Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy robię wszystko, co w mojej mocy i nie udaje mi się uratować życia, mam poczucie przegranej

Rozmawia Katarzyna Kachel
Prof. Popiela: Ludzie boją się cierpienia, samotności i tego, że służba zdrowia w tym momencie nie jest w stanie wystarczająco pomóc
Prof. Popiela: Ludzie boją się cierpienia, samotności i tego, że służba zdrowia w tym momencie nie jest w stanie wystarczająco pomóc Fot. Andrzej Banaś
Niepowodzenia uczą pokory. Na szczęście miałem zawsze tak, że po dniu klęski, przychodził dzień sukcesu. I to wynagradzało mi smak porażki – mówi prof. Tadeusz Popiela, wybitny chirurg, gastroenterolog i onkolog.

– Wierzy Pan Profesor w cuda?

– Nie, nie wierzę. Wierzę w zbieg okoliczności.

– Jest różnica?

– Jest. Zbieg okoliczności to splot niewytłumaczalnych wydarzeń, czasami sprzecznych ze sobą, których w żaden racjonalny sposób nie mogę zinterpretować. Zrozumieć. Nie mogę, bo może to przekracza moje osobiste możliwości, a może po prostu możliwości nauki.

– Co Pan profesor wówczas robi?

– Szukam. Badam źródła, próbuję analizować.

– Gdy to nic nie daje?

– To czekam. Z czasem, z rozwojem nauki znajdujemy przecież odpowiedzi na coraz więcej frustrujących nas pytań, niepojętych sytuacji. Oczywiście powstają i powstaną nowe, z którymi przyjdzie się już zmierzyć następnym generacjom.

– Pytam o cuda nie bez przyczyny. Pana współpracownicy zawsze powtarzali: ręce Profesora Popieli działają cuda.

– Przesada.

– Jak zatem jest?

– Zawód chirurga jest pochodną jego osobistych umiejętności, predyspozycji i wiedzy, która powinna być cały czas poszerzana. Bo przecież nauka w zaskakujący sposób się rozwija. Tak więc sprawne ręce to jedno, a drugie to cały wachlarz rzeczy, które mogą służyć i pomóc lekarzowi. Wciąż jestem pod wielkim wrażeniem postępów w nanotechnologii, biologii molekularnej, genetyce.

Wie pani, jak to pobudza moją wyobraźnię? Jak rodzi pytania: kiedy wreszcie te wszystkie osiągnięcia będzie można wykorzystać w medycynie? Już teraz widzę jak dalece można minimalizować agresywność chirurgii, co zawsze przecież było moją obsesją.

– Tak, by jak najmniej człowieka okaleczać?

– Tak, bo choć zabieg chirurgiczny ratuje ludzkie życie, zawsze wiąże się z różnymi ograniczeniami: estetycznymi, funkcjonalnymi czy psychicznymi.

– Psychicznymi?

– Myśl, świadomość, że ktoś coś wyciął z naszego ciała potrafi człowieka zatruć.

– Psychika dominuje nad ciałem?

– Różnie bywa. To zależy od usposobienia, charakteru i bogactwa wyobraźni pacjenta. Na szczęście w chirurgii mamy coraz więcej możliwości. To, co do tej pory było nieosiągalne, staje się możliwe. Wiem, co mówię, bo moja perspektywa patrzenia wstecz jest bardziej rozległa od Pani perspektywy. W zawodzie funkcjonuje ponad 60 lat i przebyłem strasznie długą drogę.

– Zmienia się medycyna. A ludzie?

– Nie zmieniają się tak szybko, choć na pewno mają większą wiedzę na temat chorób. Dużo mówią o profilaktyce i właściwym stylu życia: diecie czy ćwiczeniach. Chcą także częściej się badać.

– Przestają bać się raka?

– Nie, nie przestają. Strach jest nadal duży, bo wciąż jest wysoka śmiertelność. Szczególnie w Polsce. I choć wyniki leczenia w porównaniu z tymi sprzed 20 lat są coraz lepsze, statystyka przeżyć jest zatrważająca. Po drugie wciąż nie potrafimy dobrze zaopiekować się tymi, którym nie można już pomóc. Tymi, którzy żyją ze świadomością, że nie da się ich wyleczyć z nowotworu. To także budzi lęk.

– Boimy się cierpienia?

– Cierpienia, samotności i tego, że służba zdrowia w tym momencie nie jest w stanie wystarczająco pomóc. Ulżyć.

– Gdzie jest wówczas rodzina?

– Współczesny model życia nie zawsze sprawdza się dobrze w sytuacji choroby. Dotyczy to głównie relacji: dzieci- rodzice. Młodzi, by utrzymać się na powierzchni, muszą pracować coraz więcej. Nie mają czasu na obecność, bycie przy drugim człowieku. Tym bardziej że czują się bezradni, nie wiedzą jak go ukoić. Nie wystarczy przecież tylko podawać środki przeciwbólowe.

– Co jest wtedy najważniejsze?

– Bycie, rozmowa i dekoncentracja. Taka dekoncentracja, by chory nie skupiał się wyłącznie na swoim bólu i umieraniu. Przecież ludzie w takim stanie często popadają w depresję. Trzeba wiedzieć jak im pomóc. To wcale nie jest takie łatwe.

– Bywa, że człowiek prosi wtedy o wcześniejszą śmierć?

– Reakcje są bardzo różne i bardzo złożone. Każdy cierpi w inny sposób. Świadomość nieodwracalności, limitowanego czasu, nie wpływa na dobrą kondycję. Niektórzy na dodatek boleją, bo nie mogą kontynuować swoich aktywności i pasji. Wyłączają się ze świata.

– Są tacy, którzy zaczynają żyć intensywniej?

– Są. Bo te zachowania są naprawdę bardzo indywidualne. Niektórzy potrafią wyrok przyjąć ze spokojem, starają się maksymalnie wykorzystać ostatnie chwile. Większość jednak czuje się przegrana.

– Starsi inaczej mierzą się z chorobą niż młodzi?

– Nie zastanawiałem się nad tym, co oznacza, że nie zauważyłem różnic. Przyjmowanie choroby nie wynika z wieku. Bardziej z osobowości i uwarunkowań rodzinnych. Oczywiście ludzie młodzi, którzy mają dzieci, w chorobie są dodatkowo obciążeni świadomością, że przecież powinni zapewnić im przyszłość. To rodzi poczucie winy: zawiodłem, zawiodę. Z tym muszą się borykać.

– Chorzy z wyrokiem mają poczucie niesprawiedliwości?

– To są odruchy. Pytania: dlaczego to mnie spotkało? Przecież jestem człowiekiem, który przez całe swoje życie starał się żyć dobrze. Nie wynika to jednak wcale z tego, że ci ludzie komukolwiek źle życzą, że potrafiliby wskazać kogoś, kogo ta choroba powinna dotknąć.

– Czy rak jest w Polsce chorobą tabu?

– Na pewno poświęca się mu za mało miejsca. Jak pani spojrzy na media, to widać, że nowotwór nie jest popularnym newsem. Przegrywa z aferami i skandalami.

– Pytałam o poczucie niesprawiedliwości u pacjentów. Czy Pan, Panie Profesorze, ma je czasami?

– Mam poczucie przegranej w walce o życie chorego. Wynika to z mojej empatii i świadomości, że powinienem służyć choremu. Jak go nie mieć, kiedy na przykład zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, a mimo wszystko nie udaje się? Kiedy mimo rokującej wstępnej oceny, po otwarciu jamy brzusznej czy klatki piersiowej, okazuje się, że nie mamy szans na usunięcie raka. Albo wtedy, kiedy następują niezrozumiałe powikłania, całkowicie niezależne od naszych działań. Tragiczne są zawsze takie sytuacje, kiedy nie mogę pacjentowi pomóc, nie potrafię przynieść ulgi, poprawić standardu jego życia. To jest klęska.

– Jak radzić sobie z takim poczuciem bezradności?

– Niepowodzenia uczą nas pokory. Przynajmniej ja tak odczuwałem. Na szczęście miałem zawsze tak, że po dniu klęski przychodził dzień sukcesu. Wykonałem zabieg, który dawał szansę całkowitego wyleczenia. I to wynagradzało mi smak porażki.

– Niełatwo tak żyć.

– Niełatwo. Ważne, by te niepowodzenia nie koncentrowały się w czasie. Wtedy sukcesy pozwalają nam na psychiczną równowagę.

– Lekarz może oswoić się z umieraniem, ze śmiercią?

– Nie jestem w stanie na to pytanie odpowiedzieć. To środowisko jest bardzo zróżnicowane. W moim odczuciu, współczesny model służby w naszym kraju – przeładowany biurokracją, przerośniętą administracją – nie służy empatii. Odrywa lekarza od chorego. A wie Pani co jest najokrutniejsze?

– Tak?
– Limity. Fakt, że chory z chorobą nowotworową musi czekać w kolejce, jest czymś niewiarygodnie złym. Natychmiastowe leczenie zwiększa szansę na całkowite wyzdrowienie. Nie można człowieka tego pozbawiać. To demoralizujące. Nie wolno chorego ustawiać w kolejce. Powinien być operowany od razu po diagnozie. Nie mamy prawa wydłużać tego czasu poza ten, który jest niezbędny, by przygotować człowieka do zabiegu. Przeciąganie go tygodniami, miesiącami jest nieludzkie.

– W pewnym sensie to przyzwolenie na umieranie.

– I nie wiem, czy nie czas, by spojrzeć na to w kategoriach przestępstwa. Jeśli stawia się lekarzowi zarzut popełnienia błędu, bo przedłużał decyzję o koniecznym zabiegu operacyjnym, to czym w takim razie jest fakt, że państwo zezwala, by chorzy na raka czekali w kolejce na operację? I to wtedy, kiedy dobrze wiemy, że większość wcześnie rozpoznanych nowotworów, daje szansę na całkowite wyleczenie.

Dlaczego nie zrobiliśmy z tego problemu narodowego? Dlaczego nie protestujemy, nie żądamy jak najszybszej zmiany? W NFZ pracują na pewno przyzwoici ludzie, którzy jednakże dostali takie zadania, w których najważniejsze są statystyki. Słupki. Nie człowiek. I takie myślenie przeniosło się do szpitali, do zespołów lekarskich. Dziś wszyscy martwią się tylko tym, by się zmieścić w limicie, w kontrakcie. To są najgorsze czasy w służbie zdrowia, jakie pamiętam.

– Jak Profesor myśli: nauka jest w stanie wyeliminować w przyszłości choroby z naszego życia?

– To pytanie, na które odpowiedzi będą padać przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Wierzę jednak, że zakres schorzeń wysokośmiertelnych będzie się w kolejnych latach obniżać. Nawet chorób nowotworowych.

– Można to przyspieszyć?

– Tak, jeśli uda nam się w Polsce zastosować proste środki organizacyjne do tego, by wykorzystać istniejącą u nas i rozwiniętą na bardzo wysokim poziomie chirurgię onkologiczną, chemioterapię i radioterapię

– Czyli?

– Stworzyć taki model jak w Stanach Zjednoczonych. Chory na nowotwór z chwilą diagnozy powinien być pod opieką zespołu lekarzy interdyscyplinarnych, w którym znajdzie się patolog, chirurg onkologiczny, onkolog kliniczny, radioterapeuta i psycholog. Oni mają decydować, w jaki sposób go leczyć, a jedna osoba powinna wziąć odpowiedzialność za jego losy.

W Polsce nie potrafiliśmy stworzyć takiego systemu na poziomie szpitali. I dlatego chirurg podejmuje decyzję sam, potem kieruje chorego do chemioterapeuty, albo i nie; do radioterapeuty, albo i nie, a ten ewentualnie wykona zabieg – albo i nie.

– Może taki system to po prostu science-fiction?

– Żadna fikcja, bo ja wprowadziłem go w swojej klinice. I nikt mnie nie przekona, że to niemożliwe. Nie dość, że podejmowaliśmy decyzje zespołowo, to na dodatek chory był po opuszczeniu kliniki monitorowany. I jeśli nie zgłaszał się kolejny raz do nas na wizytę, koledzy byli zobowiązani, by dzwonić do urzędu stanu cywilnego i pytać, czy czasem nie zmarł.

– Dlaczego innym się to nie udaje?

– Nie dlatego, że ludzie są źli, tylko zdominowani zostali przez biurokrację, która się nazywa Narodowy Fundusz Zdrowia. Ilość dokumentacji, sprawozdań oraz ilość ograniczeń i limitów stworzyły nieludzki system, wyzbyty z wszelkiej empatii. Lekarze, zamiast jak najlepiej leczyć, są skoncentrowani na tym, by sprostać administracyjnym wymogom.

– Wierzy Pan Profesor w zmiany?

– Wcześniej czy później takie obudzenie musi nastąpić. Ale korekty w przepisach tego nie naprawią. Konieczna jest całkowita zmiana myślenia o chorym i służbie zdrowia. I to wymaga dyskusji w mediach. Dlaczego Narodowy Fundusz Zdrowia skupia się na tym, by rozliczać szpitale z kontraktów, a nie z efektów leczenia? Na Zachodzie każda firma ubezpieczeniowa, zanim zawrze umowę ze szpitalem, sprawdza, jakie są wyniki leczenia.

– Może powinien Pan Profesor zostać Ministrem Zdrowia?

– Nie, bo teraz miałbym już zbyt mało czasu, by przekonać wszystkie grupy polityczne do mojego myślenia. Do zmienienia tego, co jest tak karykaturalne w naszym kraju.

– A 20 lat temu?

– Mogłem, ale uwarunkowania były jeszcze gorsze. A wcześniej, kiedy padało sporo takich propozycji, odmawiałem. Sądziłem, i chyba słusznie, że więcej mogę zrobić pracując jako chirurg. Robiąc to, co lubię.

– Przeczytałam, że nie ma dla Profesora rzeczy niemożliwych. Prawda?

– Każdy ma ograniczone możliwości. Ja też.

– Gdzie są te granice?

– Tam, gdzie spotykamy się z bezdusznym myśleniem urzędników.

– Pytałam wcześniej o oswajanie śmierci. Możemy do tego wrócić? Jak jest w przypadku Pana Profesora?

– Ludzie, udzielając odpowiedzi na to pytanie, sięgają po stereotypy lub używają górnolotnych słów. Nie lubię tego. Każdy z nas chciałby żyć jak najdłużej, prawda? Ale mamy świadomość, że nie jesteśmy wieczni. Ważne, by stworzyć sobie taki model życia, w którym nie będziemy koncentrować się tylko na umieraniu.

Trzeba mieć plan, wiedzieć co dziś, jutro będę robił. Oczywiście wiem, że im bardziej jestem starszy, czas się zawęża. To mnie nie peszy. Nie zniechęca. Cieszy mnie to, że wciąż pracuję, mam kontakt z chorymi, pomagam im. Staram się być na bieżąco z najnowszą medyczną literaturą. To wypełnia moje życie. Myślenie.

Świadomość ograniczenia nie działa na mnie deprymująco. Może dlatego, że jestem optymistą? Może dlatego, że mam pęd do odkrywania cały czas czegoś nowego?

– Panie Profesorze, zaczęliśmy od rzeczy niewytłumaczalnych. Doświadczył ich Pan w swoim życiu?

– Tak, oczywiście. Wiele niepowodzeń zawodowych nie potrafiłem sobie wytłumaczyć. Wydawało mi się, że wszystko, co robiłem, powinno doprowadzić do sukcesu. Tak się jednak nie stało. Ponosiłem porażki.

– A sytuacje odwrotne? Kiedy nagle coś skazanego na niepowodzenie w efekcie zakończyło się doskonałym wynikiem?

– Także. Miałem pacjentów, którzy byli zdyskwalifikowani, skazani na śmierć, a przeżywali. Wracali do zdrowia.

– I co Pan wtedy myślał?

– Że wciąż wielu rzeczy nie jestem w stanie pojąć.

***

Jego ręce działają cuda – tak mówią koledzy chirurdzy.
Profesor Tadeusz Popiela urodził się w 1933 roku.

W 1955 ukończył studia na Akademii Medycznej w Krakowie. W 1961 uzyskał stopień naukowy doktora, habilitował się w 1965.

Od 1972 pracował na stanowisku profesorskim. W 1990 otrzymał tytuł profesora nauk medycznych. Zawodowo związany z Akademią Medyczną w Krakowie i następnie z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Został profesorem w I Katedrze Chirurgii Ogólnej i Klinice Chirurgii Gastroenterologicznej.

Objął kierownictwo Zakładu Radioterapii Śródoperacyjnej i Chemioterapii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

Przez trzydzieści lat prowadził badania nad wczesnym wykrywaniem i leczeniem nowotworów, które stały się podstawą do sformułowania zaleceń dotyczących diagnostyki i terapii w przypadku raka żołądka i trzustki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski