Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kazik Staszewski: Nie chcę być wodzem żadnej rewolucji

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Arek Szymański
Kazik Staszewski wywołał niedawno trzęsienie ziemi w radiowej Trójce piosenką „Twój ból jest lepszy niż mój”. Trafiła ona na nową płytę piosenkarza – „Zaraza”. Z okazji jej premiery Kazik wyjaśnia nam dlaczego nie jest zwolennikiem demokracji i zdradza jak będzie głosował w wyborach prezydenckich.

- Johnny Rotten z Sex Pistols powiedział kiedyś, że do tworzenia najbardziej napędza go gniew. Jak jest w twoim przypadku?
- Gniew też. Ale czy najbardziej? Różne stany emocjonalne wpływają na to, że się zaczyna pisać. To też miłość czy pozytywne rzeczy w skali mikro- i makrospołeczności. Duży wpływ ma też muzyka. Kiedy byłem bardzo młody, pisałem teksty nie słysząc w ogóle muzyki, tak jak wiersze. Teraz jest inaczej. Muzyka jest wspomagająca, nawet kiedy sam sobie coś wymyślę i podśpiewuję.

- Inspiracją dla twoich nowych piosenek była pandemia. Jakie emocje skłoniły się do stworzenia „Zarazy”?
- Jeszcze na początku marca docierające do nas informacje o koronawirusie nie wywoływały paniki. Wydawało mi się, że podobnie jak w przypadku trzech ostatnich epidemii, Europa zostanie potraktowana przez nie ulgowo i wypadki zachorowań będą rzadkie. Ale powoli wszystko zaczęło się sypać.

- Co wtedy robiłeś?
- Byliśmy pod koniec akustycznej trasy koncertowej Kultu. Rozjechaliśmy się do domów na kilka dni i mieliśmy się spotkać na kolejnych występach w Warszawie. Te koncerty już się jednak nie odbyły. Potem posypały się kolejne. Odpadły mi też plany wakacyjne. W przerwie między występami chciałem pojechać do Izraela i na Teneryfę. To też poszło w niebyt.

- Jak to przyjąłeś?
- Na początku poczułem ulgę i szeroko pojęty luz. Kiedy wszystko odpadło, nie musiałem się martwić o przyszłość. Tej Teneryfy trzymałem się tylko dosyć długo, ale łaska boska sprawiła, że jednak tam nie pojechałem. Bo bym ugrzązł na dobre. W Hiszpanii obostrzenia nastąpiły później niż u nas, ale były poważniejsze, jak areszt domowy dla wszystkich. Kiedy plany wzięły w łeb, poczułem wyzwolenie z tego świata pełnego obowiązków i pośpiechu, przemieszczania się z miejsca na miejsce i wypełniania kolejnych zobowiązań. Nastąpił czas na przemyślenie swego życia i hierarchii wartości. Sytuacja podbramkowa zawsze do tego inspiruje – nie tylko wtedy, kiedy samemu się szwankuje na zdrowiu, ale również wtedy, kiedy coś złego dzieje się całej populacji.

- I z tego narodziły się piosenki na „Zarazę”?
- Ile można snuć refleksje na swój temat? Ile można siedzieć w domu i oglądać seriale? Postanowiłem więc zebrać Kult i zrobić płytę, o której gadaliśmy od dwóch lat. Ale koledzy spoza Warszawy się zbuntowali i powiedzieli, że nie przyjadą na sesję. I wtedy nasz gitarzysta, Wojtek Jabłoński, zaproponował mi udział w swoim projekcie. Robił składankę z młodymi wokalistami i poprosił, żebyśmy wspólnie nagrali jeden numer, aby ją komercyjnie pociągnąć. Zarejestrowaliśmy więc tę piosenkę i okazało się, że wyszła całkiem fajnie. „To może całą płytę nagramy?” – pomyśleliśmy wtedy.

- Trudno było pracować nad płytą podczas kwarantanny?
- Jeszcze 28 marca nie było ani jednej nuty, ani jednego akordu, ani jednego tekstu, słowem nie było żadnej piosenki. Potem zaczęliśmy spotykać się tylko we dwóch w studiu Wojtka. On jest gitarzystą, ale równie dobrze gra na basie, perkusji i instrumentach perkusyjnych. Robił więc za czterech. Piosenki powstawały zupełnie inaczej niż zazwyczaj robiłem to do tej pory: Wojtek grał prosty rytm na perkusji, a ja śpiewałem do tego melodię bez tekstu. Potem mieliśmy to mocno przearanżować, ale okazało się po odsłuchaniu, że jest to niepotrzebne. Wszystkie piosenki zostały w takiej formie, jak zostały zaśpiewane po raz pierwszy.

- Z tekstami poszło trudniej?
- W ostatnich latach towarzyszyło mi przekonanie, że jako tekściarz już się skończyłem. Pisanie tekstów sprawiało mi duży kłopot, a na dodatek wydawało mi się, że to, co tworzę, jest straszne i bez sensu. Może był to zbyt daleko posunięty krytycyzm? Przecież jakieś 20 lat temu siadałem i pisałem tekst z miejsca, a gdy był zły, to lądował w koszu i zaraz pisałem następny. W kwietniu okazało się, że kiedy dostałem czas i możliwość, znowu wróciła do mnie lekkość pisania. W ciągu dwóch tygodni wszystkie teksty były gotowe.

- Już na wstępie „Zarazy” śpiewasz, że „kwarantanna to nie sposób na przetrwanie”. Uważasz, że rząd wprowadził zbyt ostre obostrzenia?
- W tej piosence śpiewam najpierw, że „kwarantanna to jest sposób na przetrwanie”. Te obostrzenia były w tym czasie koniecznie, choćby dlatego, że spotkaliśmy się z czymś do tej pory kompletnie nieznanym. Dlatego lepiej było uważać. Ta sytuacja nie miała precedensu w historii nowoczesnego świata. I nawet zaskoczyło mnie, że Polacy, którzy mają tendencję do niepodporządkowania się restrykcjom, tak zgodnie je przyjęli. Nasz rząd zareagował dobrze i staję murem za ministrem Szumowskim, któremu obecnie opozycja zarzuca nieprzygotowanie i zbagatelizowanie problemu. Ciekawe, jakby od nich ktoś zareagował na taką historię. Wszystko, co zrobił Szumowski było słuszne i właściwie.

- Nie zabrało nam to zbyt wiele wolności?
- Obostrzenia wprowadzone przez rząd sprawiły, że sięgnięto po instrumenty służące do inwigilowania obywateli. Karty kredytowe czy różne aplikacje. Kiedy pojawił się koronawirus, zaistniała świetna okazja, by przetestować czy ludzie się zgodzą na tak szeroko zakrojoną inwigilację. Czy dla poczucia bezpieczeństwa jesteśmy skłonni odebrać sobie ogromne połacie wolności. Analogiczna sytuacja, tylko w mniejszym zakresie, była po zamachu na wieże w Nowym Jorku, kiedy Amerykanie dali sobie zabrać cały zestaw praw i swobód jedną ustawą zrobioną na kolanie. Okazało się, że tak się boimy o swoje życie, iż jest pełna zgoda, by zabierano nam coraz większe pokłady wolności.

- Jak to się może przejawiać?
- Wiesz jak wygląda wsiadanie do samolotu po 11 września? Wszyscy się tłoczą w kolejce, trzeba zdejmować buty i paski, grzebią nam w torbach. Janek Grudziński, kiedy lecimy gdzieś z Kultem za granicę, zawsze wtedy mówi: „Oto prawdziwe zwycięstwo Al-Kaidy”. Niewykluczone, że w wyniku pandemii takie rzeczy będą towarzyszyły wejściu do metra czy autobusu. Z mierzeniem temperatury i monitorowaniem naszego stanu zdrowia włącznie. To z kolei będzie rzutować na to, jakie dać nam ubezpieczenie, albo czy możemy dostać taką czy inną pracę. Jeszcze w lutym tego roku byłoby to niewyobrażalne. To jest nieodwracalne. Świat się radykalnie zmienił i nie będzie odwrotu do tego, co było przed wkroczeniem pandemii na Zachód.

- Po wybuchu pandemii też pojawiły się teorie głoszące, że to atak terrorystyczny. Ty śpiewasz, że „Chińczycy wygrali trzecią wojnę światową bez jednego wystrzału”. Myślisz, że pandemia to efekt celowego działania?
- Ja tak nie myślę. Ale są takie teorie – i o nich śpiewam. Skąd się naprawdę wziął koronawirus? Nie wiem. Nie jestem medykiem. Jestem tylko głupim grajkiem i mogę się mylić – i koronawirus może być potworną pandemią, która dopiero zbierze tragiczne żniwo.

- W jednej z piosenek śpiewasz, że pandemia to „kara dla wielkiego Babilonu”. A ty przecież od pewnego czasu deklarujesz, że nie wierzysz w Boga.
- To, że jestem ateistą, nie wyklucza używania przeze mnie kategorii „Boga”. Jest ona bowiem powszechnie znana i bardzo nośna. Poza tym, kara może być niekoniecznie od Boga, tylko od natury. Na płycie mówią o tym dwie bliźniacze piosenki: „Kwarantanna” i „Nigdzie już nie pójdę dziś”. Na Teneryfie jest największa góra w Hiszpanii – i kiedy się pod nią stanie, widać, jaki człowiek jest malutki i jak kozaczy, zupełnie nie biorąc pod uwagę tego, jak to jego kozactwo może być łatwo przez naturę unicestwione. Wydawało nam się, że kontrolujemy całą Ziemię, przy okazji zakuwając ją w kajdany i robiąc z niej śmietnik i kloakę. A teraz Matka Natura się rozgniewała. Możesz też to nazwać Bogiem.

- Wielu ekologów twierdzi, że źródła takiego postępowania tkwią w Biblii, gdzie jest napisane: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Ty też przytaczasz ten cytat.
- Tak bym tego nie uogólniał. Biblia nie jest źródłem działania dla wszystkich kultur, tylko naszej zachodniej cywilizacji, opartej na chrześcijaństwie. Człowiek od dawien dawna czuł się panem Ziemi. Sto czy dwieście lat temu to czynienie jej sobie poddaną, nie było jednak jeszcze groźne. Ale teraz mamy w rękach takie instrumenty, że postępując w myśl tego nakazu, prowadzimy totalną destrukcję tejże Ziemi. I alarm słychać z różnych źródeł.

- Na zwiastun płyty wybrałeś bardziej konkretny utwór – „Twój ból jest mniejszy niż mój”. To było celowe włożenie kija w mrowisko?
- Ta piosenka w ogóle nie miała promować płyty. Rolę tę pełnić będzie utwór „Noże i pistolety”, do którego powstał teledysk. „Twój ból” miał być tylko zajawką, iż nie siedzimy w domu i nie dołujemy się, że koncerty odwołane, tylko coś robimy. Wszystkie piosenki były wtedy jeszcze rozgrzebane, tylko ta była skończona. Dlatego zdecydowałem się posłać w świat taką wiadomość. Ale oczywiście zrobiłem to z premedytacją. Tekst dotyczył bowiem wydarzeń, które były jeszcze żywe i pamiętane: wizyty Jarosława Kaczyńskiego na cmentarzu, na którym wisiała dla innych kłódka. Obawiałem się też, że jak wypuścimy ten utwór jako singiel trochę później, to nikt nie będzie już pamiętał, o czym on opowiada. Internet jest potężnym narzędziem, jeśli chodzi o dotarcie do ludzi, ale ma strasznie krótką pamięć. Trzeba było więc kuć żelazo póki gorące.

- Zaskoczyło cię, że szefostwo Polskiego Radia chciało u siebie zablokować tę piosenkę?
- Nie. Tego wszystkiego, co działo się przez pierwszy tydzień, dokładnie się spodziewałem. (śmiech) Wiedziałem, że piosenka będzie miała spory odzew i wywoła polaryzację poglądów. Oglądałem oba dzienniki telewizyjne – strony rządowej i strony opozycyjnej. I ku mojemu zaskoczeniu w obu była wyjątkowa jednomyślność odnośnie sytuacji w Trójce. Telewizja publiczna próbowała bronić prezesa, mówiąc że był nie na jednym cmentarzu, tylko na czterech. Pogłębiała przez to absurdalność tej historii. Ale były też głosy dziennikarzy, których trudno posądzić o sympatie opozycyjne, głoszące, że to jednak bardzo niestosowny ruch.

- Co cię najbardziej wkurzyło w tym zachowaniu Kaczyńskiego?
- Ja bym zrozumiał, gdyby na cmentarz pod pomnik ofiar w Smoleńsku poszli Duda albo Morawiecki. To by się dało jakoś obronić. Ale wizyty szeregowego posła PiS, nie sposób było obronić. Zwłaszcza, że bliskim innych ofiar nie było to dane. Zamknięcie cmentarzy nie było rządowym rozporządzeniem. Scedowane je na ręce administracji tychże cmentarzy. A ci, żeby mieć święty sposób, pozamykali je wszystkie. Dowiedziałem się o tym trochę później – i rację ma minister Gliński, informując mnie na Twitterze, że takiego centralnego zakazu rządowego nie było. Ja to rozporządzenie post factum dostałem, ale zostało ono napisane takim ciężkim językiem urzędniczym napisane, że z trudem je zrozumiałem. Daję sobie jednak głowę uciąć, że przeciętny obywatel, którym ja też jestem, w tamtym czasie nie znał tego dokumentu. W mediach po prostu poszła informacja, że na czas Wielkanocy zamyka się cmentarze. Tak jak parki i lasy.

- Dobrze się stało, że ta piosenka wywołała takie trzęsienie ziemi w Trójce?
- Nie wiem. Nie byłem sobie w stanie wyobrazić nawet w najbardziej wybujałych marzeniach tego, co się wtedy wydarzyło w mediach. Dla mnie oczywiście dobrze się stało – bo lepszej promocji płyty nie można było sobie wykombinować. Zrobił się hałas niewspółmierny do tego, na jaki ta piosenka zasługiwała.

- A dla radia?
- Ja już dawno Trójki nie słucham. To była kultowa rozgłośnia w latach 80., potem w latach 90. nawet też. Ale później przy obfitości prywatnych stacji, to już nie bardzo. Trójka jest radiem publicznym i dlatego w jakiś tam sposób zawsze będzie sprzyjać władzy. 30 lat temu niemal identyczną historię miałem z piosenką „45-89”. Wtedy miała ona też zakaz emisji w Trójce. A sytuacja była gorsza – bo nie było internetu. Działała tylko Zetka, która dopiero co powstała i puszczała ten numer, dzięki czemu go spopularyzowała. Trójka dopiero po dwóch miesiącach uznała, że zakaz dla tej piosenki był głupotą – i ją przywróciła. Ale nagranie to chyba w ogóle nie pojawiło się na liście przebojów. A wtedy Trójka była sto razy bardziej opiniotwórcza niż teraz.

- Co sądzisz o reakcji dziennikarzy stacji?
- Dostałem dwa telefony od dwóch dziennikarzy Trójki, którzy jako jedni z ostatnich zeszli z jej pokładu. Podziękowali mi za to, że moja piosenka i ta afera, która wokół niej się wydarzyła, pozwoliła im przejrzeć na oczy. I utracili ostatnią nadzieję, że coś tam się jeszcze zmieni.

- Ale teraz niemal wszyscy wracają do Trójki z powrotem.
- (śmiech) To prawda. Jeden z nich zadzwonił do mnie wczoraj i ni z tego ni z owego mówi: „Chodź, zrobimy wywiad do Trójki o płycie”. Ja mówię: „Słuchaj, to chyba jeszcze za wcześnie. Nie wiadomo jak to się dalej potoczy. Czy jesteś pewny, że cię nikt z powrotem nie wystawi do wiatru?”. Z mojej strony to byłby bardzo głupi krok.

- Po aferze z „Bólem” opozycyjne media chciały cię okrzyknąć przywódcą rewolucji przeciwko PiS-owi. Tymczasem na „Zarazie” nie ma innych piosenek bezpośrednio uderzających w partię rządzącą. Nie chcesz wyciągnąć Polaków na barykady?
- Nie chcę. Broń Boże. Nie chcę być wodzem żadnej rewolucji: ani antyPiSowskiej, ani antyPOwskiej. Moja sztuka jest dużo bardziej warta niż doraźne przepychanki polityczne. Świadom jej wartości, jestem tylko potężnie wpływowym obserwatorem i komentatorem. Zresztą moja siła się bierze stąd, że właśnie nie daję się wciągnąć na te sztandary, chociaż obie partie bardzo by to chciały zrobić.

- Onet zarzucił ci nawet, że jesteś sytym i bogatym rockmanem w średnim wieku, którego interesuje tylko święty spokój.
- (śmiech) Każdy chce mieć święty spokój. To chyba normalna historia. Ja przypomnę, że jeszcze przed wyborami w 2015 roku miałem bardzo długi wywiad dla „Gazety Wyborczej”, który przeprowadzało aż dwóch dziennikarzy. I oni mnie zapytali: „Co sądzić o partii, która nie uznaje demokratycznie przeprowadzonych wyborów i wyciąga ludzi na ulice”. Ja odpowiedziałem to, co myślę: że boję się wyprowadzania ludzi na ulicę, bo nie jestem w stanie przewidzieć konsekwencji. W listopadzie byłem w Santiago De Chile i trafiłem tam na stan wyjątkowy. Widziałem więc miejską rozpierduchę w pełnej krasie. I to naprawdę nie jest nic fajnego. To jest ostateczność, do której lud jest zmuszony, kiedy izolacja klasy rządzącej i lekceważenie potrzeb społeczeństwa posuwa się do takich rozmiarów, że nie ma już innego wyjścia. Powiedziałem więc wtedy „Wyborczej”, że jestem przeciwko temu. A potem zmienił się rząd. I tamto pytanie dziennikarzy okazało się niespodziewanie nieprawomyślne.

- Odrzucasz w ogóle ideę rewolucji?
- Oczywiście. Przykład? Całkiem słuszny gniew na carskie władze w Rosji w 1917 roku przyniósł jeden z najstraszniejszych rozdziałów w historii, który zebrał żniwo setek milionów ofiar.

- Myślisz, że jest jakaś szansa na to, by wyjść z sytuacji klinczu między rządzącymi a opozycją, w jakiej się znajdujemy?

- Myślę, że nie ma. Znam sytuację w Hiszpanii i tam jest taki klincz od ponad stu lat. Do tego mieli jeszcze wojnę domową, podczas której brat zabijał brata. Dlatego do dzisiaj Hiszpania nadal jest podzielona równo po połowie. Z jednej strony jest szeroko pojęta lewica w różnych odcieniach, a z drugiej – zwolennicy Franco i Falangi. Takie rzeczy łatwo rozpętać, co niektórym politykom u nas udało się z zaskakującą łatwością. Ale zasypać – to kolosalna robota i myślę, że nie dożyję czegoś takiego.

Kazik przez wiele lat dał "popalić" politykom ze wszystkich opcji politycznych. Poznaj historię kontrowersyjnego artysty - przejdź do galerii!

Kazik Staszewski. Kim jest autor piosenki, która zatrzęsła r...

- Nie ma nadziei?
- Jest – o ile znajdzie się jakiś super mąż stanu, jak chociażby Nelson Mandela. On miał do wykonania jeszcze cięższą robotę. To, że zapobiegł wojnie domowej po upadku apartheidu i totalnej rzezi białej ludności, to tylko jego zasługa. Niby z roku na rok sytuacja w RPA wygląda coraz gorzej, trudno jednak nie uznać zasług Mandeli w wyprowadzeniu tego kraju z sytuacji absolutnie podbramkowej. Jeśli w Polsce pojawi się taka charyzmatyczna postać, to są szansę na zgodę narodową. Na razie nie widzę absolutnie kogoś takiego. I myślę, że długo się taka postać nie pojawi.

- Taka postać mogłaby się objawić teraz – w czasie wyborów prezydenckich. Jak oceniasz startujących kandydatów?
- Mizeria wśród kandydatów opozycji jest potworna. Ale nie podoba mi się również prezydent Duda, który jest właściwie notariuszem poleceń prezesa Kaczyńskiego. Każda jego próba zaznaczenia swojej samodzielności, kończy się natychmiastowym przywołaniem go do porządku i pokazaniem miejsca w szeregu. W tych wyborach nie chodzi o to, na kogo głosować, bo absolutnie nie ma na kogo. Tylko chodzi o to, po co głosować. Z dwojga złego trochę lepiej jest bowiem, kiedy wszystkie organy władzy nie są skupione w rękach jednej siły politycznej. Dobrze by więc było, żeby urząd prezydenta objął ktoś z opozycji.

- Mieszkasz w Warszawie. Co sądzisz o Trzaskowskim?
- To świeży kandydat. Ale nie za bardzo sprawnie radzi sobie w Warszawie. Jako jego alibi można by powiedzieć, że kiedy Lech Kaczyński był prezydentem stolicy, to też nie zrobił tu nic specjalnego. A okazał się największym prezydentem Polski ostatniego trzydziestolecia. Mało tego: sytuacja w Gruzji stawia go wręcz w rzędzie ludzi, których można nazwać mężami stanu. To właściwie był ostatni mąż stanu w Polsce.

- Był taki moment, że sympatyzowałeś z Unią polityki Realnej. Kandydatura Bosaka ci nie odpowiada?
- Dalej mi się podoba to, co Unia Polityki Realnej głosi. Ale oni są ugrupowaniem kanapowym. Trzeba więc być realistą: nie mają żadnych szans. Podoba mi się skrzydło „wolnościowe” w Konfederacji, ale od strony estetycznej nie podoba mi się jej sojusz z narodowcami, który uważam za wręcz obrzydliwy. A Bosak jest od narodowców.

#Hot16Challenge2. Duda, Korwin-Mikke, Bodnar też wzięli udzi...

- W piosence „Demokracja” śpiewasz: „Pijane stado poucza mnie co dobre a co złe”. Nie podoba ci się tego rodzaju sprawowanie rządów?
- Nie podoba mi się, lecz powtórzę za Winstonem Churchillem, że „demokracja jest bardzo złym ustrojem, ale lepszego człowiek nie wymyślił”. Weźmy choćby casus Hitlera – przecież przejął władzę w demokratycznych wyborach, nie zbierając jakiejś horrendalnej liczby głosów. A doprowadziło to do powstania jednego z najbardziej zbrodniczych reżimów w historii świata. W demokracji najbardziej niebezpieczne jest to, że głupi grajek, taki jak ja, ma taki sam głos, jak profesor politologii. Ja bym miał taki pomysł, żeby przed wyborami zadawać każdemu trzy proste pytania: Jakie są rodzaje władzy? Jak się nazywa prezydent i z jakiej jest partii? Co to jest budżet? Jak ktoś odpowie – to dostanie kartkę wyborczą.

- Kiedyś powiedziałeś, że najbardziej podoba ci się monarchia w Hiszpanii. Nie zmieniłeś zdania?
- Teraz te monarchie nie są już takie jak kiedyś. Królowie są tylko głowami państwa i nic ponadto. W Hiszpanii też jest obecnie demokracja. Ja byłem monarchistą w starym stylu. Podobało mi się, kiedy król był najważniejszym ośrodkiem decyzyjnym w kraju. Gdzie teraz tak jest w Europie? Może w Lichtensteinie. Tak naprawdę, kiedy obejrzałem kilka filmów historycznych, zwłaszcza o Henryku VIII, to mi te monarchistyczne historie wyleciały z głowy. „Ktoś się buntuje? To jedź tam i powieś jakieś 30 tysięcy. I będzie spokój”.

- Nie irytuje cię, że każda ze stron polskiego konfliktu wykorzystuje fragmenty twoich wypowiedzi do swoich celów?
- Nie. Bo ja tego w ogóle nie czytam. Od kiedy zaczęliśmy nagrywać płytę, jestem odcięty od internetu w sposób całkowity. Trzymam się więc w kompletnej niewiedzy co ludzie o mnie mówią i na którą stronę próbują mnie przeciągnąć. I ta niewiedza pozwala mi zachować spokój i szeroko pojętą higienę psychiczną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Kazik Staszewski: Nie chcę być wodzem żadnej rewolucji - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski