Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katyń, Smoleńsk, dziwny kraj

Redakcja
Andrzej Adamczyk, poseł PiS Fot. archiwum
Andrzej Adamczyk, poseł PiS Fot. archiwum
ROZMOWA z ANDRZEJEM ADAMCZYKIEM, posłem PiS, który był w Katyniu, kiedy na lotnisku w Smoleńsku rozbił się samolot prezydencki

Andrzej Adamczyk, poseł PiS Fot. archiwum

Powraca Pan myślami do Smoleńska?

- Bardzo często.

- Co stoi Panu przed oczami z tamtego 10 kwietnia?

- Mam w pamięci pierwsze obrazy Smoleńska. Przyjechaliśmy tam o 4 rano naszego czasu, czyli o 6 tamtejszego. Kiedy wysiedliśmy z pociągu zobaczyliśmy czyste, wręcz atramentowe niebo. Zrobiłem zdjęcia. Chłodno, zaledwie kilka stopni, rześki poranek i to granatowe niebo. Stale widzę taki obraz.

- Do katastrofy było jeszcze kilka godzin.

- Tak. Dotarliśmy do Smoleńska pociągiem wiozącym rodziny katyńskie, kompanię reprezentacyjną wojska, orkiestrę, działaczy społecznych. Posłowie wynajęli dwa dodatkowe wagony dołączone do pociągu. Z dworca w Smoleńsku autokarami pojechaliśmy do motelu. Był w połowie drogi między Lasem Katyńskim a lotniskiem smoleńskim. Tam mieliśmy śniadanie i możliwość odświeżenia się. Czekaliśmy na wyjazd do Katynia, bo do uroczystości było sporo czasu. Poszedłem na spacer po lesie. Zrobiło się pochmurno, ale nie było takiej mgły, o jakiej mówili na lotnisku. W lesie widziałem kilkanaście rozstawionych osób, które nas obserwowały.

- Mieli strzec polskich parlamentarzystów?

- Myślałem, że tak się o nas troszczą. Ale doszło do niezrozumiałej sytuacji. Kilku naszych kolegów zatrzymało przygodny samochód, żeby podwiózł ich parę kilometrów do dworca Gniezdowo. To tam przywożono transporty polskich oficerów w 1940 r. i przeładowywano na ciężarówki. Ci nasi koledzy dotarli do Gniezdowa, mieli tylko przejść ok. 500 metrów do stacji. Wtedy zatrzymała ich milicja i choć oponowali, przywiozła z powrotem do motelu. To niedorzeczność: byliśmy w wolnym kraju, z paszportami dyplomatycznymi.

- Dziwny kraj.

- Prawda? To zdarzenie, jest faktem, który tkwi w pamięci. Potem byliśmy na dworcu w Gniezdowie. Robiłem zdjęcia torów kolejowych poprzerastanych drzewami. Pewnie tymi torami wożono polskich oficerów. To przygnębiające miejsce, budzi zadumę. Myślę, że to wówczas, kiedy tam byliśmy spadł samolot prezydencki.

- Ale informację o katastrofie dostaliście w Lesie Katyńskim?

- Tak. Z Gniezdowa pojechaliśmy na cmentarz katyński. Samo miejsce, w którym zamordowano tysiące ludzi emanuje dziwną siłą. Było pochmurno, a my zasępieni. Czekaliśmy w długiej kolejce na kontrolę bezpieczeństwa, podobną jak na lotniskowych bramkach. Po drugiej stronie drogi był duży plac, zaniedbany, jak to u Rosjan. Z tego placu nagle wyruszyły samochody na sygnale. Ale nie wyjechały karetki. Pomyślałem, że prezydent ląduje i jadą zabezpieczyć drogę. Harcerze powiedzieli nam później, że w radiotelefonie jakiegoś milicjanta usłyszeli głos: samolot spadł! Za chwilę odstąpiono od sprawdzania nas. Każdy mógł wejść swobodnie na teren cmentarza. Rozeszliśmy się po lesie. Z Polski przywiozłem listę zamordowanych oficerów pochodzących z Krzeszowic i fotografowałem tablice z ich nazwiskami. Wtedy nagle zacząłem odbierać sms-y, że jest awaria, problemy z lądowaniem, że samolot rozbity. Mam w telefonie te sms-y do dziś. Nie mogłem w to uwierzyć. Byłem umówiony z Olą Natalli-Świat, że dokończymy rozmowy o szukaniu możliwości finansowania dróg czy kolei. Miałem do wykonania zadania zlecone przez Przemka Gosiewskiego. Sms-y były nie do przyjęcia, że Wasserman nie żyje, potem kolejni i kolejni. Pamiętam jak Jacek Sasin z kancelarii prezydenta, biały jak prześcieradło, stanął przy mikrofonie na cmentarzu w Katyniu. Powiedział, że był na miejscu, widział. I cisza zupełna. Wieniec, który mieliśmy złożyć na grobach ustawiliśmy z kolegami przy krzesłach przeznaczonych dla pary prezydenckiej. Zatknąłem tam biało-czerwoną i tak wysłuchaliśmy mszy św. Wśród parlamentarzystów nie było popłochu, czy też nawoływań do ucieczki do Polski, jak niedawno pisano w niektórych gazetach. To bzdura. To do mnie zwrócił się komendant pociągu, bym poinformował parlamentarzystów, że musimy natychmiast wyjeżdżać do kraju. Oznajmił mi, że to polecenie czy też rozkaz z Warszawy.
- Co Pan pamięta z powrotnej podróży, z pociągu pełnego żałoby?

- Ciszę. Potem posłanka Małgorzata Sadurska otrzymała listę ofiar, którą czytaliśmy.

- Smoleńsk to lekcja? Mieliśmy z niej coś wynieść?

- Moim zdaniem wynieśliśmy. Przede wszystkim refleksję, że życie jest kruche, że żadna ochrona nie zabezpiecza przed zdarzeniami, które gotuje nam los.

Barbara Ciryt

Skawina - rocznica

W sobotę odbędzie się uroczystość upamiętniająca katastrofę lotniczą w Smoleńsku 10 kwietnia zeszłego roku. O godz. 18 w kościele p.w. Miłosierdzia Bożego, odprawiona zostanie msza w intencji ofiar katastrofy. Potem uczestnicy nabożeństwa przejdą na cmentarz parafialny, gdzie pod Krzyżem Katyńskim zapalą znicze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski