Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy chciał sam wykąpać syna, Ukraińcy myśleli, że jest kosmitą

Rozmawia Katarzyna Kachel
Alina i Jacek, czyli małżeński zoom na Ukrainę
Alina i Jacek, czyli małżeński zoom na Ukrainę Fot. Bartek Syta
Ona jest z Kijowa, on urodził się w Łodzi. Dla niej całkowicie normalne jest podawanie mężowi na śniadanie schabowego z ziemniakami. Dla Jacka Łęskiego to niekoniecznie celny pomysł. Do księgarń właśnie trafiła ich książka „Pokochać Ukrainę”.

– Pamięta Pan, kiedy podczas zaprzysiężenia Poroszenki na prezydenta, zemdlał żołnierz kompanii honorowej?

– I to dokładnie w tym momencie, kiedy elekt przechodził obok niego. Padł do jego stóp.

– Ukraińcy odczytali owo omdlenie w bardzo symboliczny sposób. Dlaczego?

– Bo zawsze doszukują się ukrytych znaczeń w rozmaitych sytuacjach, które towarzyszą państwowym wydarzeniom, inauguracjom i spotkaniom. Odczytują te symbole czy znaki i nadają im prawie proroczy wymiar.

– Znaków tego dnia było więcej. Siedemsetletni dąb na wyspie Hortyca wypuścił nowy pęd.

– Wyczytałem to w „Komsomolskiej Prawdzie”.

– Te informacje trafiają na pierwsze strony ukraińskich gazet?

– No tak. Spektakularne omdlenie, kiedy wojakowi karabin wypadł z rąk, było jednym z głównych newsów dnia. Przy inauguracji Janukowycza też było ciekawie. Gdy wchodził do budynku Rady Najwyższej zatrzasnęły się przed nim drzwi. Spekulacjom o złym omenie, który rozpoczął rządy, nie było końca. Podobnie zresztą była interpretowana historia związana z Leonidem Kuczmą. Podczas zaprzysiężenia wręczono mu buławę. Bezradnie rozglądał się nie wiedząc, co z nią zrobić, by wreszcie oddać ją żołnierzowi. I to zostało odczytane jako fatalny ruch. Tak jakby zrzekał się władzy.

– W przypadku Poroszenki było inaczej.

– W tym napiętym bardzo okresie pragnienie Ukraińców o zakończeniu konfliktów, było tak wielkie, że odczytali wypuszczenie karabinu jako symboliczne rozwiązanie pokojowe.

– To znaczenie symboli wśród Ukraińców jest w jakikolwiek sposób związane z wykształceniem, pozycją, sytuacją materialną?

– Raczej nie. Silna potrzeba wiary w rzeczywistość nadprzyrodzoną jest dość powszechna. Zresztą w Polsce też znalazłaby się grupa ludzi, którzy mają swoje demony i przesądy.

– Ale u nas w domu można gwizdać.

– Fakt, Ukraińcy są święcie przekonani, że gwizd wywieje im pieniądze z domu.

– A pusta butelka na stole to nieszczęście.

– Też mamy wiele takich przesądów, choć tam – mam wrażenie – przybiera to formy powszechniejsze i mocniejsze.

– Pisze Pan o czaszkach z ławry Peczerskiej, które po latach ożyły i znów zaczęły wydzielać święty olej zwany miro. Zagraniczni znajomi zwykle uśmiechali się rozbawieni słuchając tej historii. Pana żona była ich zachowaniem urażona.

– Wszystkie złośliwe komentarze dotyczące rzeczy nawet irracjonalnych, ale otoczonych przez Ukraińców kultem, wywołują ostre reakcje. Są na to bardzo wrażliwi. Co nie przeszkadza im oceniać kąśliwie wierzeń i zabobonów innych.

– Ukraińcy mają większe zaufanie do znachorów niż do specjalistów?

– Jest ich nawet więcej niż lekarzy. Tak więc zanim dojdzie do konfrontacji z przedstawicielem konwencjonalnej medycyny, na pewno skorzystają z porad szeptaczek, zielarek i natrą się czosnkiem.

– Może wynika to z kiepskiego poziomu służby zdrowia?

– Właśnie. Dostępność do niej jest słaba, a leczenie, teoretycznie bezpłatne, jest drogie. Jeżeli pójdziesz bez pieniędzy do szpitala, szybko umrzesz z głodu. Dlatego ludzie unikają jak mogą kontaktu z państwową służbą zdrowia.

– Duchowość ukraińska bardzo różni się od naszej?

– Jest oparta na mistycyzmie, głębokim poczuciu sacrum. Z jednej strony jest tak, że mało wiernych rozumie do końca prawosławną liturgię –przyjmują ją intuicyjnie, jak przedstawienie w teatrze. Ze wszystkimi figurami, elementami. Często odbierają ją w sposób magiczny, albo może raczej jako tajemnicę, której nie do końca rozumieją, ale w nią wierzą.

– Traktują obrzędowość swobodnie?

– Tak. Niewielu jest ludzi, którzy chodzą raz w tygodniu do cerkwi na całą liturgię. Może kilka procent. Zwykle przychodzą „na trochę”, pomodlić się, zapalić świeczki. Wielu mówi, że najlepiej im się modli, gdy jest mało ludzi.

– Mają przekonanie o wyższości prawosławia nad innymi religiami.

– To jest bardzo różne i zależy od stopnia zaangażowania religijnego i od cerkwi, do której się przynależy. Najbardziej nieprzyjazna i konserwatywna jest Ukraińska Cerkiew Patriarchatu Moskiewskiego, która np. przestrzega przed kodami kreskowymi, które są… dziełami szatana.

– Religia ma wpływ na życie rodzinne?

– Powiedziałbym, że mniejszy niż u nas. Nawet sprawy metod antykoncepcyjnych nie leżą w kwestii nauczania prawosławnego. To osobista sprawa sumienia małżonków.

– Ukrainki w rodzinie mają mocną pozycję?

– Z reguły cała rodzina opiera się na kobietach. Są twarde i niezależne. Lepiej przygotowane do życia w trudnych warunkach niż Polki. Mężczyźni, od których wymaga się by byli silni, często pękają pod naporem niełatwej codzienności. Ale są kreatywni i bardzo się starają.

– Ale niechętni, by pomóc żonie. Wspomina Pan, że gdy zaczął kąpać syna, rodzina żony patrzyła na Pana jak na kosmitę.

– Tak było. Bo owszem, mężczyzna coś pomajsterkuje, wytrzepie dywan. Ale za mycie talerzy się nie zabierze. Do małych dzieci też się nie garną. Chyba, że to młodsze pokolenie, które w związkach bardziej stawia na partnerstwo.

– A jak sobie Pan poradził ze śniadaniami ukraińskimi. Je Pan rano schabowego?

– Do końca sobie nie poradziłem, ale zawarliśmy kompromis domowy. Nie dostaję kotletów na śniadanie, ale też nie dostaję kanapek. Jemy kasze, gryczane, jęczmienne. Do tego warzywa. Alina nieufnie patrzy na kanapki i traktuje je jak dania drugiej kategorii.

– Bo taka żona, która nie poda na śniadanie ziemniaków, to zła gospodyni?

– No, prawie. Największy szok przeżyli Niemcy, którzy pojechali na kongres na Ukrainę. Rano zaserwowano im schabowego, puree ziemniaczane i kapustę kiszoną (wszystko w oleju). Jakież było zdziwienie i niezrozumienie obsługi, gdy goście poprosili o jogurt czy serki. Nie mieli. Co nie wyklucza w ogóle bogactwa tej kuchni, różnorodność i genialnych smaków.

– Muszę zapytać. Czy w Jałcie nadal na dworcu jest toaleta, w której każdy załatwia swoje sprawy na oczach innych?

– W obiektach użyteczności publicznej nadal są ubikacje typu „na narciarza”, a na Krymie i dalekim Wschodzie zdarzają się takie otwarte. Na Zachodniej i Centralnej Ukrainie w restauracjach, nowoczesnych lokalach standard się poprawił. Są czyste, zadbane, z umywalkami. Jest papier toaletowy, mydło, a nawet specjalne higieniczne folie nakładane na deskę sedesową.

– O co się kłóci najczęściej polsko-ukraińskie małżeństwo?

– O kompletne pierdoły, tak jak polskie. No i wtedy, kiedy się nie zrozumiemy. Ze względów mentalnościowych lub językowych. Kiedyś na przykład żona poprosiła, bym przyniósł jej słodką wodę. Gdy przytaszczyłem normalną mineralną wodę niegazowaną, była wkurzona. Miała na myśli fantę, colę.

– Urocza jest historia, kiedy Pana żona idzie do ginekologa i wyznaje mu, że się „nawaliła”, mając na myśli słowo „przewróciła”.

– Teraz tego rodzaju kwiatki zdarzają się rzadziej, ale nadal są urocze. Dzięki takim wynalazkom językowym rozmowy z Aliną bywają niezapomniane.

– Opisuje pan historie, kiedy spotykacie chłopaka w koszulce z napisem CCCP oraz sierpem i młotem. Oburza to Pana tak, że Pan rzuca: jego kolega powinien mieć t-shirt z Hitlerem. Co z kolei obrusza Pana żonę. Czy w Ukraińcach nadal tkwi tak silny sentyment do Związku Radzieckiego?

– Oczywiście, że tkwi. Tak jak wśród Polaków znajdziemy i takich, którzy tęsknią za PRL, wyrobami czekoladopodobnymi, polokoktą i jeżdżeniem na wczasy z FWP. Na szczęście ostatnie wydarzenia pokazały, że Ukraińcy w bardzo szybki sposób się z tego leczą. Widzą w jak destrukcyjny sposób może działać taki sentyment na niepodległość. Zorientowali się, że to nie jest tylko kwestia symboli, ale realnych i niebezpiecznych konsekwencji.

– To moment, kiedy Ukraina jest gotowa na stworzenie nowoczesnego państwa?

– To się okaże. Znając Ukrainę i Ukraińców jestem ostrożny, tam zmiany polityczne muszą być bardzo głębokie, a to jest nieprawdopodobnie trudne do realizacji. Na pewno chcą, są zdeterminowani, choć niewielu wierzyło, że uda im się wybić na normalność. Na ile się to uda przy tak potężnych siłach zewnętrznych? Zobaczymy. Ale na pewno to jest ten moment, kiedy Ukraińcy już dobrze wiedzą, że chcą rządzić w swoim kraju po swojemu.

***

Ukraina, Ukraińcy i Polacy oczami polsko-ukraińskiego małżeństwa:

historia, polityka, kuchnia, kariera, korupcja, sztuka, miłość, zwyczajne życie i droga do Europy, młode pokolenie kontra sowiecka tradycja.

Polaków i Ukraińców dzieli, ale i łączy więcej niż się wydaje. I chociaż związek ten jest bardzo skomplikowany, to nie przypadkiem Ukrainki są najczęściej wybieranymi przez Polaków żonami z zagranicy.

Ta książka powstała w czasie bardzo trudnym dla Ukrainy. W czasie, w którym oczy całego świata są zwrócone na Kijów, Krym i Lwów. Polacy bardzo często, śledząc wydarzenia rozgrywające się tuż za granicą, uświadamiają sobie, że wiedzą o Ukrainie niewiele. To właśnie dla nich jest ta opowieść – opowieść o kraju fascynującym, pełnym kolorów i kontrastów, dumnym ze swej głęboko zakorzenionej tradycji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski