Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdy medal cieszy mnie tak samo

Artur Bogacki
Artur Bogacki
Złota drużyna juniorów, w środku na pierwszym planie krakowianin Tomasz Fornal
Złota drużyna juniorów, w środku na pierwszym planie krakowianin Tomasz Fornal Fot. cev.lu
Rozmowa. Pochodzący z Krakowa TOMASZ FORNAL z siatkarską reprezentacją Polski juniorów wywalczył mistrzostwo Europy

- Na mistrzostwa Europy juniorów do Bułgarii jechaliście z nadzieją na podium.

- Na pewno mieliśmy takie plany, bo wiedzieliśmy, że jesteśmy mocną drużyną. W kadetach wygraliśmy przecież wszystkie oficjalne spotkania, na takich imprezach jak mistrzostwa świata i mistrzostwa Europy. W naszych głowach była więc myśl, żeby zdobyć to złoto. Czuliśmy się mocni, byliśmy faworytami. Wszyscy trenerzy na odprawie przed mistrzostwami mówili, że to my zwyciężymy. Udało nam się zrealizować cel.

- Złoty medal mistrzostw Europy kadetów jest cenniejszy niż ten z juniorów? Tamten był pierwszym trofeum.

- To jest całkiem coś innego, bo przeskok między kategoriami jest duży. Czuliśmy to po meczach, na przykład w półfinale z Rosjanami, że nie jest tak samo jak w kadetach. W tamtej kategorii byliśmy drużyną, która dominowała. Tutaj widać, że chłopacy z innych reprezentacji grają w najwyższych ligach w swoich krajach. Czujemy, że różnica jest mniejsza. Wydaje mi się, że trudno porównywać medale, ze wszystkich tak samo się cieszyliśmy. W kadetach był pierwszy medal, teraz już bodaj czwarty, a mój piąty (Fornal był też w kadrze juniorów, która w ME 2014 zdobyła srebro ME - przyp.).

- O wartość tych medali zapytałem także dlatego, że w historii rozgrywek młodzieżowych tylko jednej reprezentacji, Rosjanom, udało się sukces z kadetów powtórzyć w kategorii juniorów...

- To był rocznik 1995, mieli niesamowitą drużynę. Wszystko wygrali: mistrzostwa Europy, świata w kadetach i juniorach. Miejmy nadzieję, że uda się nam to powtórzyć. Najbardziej cieszymy się z chłopkami z rekordu, który śrubujemy - mamy 33 kolejne mecze bez porażki. Chcielibyśmy podtrzymać zwycięską serię za rok na mistrzostwach świata. To nasze marzenie, ale będzie to trudno zrobić. Tam będzie już siatkówka na najwyższym poziomie.

- Wracając do mistrzostw Europy w Bułgarii... Jakie ma Pan wrażenia z tej imprezy?

- Jedzenie było słabe (śmiech). Ciężko to opisać. To chyba była kuchnia regionalna. Trudno było zjeść na przykład kiełbaski z grilla z ziemniakami godzinę czy półtorej przed samym meczem i później mieć siłę do gry. Dyrektor Bartman z doktorem chodzili do sklepu i kupowali nam kanapki z szynką i serem, owoce. Sama hala była bardzo fajna, hotel i nocleg też w porządku.

- Mimo tych problemów żywieniowych udało się wygrać...

- To nawet nie był problem, bardziej taka ciekawostka, anegdotka. Po mistrzostwach pojechaliśmy z Bułgarii do Katowic, do Spodka, na mecz pożegnalny w kadrze Pawła Zagumnego. Kibice bardzo ciepło nas przywitali. Gdy wszyscy widzowie krzyczeli do nas „Dziękujemy”, to nogi się uginały, aż mi się słabo zrobiło. Czegoś takiego się nie kupi, trzeba zdobyć złoto i to przeżyć.

- Patrząc na stronę sportową, to najtrudniejszy był ten pierwszy mecz, wygrany z Francją 3:2?

- Wyniki tak mogłyby sugerować, ale te pierwsze mecze zawsze są ciężkie - nowa hala i emocje, jak rozpocznie się turniej. Dwa pierwsze przegrane sety to efekt naszej słabej gry. Później się ogarnęliśmy i dość gładko wygraliśmy. Najtrudniejszy był mecz z Rosjanami w półfinale. Wydawało nam się, że z nimi spotkamy się w finale, bo my i oni to teoretycznie dwie najlepsze drużyny, ale ułożyło się inaczej.

- Baliście się Rosjan? A może oni was?

- Podeszliśmy do tego tak, że co będzie, to będzie. Przynajmniej jak tak robię, wtedy się nie stresuję. Chcieliśmy dać z siebie wszystko. Nie zawsze wychodzi, tym razem się udało. Nie ukrywajmy, że mecze Polaków z Rosjanami zawsze są emocjonujące i na nie reprezentacja najbardziej się spręża.

- Finał z Ukrainą wygraliście dość pewnie 3:1.

- Rywale grali „na fantazji”. Świetnie spisywał się Płotnicki, wybrany MVP turnieju. Wiedzieliśmy, że mamy dobrą, zgraną szóstkę, która potrafi wygrywać z takimi drużynami. Zawsze sobie w szatni mówimy, że finałów się nie „gra”, tylko „wygrywa”. W naszym przypadku na razie się to sprawdza.

- Ze swojej postawy jest Pan zadowolony?

- Nie lubię siebie oceniać, od tego są trenerzy. Mnie się w miarę dobrze grało, ale wiem, że wiele elementów mogę jeszcze poprawić, nad tym będę pracował w Radomiu. Wiem, że trener Robert Prygiel mi pomoże.

- Przed nowym sezonem przeniósł się Pan z I ligi, z SMS PZPS Spała, do PlusLigi, do Czarnych Radom.

- W sumie miałem tylko jeden dzień wolnego. Już nie mogłem się doczekać rozpoczęcia przygotowań do pierwszego seniorskiego sezonu. Byłem tak podekscytowany, że nie czułem zmęczenia po mistrzostwach.

- Czemu wybrał Pan akurat Radom?

- Było kilka ofert. Z tatą (Marek Fornal to były gracz kadry i Hutnika Kraków - przyp.) uznaliśmy, że to najlepszy wybór, ze względu na organizację klubu i trenera Prygiela. Nie było żadnego minusu, same plusy.

- Jakiś cel na ten pierwszy sezon PlusLidze Pan sobie wyznaczył?

- Dobrze pokazać się w lidze i żeby wszystkim podobała się moja gra. No i żebym ja też był zadowolony, bo jestem bardzo krytyczny wobec siebie, wtedy będzie pozytywna ocena.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski