Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy trenuję, nie zwrócę uwagi nawet na Ramosa

Rozmawiał Łukasz Madej
Rozmowa. – W tej chwili myślimy tylko o tym, żeby dobrze się przygotować, zagrać o trzy punkty i z Lechem wygrać – mówi obrońca Cracovii Mateusz Żytko.

– Pamięta Pan taki dziwny mecz z Lechem?

– Mowa o remisie 1:1 z jesieni?

– Nie, o porażce 1:6 u siebie w poprzednim sezonie.

– Aha, jeszcze wcześniejsze spotkanie. No, prawda, dziwny mecz, bo można powiedzieć, że to Cracovia grała w piłkę, a bramki strzelał Lech Poznań.

– Taka porażka do dziś siedzi w głowie piłkarza? Pytam, bo już w najbliższy piątek znów podejmiecie „Kolejorza”.

– Nie. Zresztą, już chyba kiedyś powiedziałem, że gdyby zawodowi sportowcy w ogóle, nieważne jaką uprawiają dyscyplinę, wiecznie rozpatrywali przeszłość, nigdy nie zrobiliby kroku do przodu. Zawsze coś blokowałoby ich głowy. W tej chwili myślimy tylko o tym, żeby dobrze się przygotować, zagrać o trzy punkty i z Lechem wygrać.

– Po najbliższym starciu Cracovia znów zbierze tyle pochwał, co za pierwszy w tym roku występ przeciwko Śląskowi?

– Spotkanie ze Śląskiem fajnie się oglądało (Żytko nie zagrał z powodu zdrowotnych problemów – red.). Było bardzo dużo sytuacji, tylko szkoda, że znowu ich nie wykorzystywaliśmy. Zresztą, bardzo podobny był mecz, również na naszym stadionie, z Górnikiem Zabrze. Także mieliśmy wiele okazji – z tą jednak różnicą, że przegraliśmy. W ten piątek pochwał może być mniej, gra troszkę słabsza niż wtedy, ale oby zakończona zwycięstwem.

– Ostatnio, w Bielsku-Białej, wasza postawa nie była już jednak tak efektowna.

– Zgadza się, nie było tyle fajnej gry, podań.

– Z czego to wynikało?

– Nie wiem. Ale to prawda, byliśmy trochę pochowani, nie pokazywaliśmy się do gry. Remis na wyjeździe trzeba szanować, ale z drugiej strony prowadziliśmy 1:0 i taki wynik można było spokojnie dowieźć do końca. W defensywie graliśmy dobrze, Podbeskidzie praktycznie nie miało żadnej sytuacji, no może tylko w pierwszej połowie – jedną, taką trochę przypadkową. A tak to nie stwarzało nic pod naszą bramką, więc tym bardziej szkoda.

– W Bielsku już Pan zagrał i zastąpił kontuzjowanego Bartosza Rymaniaka. Czuje Pan, że ostatnim występem zapewnił sobie grę z Lechem?

– Nic nie czuję. Po prostu, w pierwszym meczu trener nie mógł na mnie liczyć. Byłem chory, a teraz z kolei wskoczyłem ja, bo kontuzji nabawił się kolega. Taka właśnie jest piłka, że czasem pech jednego zawodnika jest szczęściem drugiego. Zobaczymy, jest kilka dni do przepracowania i trener postawi na tego, kto w tym tygodniu będzie na naszej pozycji prezentował się najlepiej.

– Apropos obrony, po zimowych wzmocnieniach będzie to już solidny punkty Cracovii?

– W okresach przygotowawczych zawsze koncentruję się na sobie. Staram się jak najmocniej pracować, dużo robić rzeczy także poza tymi, które wykonujemy z trenerami. Szlifować formę jak najlepiej. I nie obchodzi mnie, czy przychodzi Sergio Ramos, Pepe albo jeszcze jakiś inny obrońca. Taka sytuacja jak w naszym zespole to jednak dla trenera duży komfort, bo zwiększa się rywalizacja. Wszystkie treningi trzeba traktować jak wyzwanie, jak mecz. Żeby grać w pierwszym składzie, na każdym kroku należy udowadniać, że się na to zasługuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski