Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy spałam, śniło mi się, że życie jest piękne...

Redakcja
Mówią do mnie Ania - chyba ze względu na mój niski wzrost i drobną sylwetkę. Liczę sobie 76 wiosen. Dziś, z perspektywy minionych lat, z niedowierzaniem patrzę na długą i krętą drogę życia (Tuchów-Grabek, Józefowice, Wrocław, Czechowice, Tarnów - Wałki, Tuchów), która doprowadziła mnie do miejsca, gdzie czuję się spełniona, bezpieczna i szczęśliwa. Od dzieciństwa, przez całe życie, poznawałam wciąż nowy sens służby; najpierw w rodzinie, potem w celu zarobkowym na własne utrzymanie. A teraz już od siedmiu lat mam całkiem nowe możliwości, by służyć innym ludziom, chorym i bardziej potrzebującym.

Mój własny "grafik" dnia znany jest przez całą moją obecną, ponad 60-osobową rodzinę, z którą mieszkam pod jednym dachem.
Gdy po 24 latach późnego małżeństwa (ze starszym mężczyzną wymagającym opieki) owdowiałam, a nasza adoptowana córka z powodu choroby musiała zamieszkać w specjalnym domu opieki społecznej, znalazłam sobie miejsce w jej pobliżu, to znaczy w Domu Pogodnej Jesieni w Tuchowie. Jestem jedną z 40-osobowej grupy pensjonariuszy domu prowadzonego przez Zgromadzenie Sióstr św. Józefa.
Moja codzienność jest zwyczajna i prosta, nie robię nic szczególnego, tylko to, co potrafię, chcę i lubię, ale właśnie dzięki temu nie jest ona szara i czerpię z niej spokój, zadowolenie i radość. Przez większość dnia jestem jakby gospodynią domową, bo chętnie uczestniczę w przygotowywaniu i wydawaniu posiłków, w dbaniu o czystość naczyń i sali, codziennym obieraniu ziemniaków i jarzyn, lepieniu pierogów czy sporządzaniu kompotów i przetworów na zimę. Bardzo lubię te zajęcia, a poza tym w ten sposób poszerzyłam sobie grono moich znajomych, bo należy do niego także personel kuchenny i oddziałowy.
Każdego dnia biegnę na godzinę 6 rano do pobliskiego sanktuarium maryjnego, by uczestniczyć w mszy świętej, po której wraz z grupą miejscowych kobiet prowadzę modlitwę różańcową. Po powrocie do domu budzę dwie moje sąsiadki i podaję im właściwe ubranie, a potem w swoim pokoju piję poranną kawę. Po śniadaniu idę do czterech pensjonariuszek, które obecnie ze względu na pogarszający się stan zdrowia nie opuszczają swoich pokojów. Jest to czas na drobną pomoc (w prześcieleniu łóżka, poprawieniu fryzury, zmianie bukietu na stole). Kilka razy w tygodniu wychodzę do pobliskiego sklepu i wtedy robię współmieszkańcom różne sprawunki (ciasteczka, kawusia, ulubione cukierki lub owoce, gazety). W czwartki razem z innymi sześcioma kobietami maglujemy w pralni pościel i obrusy. Codziennie o godzinie 11 udaję się do kaplicy domowej, gdzie spotyka się Grupa Modlitewna św. Józefa, do której należę. To dzięki temu wiem, jak posługiwać się mikrofonem, jak interpretować teksty rozważań nabożeństw, które prowadzimy.
Po obiedzie mam czas najczęściej poświęcony odwiedzinom; to znaczy odwiedzam córkę, albo rodzinę w sąsiedniej miejscowości, chorych przebywających w szpitalu albo tych w naszym Domu. Cieszę się, że mogę z nimi porozmawiać, przytulić ich, pocieszyć, a najczęściej wysłuchać. Cenię sobie te kontakty, bo mieszkam z ludźmi z różnych stron Polski, z różną historią, od których mogę się wiele dowiedzieć, a niejednokrotnie także nauczyć. Późny wieczór mam zarezerwowany dla p. Zosi i p. Marysi, którym opowiadam o całym dniu, a One wspominają dawne czasy, albo porównują je z tym, co usłyszały w radio, telewizji albo przeczytały w gazecie. Jest to nasze takie zwykłe babskie gadanie, do którego chętnie przyłącza się czasem dyżurna rozpoczynająca nocną zmianę.
Życie w licznej wspólnocie pensjonariuszy i sióstr zakonnych to dla mnie prawdziwe "okno na świat", to przepływ informacji, wiedzy i doświadczeń, na tle których łatwiej pojmować trudności i znajdywać ich sens. To także wciąż nowe okazje do świętowania (imieniny, jubileusze, rocznice), nowe formy rozrywki i wypoczynku, których wcześniej nie znałam. Teraz, gdy "starość" zapukała do moich drzwi, czuję się mile zaskoczona przez życie, bo nie sądziłam, że będę jeszcze turystką, aktorką, delegatką itp. A jednak powoli, powoli dostrzegam, że "nie taki diabeł straszny", że to, co dotychczas było nieznane, może być ciekawe i przyjemne. To dziwne, ale naprawdę uwierzyłam w swoje możliwości, "łapię" każdą nową okazję do działania, oduczyłam się mówić "to nie dla mnie", "ja się nie nadaję"… Mam odwagę, jak nigdy przedtem, pytać personel, gdy czegoś nie wiem, czy nie rozumiem, proszę o radę, pomoc i są tego efekty! Chce mi się dbać o wygląd, potrafię przypominać o terminach, proponować pomysły, współuczestniczyć w domowych wydarzeniach tym bardziej, że jestem członkiem Rady Mieszkańców DPJ.
Wprawdzie zdrowie mi dopisuje, ale to dzięki wyjazdom zorganizowanym (często razem z córką) biorę udział m.in. w pielgrzymkach do Częstochowy i Łagiewnik, w corocznych piknikach w lesie, obejrzałam wiele ciekawych filmów w kinie. Od trzech lat poznaję smak aktorstwa, bo nasz Dom bierze udział w przeglądach kolędniczych dla mieszkańców domów pomocy społecznej i spotkaniach integracyjnych z innymi ośrodkami, podczas których prezentujemy krótkie programy. Czas poświęcany na próby, współtworzenie scen, przygotowywanie strojów, kompletowanie rekwizytów, a później podniosła atmosfera premiery dla pozostających w Domu i tej "na deskach" miejscowego domu kultury zapełnionego widzami z całej Małopolski to wzruszenie, trema i łzy radości.
Budowanie wciąż nowych relacji z mieszkańcami i personelem coraz bardziej ośmielało mnie i rozwijało we mnie poczucie współodpowiedzialności za kształt ostatniego odcinka naszego życia.
Poprzez udział w delegacjach Domu znajduję nowe spojrzenie na rodzinę, jaką przecież tworzą pensjonariusze; to dzięki niej moje życie nie skostniało, jest wciąż żywe, zadowalające i zaskakujące. Serdecznie witam więc każdego, kto dołącza do naszego grona, a ze smutkiem odprowadzam na miejsce wiecznego spoczynku tych, co odchodzą. Czuję się bardzo dobrze w tej małej społeczności; nie męczy mnie to, że wciąż ktoś mnie woła, prosi żeby przyjść, przekazać coś, kupić, załatwić, odnieść, przynieść, odprowadzić, podać, posłuchać, zrozumieć...
Życie nauczyło mnie akceptować to, czego zmienić nie można, cieszę się, że mimo wielu przeciwności dopisuje mi zdrowie i pogoda ducha. Dzielę się więc tym, co mam, i zgadzam się z autorem słów, które kiedyś przeczytałam i zapamiętałam:
"Kiedy spałam, śniło mi się, że życie jest radością,
Kiedy się obudziłam, zobaczyłam, że jest służbą,
Kiedy zaczęłam służyć, znów stało się radością."
ANNA CYGAN
Dom Pogodnej Jesieni
Tuchów
Autorka zapowyższy tekst została uhonorowanaIInagrodą wMałopolskim Konkursie Literackim "Ludzie znają mnie tylko zjednej, jesiennej strony", zorganizowanym przez Regionalny Ośrodek Pomocy Społecznej wKrakowie.
Anna Cygan urodziła się w Tuchowie. Od wczesnej młodości podejmowała pracę przy domach zakonnych (Józefowice, Wrocław, Gliwice). Gdy po 24 latach małżeństwa owdowiała, a adoptowana córka musiała z powodu choroby zamieszkać w specjalnym domu pomocy społecznej, znalazła sobie miejsce w jej pobliżu - tzn. w Domu Pogodnej Jesieni w Tuchowie, prowadzonym przez Zgromadzenie Sióstr św. Józefa. Od początku pobytu, tj. od 7 lat, jest członkiem rady mieszkańców. P. Anię wyróżnia szczególna serdeczność i gotowość służenia drugiemu człowiekowi. Jak mówi personel DPJ, zawsze można na nią liczyć, zarówno w organizowaniu życia codziennego, jak i okazjonalnych wydarzeń.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski