Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedyś wyobraźnia działała lepiej

Redakcja
Koniec z metalem - czas na piosenki Fot. Mystic
Koniec z metalem - czas na piosenki Fot. Mystic
- Mieliście cztery lata przerwy od poprzedniego wydawnictwa. Czy to znaczy, że brakowało Wam pomysłu, w którą stronę się zwrócić?

Koniec z metalem - czas na piosenki Fot. Mystic

Rozmowa z MARIUSZEM DUDĄ, wokalistą zespołu Riverside o jego nowej płycie "Shrine Of New Generation Slaves"

- Nie do końca, bo byliśmy po prostu zajęci. Staraliśmy się wypełnić te cztery lata w kreatywny sposób. Nagraliśmy minialbum, pojechaliśmy w trasę na dziesięciolecie, ja zrealizowałem dwie płyty solowe jako Lunatic Soul, a w ciągu ostatniego roku praktycznie cały czas nagrywaliśmy nową płytę. Trochę długo, ale też i materiał powstawał głównie w studiu. Musieliśmy mieć czas na jego dopracowanie i wyklarowanie.

- Najpierw próbowaliście opracować koncept nowego albumu?

- Zwykle staram się przed nagraniami rozrysować główne pomysły i nakreślić kierunek muzyczny. Informuję chłopaków, jaką tematykę ma mieć płyta, po czym zaczynamy komponować. Jestem odpowiedzialny za ostateczny wykon materiału. Pełnię rolę scenarzysty, montażysty i reżysera, przy czym pamiętam, żeby na scenie zawsze było czterech aktorów.

- Odczuliście zmęczenie dotychczasową formułą Waszej muzyki?

- Ja odczuwałem. Nie chciałem nagrywać albumu metalowego. Postanowiłem tym razem skoncentrować się na tym, co najlepiej wychodzi Riverside - na prostszych formach, melodiach, piosenkach. Te ostrzejsze momenty zdecydowaliśmy się zastąpić hard rockiem, byłem bowiem trochę zmęczony tym thrasho-wym riffowaniem. Ponieważ nasz klawiszowiec używa instrumentów starszych niż on sam, wszystko się ładnie dopasowało. Czasem brzmimy jak z lat 70.

- No właśnie: już singlowy "Celebrity Touch" przypomina partią organów dawne dokonania Deep Purple.

- Coś w tym jest. Nie ukrywam, że szukałem dla nas nowego brzmienia i chciałem zastąpić te mocne elementy czymś innym. Ponieważ gramy z jedną gitarą, nie jesteśmy w stanie sprawić, aby wypadała ona jeszcze jakoś mocniej. Dlatego wiele momentów oparłem na basie i niskich klawiszach czy też na Ham-mondzie. Na tym skoncentrowaliśmy się choćby w "Celebrity Touch" czy "Feel Like Falling".

- Jest też jednak miejsce na płycie na balladowy prog-rock.

- Ta płyta jest przede wszystkim spokojna i melancholijna. Akronim, który jest w tytule - czyli "S.O.N.G.S." - mówi też o tym, że chcieliśmy tym razem postawić na piosenki. Ta formuła nie zawsze musi być banalna i trywialna. Dlatego bardziej niż kiedykolwiek chciałem się skoncentrować na aranżacjach, budowaniu przestrzeni, żeby na płycie były nie tylko dobre kompozycje, ale żeby też dobrze brzmiały.

- Wróciliście znowu do studia Roberta i Magdy Srzednickich.

- Studio zmieniło swoją lokalizację, przedtem mieściło się na Pradze, teraz jest na Kabatach. A tam i las niedaleko, i klimat lepszy. I jest większe, mogliśmy, więc nagrywać tam również perkusję. Studio ma nowy sprzęt, który miałem okazję poznać podczas pracy nad płytami Lunatic Soul. Dlatego bardzo chciałem, aby Riverside spróbowało nowych nagrań w tym miejscu. To jest teraz zupełnie inne studio - realizatorzy są tylko ci sami. A że Magda i Robert znają moje potrzeby, moje wizje, to i dobrze nam się pracowało. Mam nadzieję, że słychać to na płycie.
- Nie uniknąłeś tym razem znowu formuły concept-albumu. Płyta opowiada bowiem o różnych rodzajach zniewolenia.

- Mam wrażenie, że wyjątkowo wiele osób narzeka na współczesne czasy, szczególnie w naszym kraju. Chciałem to w jakiś sposób odzwierciedlić w tekstach. To był punkt wyjścia. Kiedy mówię o dzisiejszych niewolnikach, chodzi mi o generalny stan umysłów i dusz związanych z różnym rodzajem zniewolenia. Dlatego jeden utwór mówi o narzekaniu, drugi - o przyzwyczajeniu do tego, żeby być ważnym, trzeci - o tęsknocie za starymi dobrymi czasami, kiedy wyobraźnia działała o wiele lepiej niż dzisiaj. Itp. Może nie jest to concept-album, ale na pewno płyta tematyczna, na której wszystkie piosenki mają wspólny temat.

- Każdy z nas ma swoje zniewolenia. Z jakimi Ty starasz się walczyć?

- Z amnezją. Moim najbardziej osobistym tekstem jest "Deprived". Ostatnio często wspominam czasy, kiedy byłem dzieckiem. Nie miałem wtedy prawie niczego, bo był to okres Peerelu, kiedy na półkach był tylko ocet. Moja rodzina nie należała do najbogatszych. Teraz, kiedy zacząłem grać i zarabiać, zacząłem sobie to dzieciństwo odbijać. Zamieniłem się trochę w dużego chłopca, zacząłem otaczać się płytami, książkami i grami komputerowymi. Ale jak byłem młodszy, sam robiłem planszowe gry, rysowałem komiksy, zapraszałem dzieciaki z podwórka, tworzyłem własny teatrzyk kukiełkowy, nagrywałem słuchowiska na grundiga. Przyznaję - to niesamowicie rozwijało wyobraźnię. Teraz wyobraźnię zastępuje smartfon.

- Twoje teksty są dosyć pesymistyczne. Jaką znajdujesz ucieczkę z tego mrocznego świata?

- Jestem z natury melancholikiem. Dlatego takie teksty piszę. Przez teksty próbuję skłonić siebie i innych do refleksji, co zrobić, by poczuć się lepiej.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski