Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kawa na ławie. Natura "Jerzyka"

Krzysztof Kawa
Krzysztof Kawa
Nie bardzo się orientuję, jak wymachują rakietą (tą większą, nie ping-pongową) Chińczycy z Hongkongu, ale liczę, że najbliższy weekend w Kaliszu nie będzie dla nich nadzwyczaj udany. Pomijając fakt, że dziwi mnie, iż w sytuacji postępującej ofensywy koronawirusa ten mecz Pucharu Davisa z przybyszami z azjatyckiej części świata nie został odwołany, oczekuję na wielki come back Jerzego Janowicza.

FLESZ - Koronawirus w Polsce. Zachowajmy czujność i zdrowy rozsądek

To on bowiem, a nie Hubert Hurkacz czy Kamil Majchrzak, ma być jednym z liderów naszej drużyny, obok pnącego się szybko w górę 21-letniego Kacpra Żuka. To powrót po niemal pięcioletniej przerwie, bo tyle właśnie minęło od ostatniego występu „Jerzyka” w reprezentacji.

Czasy, gdy w Gdyni, w starciu ze Słowacją, mocno popracował nad awansem Polski do grupy światowej, wspominamy z rozrzewnieniem, bo wówczas był na fali wznoszącej i wydawało się, że lada chwila osiągnie sukcesy na miarę Fibaka. Kontuzje boleśnie zweryfikowały te marzenia. Dziś łodzianin ma za sobą ponad dwa lata rozbratu z tenisem, w tym osiemnaście miesięcy bez jakichkolwiek treningów.

To szmat czasu, tenis niewiele zna przypadków udanych powrotów po tak ciężkich przeżyciach. Tymczasem Janowicz dał sygnał, że jego przypadek może należeć do wyjątkowych. Facet notowany w drugim tysiącu rankingu ATP (tak to chyba należy nazwać, skoro zajmował 1039. miejsce) błyskawicznie przemieścił się na pozycję numer 461, zapędzając w kozi róg nawet zawodnika z pierwszej setki ostatniego notowania.

Dopiero w finale challengera w Pau padł ofiarą Ernesta Gulbisa, Łotysza, który już drugi sezon usiłuje dokonać tego samego, co teraz Polak. Gulbis ma 31 lat, nasz rodak 29 - niby niewiele mniej, ale w sporcie zawodowym to całkiem sporo.

Progres Janowicza zrobił na tyle duże wrażenie, że pojawiły się głosy o rychłym zdetronizowaniu przez niego w roli rakiety numer 1 na krajowym podwórku samego Hurkacza. Osobiście w to wątpię. Nawet jeśli „Jerzyk” rzeczywiście na tyle odbuduje się fizycznie, by znieść trudy tego wyzwania, to liczę, że 23-letni wrocławianin dokona jeszcze większego postępu. Oczywiście w pojedynczym starciu wszystko jest możliwe, lecz na dłuższą metę to Huberta widzę w gronie herosów, a nie faceta, który w kryzysowych chwilach na korcie uciekał się do rzucania rakietą i mięsem.

Choć sam Janowicz przekonuje, że dziś jest innym człowiekiem i w trakcie gry umie zachować stonowane oblicze, to jednak z odtrąbieniem diametralnej metamorfozy poczekałbym na mecze o wielką stawkę. Bo dopiero wtedy okaże się, jak głęboko została schowana dawna natura.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski