akceptuję - mówi.
Ostatnio skomponował dla Agnieszki Duczmal, obchodzącej w tym roku 60. urodziny, dwunastominutowe concertino na wiolonczelę i orkiestrę "Szepty i krzyki marzeń". W tej chwili pracuje nad preludiami fortepianowymi.

\*

Przez lata Jerzy Maksymiuk spokorniał. Już nie nosi kolorowych marynarek, jaskrawych krawatów, przedziwnych czapek. W kontaktach z ludźmi także jest już mniej gwałtowny. Używa takich słów jak: proszę, dziękuję czy mogliby państwo... - To wAnglii wyćwiczyłem się wmanierach mniejszych - mówi. - Wiem, że jestem teraz bardziej łagodny, ale energia mimo upływu lat mi pozostała. Jestem ceniony zaumiejętność utrzymania równego tempa, ale to nie jest moją zasługą, gdyż takie wyczucie mam wgenach. Natomiast powinienem być ceniony zainne przymioty: zamiękkość brzmienia, niezwykłe piana, giętką frazę izaklarownośćdrugich skrzypiec. Może mnie kiedyś i__za____to docenią? Kto wie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski