MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Każdy medal sprawi mi radość

Redakcja
Fot. Michał Klag
Fot. Michał Klag
Wraca Pani czasem myślami do igrzysk w Turynie, gdzie zdobyła swój pierwszy olimpijski medal?

Fot. Michał Klag

ROZMOWA z Justyną Kowalczyk

- Oczywiście, że wracam. Przed czterema laty byłam młodziutka, nieopierzona. Tyle skrajnych rzeczy zdarzyło się na tamtych igrzyskach. Radość, smutek, płacz, nawet utrata przytomności. Chciałabym, aby teraz było mniej takich ekstremalnych doznań. Startuję z innej pozycji. Ale mam nadzieję, że serce do walki zostało u mnie takie samo.

Co w tych wspomnieniach z Turynu dominuje?

- Niepewność, która się zdarzyła po utracie przytomności. To jest rzecz bardzo zła. Dlaczego moje serce i cała ja nagle przestałam funkcjonować? Człowiek boi się takich rzeczy.

Fachowcy jednoznacznie twierdzą, że jest Pani jedną z głównych kandydatek do medali olimpijskich.

- Staram się o tym nie myśleć. Jest zupełnie nowa sytuacja i powiem szczerze, że dla mnie niełatwa.

Polscy kibice mówią, że Justyna Kowalczyk ma szanse na cztery medale.

- Wiem, że niektórzy kibice już liczą moje medale. Tylko spokojnie! Ile Polacy zdobyli do tej pory medali na zimowych igrzyskach olimpijskich? O ile dobrze pamiętam - osiem. Dlatego powinni twardo stąpać po ziemi. Nie będę ukrywać - igrzyska w Vancouver to mój cel numer jeden. Jestem, jak mi się wydaje, mocna jak nigdy, w poprzednich latach znacznie dłużej dochodziłam do dobrej formy.

Właśnie, już na początku grudnia stawała Pani na podium - i to na najwyższym stopniu.

- W tym sezonie zaczęłam nieźle, już w grudniu przyszła pierwsza wygrana, potem było zwycięstwo w Tour de Ski. Gdyby nie moje pomyłki, choćby w biegu pościgowym z Cortiny do Toblach, czy w biegu sprinterskim w Otepaeae byłabym częściej na podium. Ale może mój trener ma rację, kiedy mówi, że wtedy byłabym zbyt pewna siebie? A tak w głowie musi zawsze zapalać się światełko. Marzę o olimpijskim medalu, ale nie można być pazernym. Rywalki trenują tak samo ciężko jak ja, coś im się należy. Taka Słowenka Majdić nieraz do mnie mówi: "Justyna, zwolnij, daj wygrać". Hurraoptymistką nie jestem, pesymistką nie mam prawa być.

Pani najgroźniejsze rywalki? Grono do medali nie wydaje się zbyt szerokie.

- Ten sezon pokazuje, że w czołówce zmiany są niewielkie. Świetnie biegają, podobnie jak w poprzednim sezonie, Słowenka Majdić, Finka Saarinen, na pewno szykują się na igrzyska rutynowane biegaczki Norweżka Bjoergen i Finka Kuitunen, jest kilka młodych dziewcząt jak Szwedki Kalla i Haas. Nie zapominajmy o Włoszkach Follis i Longo, są niezłe Rosjanki. Będzie na pewno kilkanaście zawodniczek, które aspirują do medali. Dlatego każdy medal sprawi mi wielką radość.

W poprzednim sezonie biegała już Pani na trasach olimpijskich w Whistler. I narzekała, że są za płaskie. Słyszała Pani, że zostały zmodyfikowane i ma być na nich jednak więcej podbiegów?

- Trener Aleksander Wierietielny nazwał je trasami dla zajączków. Ja śmiałam się i mówiłam, że muszę wziąć łopatę i usypać więcej górek. Wygrałam w Whistler jeden bieg, ale nie polubiłam olimpijskich tras, wręcz ich nie znoszę! Ale już kiedyś powiedziałam, że jestem przekorna baba, więc może na przekór będzie dobrze? Może po igrzyskach zmienię swoje zdanie o trasach w Whistler? A o tym, czy trasy nieco zmieniono i zwiększono ich skalę trudności przekonam się po pierwszych treningach w Kanadzie.
Czy ze smarowaniem nart w Kanadzie mogą być problemy? Podobno z uwagi na bliskość oceanu konsystencja śniegu jest nieco inna?

- Serwismeni są ważni, ale tak naprawdę przede wszystkim trzeba mieć nogi, płuca i dobrze biegać. Choć jeśli narty nie będą dobrze posmarowane, to nikt dobrze nie pobiegnie. To się czasem zdarza.

W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że złoty medal to na pewno będzie, ale w 2014 na igrzyskach w Soczi.

- Mam taki plan, by podziękować tam trenerowi za wszystko.

Jako najlepsza biegaczka narciarska na świecie ma Pani do dyspozycji najwyższej jakości sprzęt?

- Ze sprzętem od kilku lat nie mam żadnych kłopotów. Mam sprzęt z najwyższej półki. Wywalczyłam to sobie przy podpisywaniu kontraktów. Mam też świetny zespół serwismenów, są w nim dwaj Estończycy, specjaliści smarowania nart do klasyka.

Wokół Pani tyle szumu medialnego, jak się Pani udaje zachować dystans?

- Biegi narciarskie to strasznie ciężka dyscyplina. Jeśli się codziennie wstaje o 5 rano, trzy razy dziennie jest się doprowadzonym praktycznie do skrajnego wyczerpania, to człowiek się uodparnia. Na moje ego bardzo działa widok kogoś, kto uczy się biegać na nartach. To jest piękny przekaz.

Rozmawiał: ANDRZEJ STANOWSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski