Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdy chce odnaleźć bliskość drugiego człowieka. I mieć dom

Majka Lisińska-Kozioł
Ojciec Henryk Cisowski podczas kapucyńskiej Wigilii
Ojciec Henryk Cisowski podczas kapucyńskiej Wigilii Archiwum
Trudno jest powstrzymać się od łez, gdy człowiek wspomni, że nie ma nikogo. Bo serce bezdomnego bije z taką samą siłą jak każde inne, a pragnienie przyjaźni i ostoi nie znika. Dlatego zawsze sprawdzają się zwykła ludzka życzliwość, proste gesty, uśmiech i rozmowa

Boże Narodzenie to powitanie Dzieciątka Jezus, opłatek, pachnące drzewko i rodzina przy wigilijnym stole. Dlatego, gdy nadchodzi 24 dzień grudnia bracia kapucyni otwierają drzwi klasztoru i czekają na samotnych, biednych i bezdomnych z opłatkiem oraz wigilijną kolacją. Ofiarowują im braterski, serdeczny prezent.

W latach osiemdziesiątych zeszłego wieku o zapewnienie wspólnego świątecznego posiłku dbał brat Kazimierz. - Wtedy jeszcze nie było wielkiej sali, w której spotykamy się dzisiaj. Na parterze klasztoru mieścił się zakład pracy chronionej dla niewidomych. Założono tam w oknach kraty - opowiada ojciec Henryk Cisowski, dyrektor Dzieła Pomocy św. Ojca Pio w Krakowie.

Gdy lokal wrócił do kapucynów podawano w nim świąteczny obiad dla osób bezdomnych. Bracia jeszcze dziś wspominają, że ludzie, którzy spędzili kilka lat w więzieniu, stawali w progu pomieszczenia nie bardzo wiedząc, czy go przekraczać: znów za kraty, szeptali i rozglądali się niepewnie.

W tamtym czasie do kapucynów przychodziło w święta 40-50 osób. Siostry zakonne gotowały bigos, piekły ciasto. Co się udało zdobyć - bracia rozdawali.

Śródmieście Krakowa było bardziej zamieszkane więc przy świątecznym stole siadali też ubodzy i samotni z najbliższej okolicy. - Jeszcze jako kleryk (1987-92) odwiedzałem z innymi braćmi kilkanaście samotnych osób. Zanosiliśmy im obiad w menażkach - wspomina ojciec Cisowski. - A w Boże Narodzenie zapraszaliśmy na mszę świętą i posiłek. Gdy wróciłem ze studiów w Rzymie był rok 2002. Bracia klerycy organizowali już wtedy wigilie. Mieli do dyspozycji ogromną salę gimnastyczną. Mieści się w niej około trzystu osób. W 2004 roku powstało Dzieło Pomocy św. Ojca Pio i włączyło się w tę wigilijną tradycję. I tak, od wielu lat, bracia kapucyni, ale też wolontariusze, harcerze, pracownicy Dzieła - zanim rozejdą się na swoje domowe wieczerze wigilijne - łamią się opłatkiem z osobami bezdomnymi.

Z roku na rok przybywa tych, którzy chcą dzielić radość z narodzenia Jezuska z tymi, którym jest smutniej i bardziej samotnie na świecie. Dzieło Pomocy ma dziś więcej możliwości, prosi darczyńców o wsparcie, więc wigilie są obfitsze, a rozdawane potrzebującym paczki - zasobniejsze. - W każdej jest kawa. Musi być. Bo na tę kawę nasi goście czekają szczególnie. Ale są też słodycze, konserwy; żeby świąteczne posiłki były trochę lepsze niż te codzienne - mówi ojciec Cisowski.

Gdy nadchodzi 24 dzień grudnia, w świąteczny klimat wieczerzy wprowadza organizatorów i gości zapach jedliny, mrugające na drzewku kolorowe lampki. Na stołach zielenią się stroiki i bielą opłatki. Jeszcze nim zabłyśnie pierwsza gwiazdka wszystkie krzesła są zajęte. - Nasi wigilijni goście są na ogół punktualni - mówią kapucyni. Siadają jeden obok drugiego, uśmiechają się, witają serdecznie jak dobrzy znajomi. Jak rodzina, bo chcą czuć się wyjątkowo. Wielu na tę okazję zakłada świąteczne ubranie; wyprasowane koszule, krawaty. - Jeden pan mieszka „na wagonach”. Wiem, jak wygląda na co dzień, ale na wigilii jest elegancki i czysty - mówi ojciec Cisowski. - Oczy mu wilgotnieją, gdy wspomina powtarzające się co roku dzielenie się opłatkiem z pewnym ojcem, który od lat przywozi do nas swoich dziś już nastoletnich synów. Jedzie aż z Bochni, nie jest bezdomny, ale tu, wśród ludzi ubogich i samotnych, czuje moc Bożego Narodzenia.

Bo ciepło, bezpieczeństwo, serdeczność i bliskość mięciutkim obłoczkiem otulają siedzących wzdłuż stołów podczas kapucyńskiej wigilii. - Trudno jest powstrzymać się od łez, gdy człowiek wspomni, że nie ma nikogo bliskiego, że dzieci zapomniały, że rodzina się wyrzekła - mówi pani Zofia.

Dla Krzysztofa to już kolejna wigilia u kapucynów. Ale bywało, że spędzał ten czas sam. Wspominał wtedy lata, gdy jeszcze miał rodzinę, dom. I gdy czuł się kochany i potrzebny. Wie, że utopił w alkoholu swoje dawne życie. Teraz się dźwiga. Powoli i mozolnie. U kapucynów jest mu dobrze, ale w wigilijny wieczór przeszłość staje przed oczami wyraźniej niż zwykle. A wspomnienia wyciskają łzy. Bo serce bezdomnego bije z taką samą siłą jak każde inne, a tęsknota za bliskością nie znika. Dlatego zawsze sprawdzają się zwykła ludzka życzliwość, proste gesty, uśmiech, rozmowa. Więc jada się na tej niezwykłej kapucyńskiej wigilii bez pośpiechu. Tradycyjny czerwony barszcz podawany jest z fasolą. Potem są pierogi z kapustą i grzybami. I smażony karp z ziemniakami oraz surówką. Dalej herbata, świąteczne ciasto. Jak w domu.

- Mamy specjalne drewniane tace, na których układa się po kilkanaście talerzy. Trzeba się spieszyć, żeby dania nie ostygły. Obsłużyć trzysta osób to nie przelewki. I tak się opatrznościowo składa, że jest zwykle tyle miejsc, ilu chętnych. Tylko jeden rok był znacznie liczniejszy. Było ponad 300 osób, ale szczęśliwie brat Mariusz przygotował więcej jedzenia i dla wszystkich wystarczyło - wspomina ojciec Henryk.

Także dlatego, że mają kapucyni hojnych darczyńców. Przez wiele lat pewna firma, która już dziś nie istnieje, podsyłała im na wigilię setki pierogów. Właściciele w ten sposób dziękowali za szybko załatwione ślubne formalności. Cukiernie darowują słodycze, hodowca karpi - ryby na wigilijne stoły.

Nie ma drogich prezentów, dwunastu wykwintnych dań, nie ma porcelanowej zastawy. Jest wspólnota i jest refleksja. - Ludzie uśmiechają się do siebie. Jedzą jakby przy okazji. Bo nawet jeśli nie ma między nimi ożywionych rozmów, to widać, że dobrze jest im tak trwać jeden obok drugiego - opowiada ojciec Cisowski.

A potem bracia klerycy intonują kolędy. - Pani Basia jak co roku wychodzi na środek i bierze mikrofon, żeby zaśpiewać „Bóg się rodzi, moc truchleje… . Czasem wychodzi jej lepiej, innym razem gorzej, ale jest szczęśliwa. A my wszyscy razem z nią - mówią bracia w brązowych habitach.

Dla osób bezdomnych wieczerza u kapucynów jest stałym od lat punktem w kalendarzu. - Wiedzą, że jesteśmy, że czekamy, że na te parę godzin mają tu swoje miejsce na ziemi - opowiada ojciec Henryk. - Nie wyrzucamy, nawet tych, którzy choć na co dzień nie piją, w wigilię wychylili kieliszeczek dla kurażu. Staramy się wspomnieć zmarłych w ostatnim roku. Z sali padają ich imiona. Bo osoby bezdomne wiedzą o sobie nawzajem dużo. I jest wśród nich jakieś poczucie solidarności. Czasami nas zaskakują - przyznaje kapucyn. - Jednego roku przymierzałem się właśnie do składania życzeń, gdy z sali dobiegło spontanicznie wykrzyczane - Kochamy was! To było dla nas niezwykłe podziękowanie.

Kapucyni pamiętają, że bezdomność to samotność. To dystans do innych ludzi. Podczas wigilii on trochę się skraca i łatwiej komuś zaufać. A potem zaufać samemu sobie. Bezdomność jest stanem, w którym człowiek nie ma dość siły, między innymi do tego, by nawiązać relacje. Zwykle w życiu takiej bezdomnej osoby wydarzyło się coś, co sprawiło, że przeniosła się na działkę, do krewnych, na ulicę. Do Dzieła trafiają osoby, takie jak Andrzej, swego czasu kierowca, który stracił pracę, załamał się i przez wiele lat zapijał swój los, żyjąc w altanie. Flaszka wódki i barłóg do spania było wszystkim, czego potrzebował. Ale zaczął zmieniać swoje życie.

W dziełowych mieszkaniach wspieranych schronienie znalazła też rodzina, która na skutek różnych zawirowań mieszkała w samochodzie. Dziś powoli wychodzą na prostą i zaczynają brać los we własne ręce. Nie są sami. Na ulicy poznali się Ania i Piotr. Oboje bezdomni. Dzięki wsparciu Dzieła dziś wynajmują małe mieszkanko. Wzięli ślub. Są razem; ona, on i ich trzy córeczki.

Basia też była bezdomna. Kilka razy w życiu już wychodziła na prostą, a potem wszystko niszczyła. Przekonała się, że zawrócić z równi pochyłej jest trudno. Im niżej człowiek się stoczy - tym trudniej. Ale jej się udało. Od zeszłego roku spędza święta ze swoją rodziną: z dziećmi, rodzeństwem wnukami. Jest szczęśliwa. Może uda się też innym osobom bezdomnym i samotnym odnaleźć bliskość drugiego człowieka i ciepły, bezpieczny dom. Tego im życzę na Boże Narodzenie. I dzielę się opłatkiem.

***
Podczas ubiegłorocznej wigilijnej wieczerzy przygotowanej przez Dzieło Pomocy św. Ojca Pio na świąteczny stół trafiło:
- 64 kg pierogów,
- 120 litrów barszczu,
- 100 kg karpia

Były też drożdżówki, owoce i paczki, które każdy z przybyłych otrzymał na kolejne, świąteczne dni
W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia bracia kapucyni zapraszają uczestników wigilii na mszę świętą. Przychodzi 20, czasami 30 osób

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski