Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdy z nas ma ochotę spojrzeć w głąb siebie

Rozmawiał Paweł Gzyl
Michał Kowalonek (drugi z lewej) i jego koledzy ze Snowmana
Michał Kowalonek (drugi z lewej) i jego koledzy ze Snowmana Fot. archiwum
Rozmowa z Michałem Kowalonkiem, wokalistą i gitarzystą zespołu Snowman, o jego nowej płycie - „Gwiazdozbiór”.

- Obchodzicie właśnie piętnastolecie istnienia. Warto było wyruszyć w tę długą podróż?

- Pewnie, że tak. Ja niczego w życiu nie żałuję. Wszystko, co nam się przytrafia jest przecież po coś. Wymyśliłem ten zespół z kolegą Adamem - i dał on nam bardzo dużo: przede wszystkim możliwość realizowania się w muzyce, setki godzin różnych dźwięków, ale też mnóstwo przyjaźni, które przetrwały do dzisiaj. To nas cały czas buduje, z tego jesteśmy stworzeni.

- Wszystko co nagraliście do tej pory sprawiało, że postrzegano Was jako artystyczny zespół. Nigdy nie mieliście komercyjnych apetytów?

- Nie myśleliśmy nigdy w tych kategoriach. Nasza nowa płyta - „Gwiazdozbiór” - jest bardziej przystępna, ale to nie wynika z jakiegoś wyrachowania. Teraz jesteśmy właśnie takim momencie i to mieliśmy do zaoferowania. Ani menedżer, ani wytwórnia nie wywierali na nas żadnego ciśnienia.

- Pięć lat temu zostałeś wokalistą Myslovitz. Jak to odbiło się to na Snowmanie?

- Wpadłem od razu w wir pracy z Myslovitz. Ja miałem pełno pomysłów, chłopaki zgromadzili trochę wcześniejszych nagrań, zrobiliśmy więc od razu płytę i zagraliśmy mnóstwo koncertów. Przez trzy lata nie było mnie dla nikogo. Koledzy ze Snowmana byli wyrozumiali - bo każdy z nich chyba tak samo postąpiłby na moim miejscu. Trudno było odrzucić okazję popracowania z muzykami, którzy stworzyli tyle świetnych płyt i zjeździli pół świata. Powiedziałem im więc: „Nie wiem ile mi to zajmie, ale bądźcie cierpliwi, na pewno wrócę”. I tak się stało.

- Wiedzieliście od razu, jaki powinien być ten pierwszy od sześciu lat nowy album Snowmana?

- Napisałem dużo piosenek, kilka było zaległych, więc je dokończyliśmy. Ponieważ dzisiejsze czasy wymagają od artystów, aby ich komunikaty były bardziej wprost, ideą tej płyty było od razu uderzenie w serducho słuchacza. Natychmiast się ją kocha albo nienawidzi.

- Jaki wpływ miały na to Twoje doświadczenia z Myslovitz?

- Te pięć lat sprawiły, że zacząłem nieco inaczej postrzegać formułę piosenki. Zadecydowały o tym zarówno koncerty, jak i praca w studiu. Przefiltrowałem te wszystkie doświadczenia przez swoją osobowość i wymyśliłem własny sposób na komponowanie. W efekcie rozbudowane utwory Snowmana zamieniły się w melodyjne i rytmiczne piosenki.

- Koledzy mieli nic przeciwko takiej odmianie?

- Mieliśmy różnego rodzaju rozmowy. Dla mnie teraz to nie jest już najistotniejsze. Zdarzyło się tak, że któraś piosenka nie podobała się komuś w zespole. Ale ponieważ ja uznałem ją za dobrą i zależało mi, aby znalazła się na płycie - tak się też stało. To był singiel, który zrobił sporo fajnego zamieszania w radiostacjach.

- Nie boisz się porównań nowego Snowmana z Myslovitz?

- Jedynym elementem łączącym oba zespoły jest mój głos. Trzeba jednak pamiętać, że kiedy dołączyłem pięć lat temu do Myslovitz, miałem już za sobą dziesięć lat śpiewania w Snowmanie. Dlatego byłem, jestem i będę tym samym Michałem. Nic się nie zmieniło. Wchodząc do studia, aby zarejestrować wokale na „Gwiazdozbiór” chciałem po prostu zaśpiewać jak najlepiej potrafię. I tak się stało. Fani będą oczywiście komentować - ale to już ich prawo.

- Zatrudniliście jako producenta Leszka Biolika. Jaki miał wpływ na ostateczny kształt albumu?

- Leszek ostatnio powiedział, że włożył w tę sesję całe swoje serce, ale z drugiej strony starał się też nie przeszkadzać. Dlatego słychać na „Gwiazdozbiorze” charakter zespołu. Jakieś trzy czwarte płyty powstało podczas nagrania na żywo: weszliśmy do studia w Poznaniu i zarejestrowaliśmy wszystko za jednym podejściem. Oczywiście wokal i instrumenty akustyczne dograliśmy później. Tylko trzy piosenki powstały w warunkach sterylnych. Dopieszczaliśmy je z Leszkiem. To stało się na początku naszej współpracy, po to, aby się lepiej poznać.

- Leszek był basistą Republiki. I trochę słychać te wpływy na Waszej płycie.

- Fajnie, że to wychwyciłeś. Bo zależało nam na tym. Polska nowa fala była bardzo prawdziwa: nie brała jeńców, waliła po ryju i kto był słaby to odpadał. Podoba nam się taka postawa.

- Teksty na „Gwiazdozbiorze” są raczej introwertyczne. Nie miałeś ochoty na społeczne i polityczne komentarze?

- Nie. Czasy są takie, chyba każdy z nas ma ochotę spojrzeć w głąb siebie. Ja cały czas rozliczam się ze sobą. Sam jestem dla siebie największym krytykiem i najwięcej pretensji mam zawsze do samego siebie. Lubię zabrać się na spacer lub na rower - i pobyć samemu ze sobą. Stąd i takie teksty.

- „Gwiazdozbiór” miał premierę w serwisie Tidal w wysokiej jakości Masters. To dla Was ważne?

- Dla nas i dla słuchaczy. Na początku serwisy streamingowe odebrały nam wysoką jakość muzyki poprzez jej skompresowanie na potrzeby cyfrowego strumienia. Teraz jednak pojawiły się możliwości oddania w internecie najwyższej jakości dźwięku - takiej, jak w studiu nagraniowym. Aby tak się stało zrobiliśmy odpowiedni miks „gwiazdozbioru” pod streaming w systemie Masters. Ale powstały też dwa inne miksy - pod płytę kompaktową i winylową. Kosztowało nas to sporo, ale myślę, że warto było.

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 4

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski