Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedyś Hennelowa postanowiła, że będzie się wtrącać. I tak zostało

Łukasz Gazur
Józefa Hennelowa. Kobieta twarda i nieugięta
Józefa Hennelowa. Kobieta twarda i nieugięta Leszek Zych
Przez lata była jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci „Tygodnika Powszechnego”. Kobietą twardą, która nie bała się skrytykować wierszy Wisławy Szymborskiej. Kłóciła się i stawiała na swoim. Bo redaktor Józefa Hennelowa miała – i ma – swoje zdanie.

Lipiec 1946 roku. Do Białegostoku wjeżdża pociąg. Pełno w nim walizek, mebli, rodzinnych pamiątek. I ludzi. Repatriantów z Wilna. Wśród nich ojciec Józefy Hennelowej, Józef Golmont , ona i jej siostra. Chcą się tu zatrzymać, zakorzenić. Ojciec liczy, że ze swojego fachu, czyli szycia sutann dla księży, będzie tu mógł żyć.

To nie było jednak „ich” miejsce.– Do pociągu wrócił rozczarowany. Powiedział, że tu sobie życia nie ułożymy. Szybka decyzja – jedziemy dalej. Do Krakowa. Zwłaszcza że kilkanaście naszych przyjaciół i ich rodzin już tam było. Poza tym chciałyśmy z siostrą pójść na studia, a magia Krakowa na nas działała – wspomina Józefa Hennelowa. Miała wówczas 21 lat.

Pociągi repatriacyjne były ogromnymi składami z wieloma wagonami. Odłączano je i dołączano po drodze. Ten, w którym usadowiła się rodzina Golmontów, miał jechać na północ. Trzeba było więc znaleźć nowych pasażerów, którzy chcą dotrzeć na południe. Lokują ich z dwiema paniami i dziewczynką. Miała może osiem, dziewięć lat. Zanim pociąg ruszył, czekają trzy dni. Hennelowa dobrze pamięta, jak nagle ta mała zrywa się i rzuca na szyję jakiemuś mężczyźnie. To był Paweł Jasienica, słynny później historyk i autor „Polski Piastów”, „Polski Jagiellonów” i „Rzeczpospolitej Obojga Narodów”, a także autor tekstów w „Tygodniku Powszechnym”. Właśnie wtedy odnalazł rodzinę. Razem dojechali do Krakowa. – To chyba on opowiedział mi w trakcie naszej podróży o „Tygodniku_” _– mówi Józefa Hennelowa.

Mieli szczęście. W Krakowie pokój zwalniała akurat znajoma Golmontów z wileńskich czasów. W punkcie repatriacyjnym wskazali więc ten lokal jako miejsce, w którym chcieliby zamieszkać. To była jedna z przecznic dzisiejszej ulicy Westerplatte.

Tygodnik Powszechny

– To były czasy, kiedy „Tygodnik” nie tylko się czytało, ale i chodziło się na spotkania z członkami redakcji. Ludzie oczekiwali kulturalnych i intelektualnych wiadomości. Pamiętam odczyt Jerzego Zawieyskiego o literaturze katolickiej, pamiętam wieczór autorski, w którym występował Stefan Kisielewski – wspomina Hennelowa. To było to.

Dołączyła do grona „Tygodnika” w 1948 roku, przez wileńsko-krakowskie kontakty, czyli przez Elę Stommową. Poznała ją jeszcze jako narzeczoną dziennikarza i publicysty, Stanisława Stommy. – Pamiętam, że na ich ślub wysłałyśmy z koleżankami długą depeszę z cytatem z Petroniusza__– przypomina sobie redaktor Hennelowa.

Ela Stommowa adiustowała teksty i robiła korektę razem z Marysią Turowiczówną. A że spodziewała się już pierwszego dziecka, wpadła nagle na pomysł, że panna Golmont może ją zastąpić.

W trzech pokojach siedziały wówczas same gwiazdy. Wśród „tygodnikowych” tuzów najbardziej przerażała ją wtedy Zofia Morstinowa, krytyczka literacka. „Choć okazała się bardzo kochana” – ocenia dziś. Podrzucała wszystkim książki godne przeczytania. Wymagający był też Paweł Jasienica – ten sam, z którym pociągiem repatriacyjnym dotarli do Krakowa. I z nim – poniekąd – związana jest jedna z pierwszych „tygodnikowych” wpadek redaktor Hennelowej.

Był rok 1948, czerwiec, właśnie na mapie świata pojawia się nowe państwo – Izrael. Jerzy Zawieyski napisał tekst, a „mickiewiczowski” tytuł wymyślił Jerzy Turowicz. Na skrypcie dopisał własnoręcznie „Izraelowi bratu naszemu braterstwo i cześć...”. Pani Józefie wydawało się, że u wieszcza jest „bratu starszemu”, ale nie odważyła się poprawiać redaktora naczelnego. Po ukazaniu się numeru Jasienica biegał podobno po redakcji, krzycząc: „Za co tu niektórzy biorą pieniądze!”. – To był moment, w którym postanowiłam, że będę się odtąd wtrącać. I tak mi zostało – mówi żartem.

Poza czytaniem cudzych tekstów chciała pisać własne. Jednym z pierwszych, odrzuconych przez redaktora naczelnego Jerzego Turowicza, była recenzja z pierwszego, socrealistycznego tomiku mało znanej wtedy poetki. Tom nosił tytuł „Dlatego żyjemy”, a poetką była Wisława Szymborska. Hennelowej nie zachwycił, więc go brzydko mówiąc, „zjechała”. Tekst nigdy nie ujrzał światła dziennego.

Rodzina

Zespół „Tygodnika Powszechnego” był jak rodzina. Kwitło w nim życie towarzyskie. Ze Zbigniewem Herbertem, później wybitnym polskim poetą, wówczas związanym blisko z redakcją, włóczyła się do późna po mieście. Ze Stommą szukała w Krakowie miodosytni.

Członkowie redakcji odwiedzali się przy różnych okazjach, jak urodziny czy imieniny, albo nawet i bez. No i często urządzali razem cyrk. – Rzucaliśmy hasło „robimy cyrk!” i się zaczynało – opowiada. – Cyrk to była przebieranka, rodzaj happeningu z odgrywaniem scen z literatury polskiej. Robiliśmy to my, poważni ludzie przecież.

Także u niej, w sublokatorskim małym pokoiku. – Na szczęście, moje gospodynie, stare panie ze Lwowa bez protestu znosiły nasze śmiechy i hałasy.

Jako niezwykłe spotkania towarzyskie pamięta także letnie wyjazdy do domu w Pewli koło Żywca. To było coś między miejscem pracy twórczej a pensjonatem, tyle że z kaplicą. Tam Hanna Malewska pisała swoje powieści, tam wakacje spędzali Turowiczowie. W ciągu dnia chodziło się po górach, wieczorami do późna trwały dyskusje.

Kłótnie na śmierć i życie

Gdy w 1953 roku „Tygodnik Powszechny” został zawieszony, Józefa Hennelowa starała się znaleźć różne zajęcia. Próbowała pracować m.in. w Polskim Wydawnictwie Muzycznym. Miała redagować teksty. Pamięta poprawki wprowadzane do przedmowy jednej z książek Jarosława Iwaszkiewicza. Pokreśliła cały tekst, a on na żadną z poprawek oczywiście się nie zgodził. – Miałam więcej pewności wtedy, jako młoda debiutantka, niż mam dziś. Na szczęście nigdy Iwaszkiewicza nie poznałam osobiście, bo pewnie powiedziałby mi, co sądzi o takiej redaktorce__– śmieje się Hennelowa.

W końcu na dłużej zakotwiczyła w Instytucie Fizyki Jądrowej, który wtedy w Krakowie zakładał prof. Henryk Niewodniczański. Została sekretarką i pomocą biurową, choć o rachunkach miała blade pojęcie. Ale to było miejsce ważne także ze względów osobistych: tu poznała przyszłego męża, Jacka Hennela, fizyka.

– Znałam go wcześniej z widzenia. Był związany ze środowiskiem duszpasterstwa akademickiego. Należał do grupy, która z Karolem Wojtyłą jeździła na narty. Wiele tam było wówczas par, którym przyszły papież udzielał ślubów. Nam też. Nie wyobrażaliśmy sobie, że mógłby to zrobić ktoś inny__– mówi Hennelowa.

Ten czas był dla rodziny. W 1955 roku Józefa Hennelowa urodziła pierwsze dziecko, rok później drugie. A potem przyszedł drugi „Tygodnik Powszechny”, wznowiony w duchu „odwilżowej” nadziei. Pełniła funkcję m.in. sekretarza redakcji i zastępcy redaktora naczelnego (z której zrezygnowała dopiero w 2007 roku). Była też autorką felietonów ogłaszanych w cyklach: „Rubryka rodzinna”, „Na co dzień i od święta”, „Widziane z domu”, „Z domu i nie tylko”, „Votum separatum”. Od 2008, po zmianach w piśmie, publikowała felietony z cyklu: „Na marginesie”, a następnie „Listy do redakcji”. W końcu w lipcu 2012 pożegnała się z czytelnikami.

Przez lata dla młodych dziennikarzy redakcji symbolem opiniotwórczego charakteru gazety było jej pytanie „Co nasza redakcja na to?” – zadawane na zebraniach tygodnikowych odnośnie bieżących tematów. – Inaczej brzmiało ono w czasach PRL-u, inaczej dziś, w czasach wolności słowa. W czasach, w których niejednokrotnie też kłóciłabym się z własną redakcją na śmierć i życie. Na temat spraw, które się dzieją i poglądów, które zderzają się w opinii publicznej, podzielonej jak może nigdy przedtem__– stwierdza Józefa Hennelowa.

***

Józefa Hennelowa urodziła się w 1925 roku. W czasie II wojny światowej należała do „Szarych Szeregów”, brała udział w tajnym nauczaniu w Wilnie. Ukończyła studia na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Od maja 1948 (z przerwą w latach 1953–1956) pracowała w redakcji „Tygodnika Powszechnego”, pełniąc funkcję pracownika redakcji, a następnie sekretarza redakcji i zastępcy redaktora naczelnego (z której zrezygnowała w 2008 roku). Była autorką felietonów. W lipcu 2012 pożegnała się z czytelnikami „Tygodnika Powszechnego”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski