Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiełbasa z „Titanica”

Leszek Mazan, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Długo czekałem na okrągłą rocznicę, by ją wreszcie przegapić: w roku ubiegłym minęło 30 lat od śmierci ostatniego członka personelu „Titanica”.

Rzecz o tyle istotna, że był nim krakowianin jak rydz - Józef Kiełbasa. I że cała historia jest pod Wawelem znana mało, jeśli w ogóle. W przeciwieństwie do Ostrawy, gdzie nasz rodak, prezentowany jako rodowity Czech jest jednym z klejnotów wieńca sławy i chwały tego świetnego grodu.

Józef Kiełbasa urodził się 15 kwietnia 1895 roku w Krakowie; wkrótce potem cała rodzina wyemigrowała za pracą do Ostrawy. W roku 1912 Józef był pikolakiem w restauracji i za namową brata, który wyemigrował do Ameryki postanowił poszukać szczęścia u wuja Sama.

Z przyjacielem Franciszkiem - kelnerem z kawiarni Praga dotarli do Southampton, gdzie przyjęto ich na szykującego się do swej dziewiczej podróży „Titanica”. W zamian za przejazd mieli myć naczynia i pomagać w sprzątaniu. Takich emigrantów zatrudnionych bez żadnych formalności i wynagrodzenia - wyłącznie za możliwość podróży - było na olbrzymim statku wielu...

Krytycznej nocy z 14/15 kwietnia 1912 młody Kiełbasa z przyjacielem podkarmiali resztkami obiadowych smakołyków znajomego niemieckiego mechanika. Gdy silny wstrząs wywrócił stojące na stole naczynia Niemiec pobiegł zobaczyć, co się stało. Wrócił po kwadransie: - Burta rozpruta, nie ma szans. Statek bierze wodę. Toniemy. Szybko na pokład!

Wraz z kilkoma członkami personelu odsłonili małą łódź ratunkową i nie czekając na jakiekolwiek polecenia i rozkazy pod komendą doświadczonego Niemca spuścili ją na wodę. Była pierwszą, która odbiła od burty transatlantyku. Agonię „Titanica” oglądali z bezpiecznej odległości półtorej godziny później. Rano wzięła ich na pokład płynąca na ratunek „Carpathia”.

W maju tegoż roku młody Kiełbasa - jeden z 98 wezwanych świadków - stanął w Londynie przed sędzią sądu dochodzeniowego lordem Merseyem. Przesłuchanie obywatela Austro-Węgier trwało zaledwie kilka minut: - Kto wam pomagał spuścić szalupę? O której dokładnie godzinie pobiegliście na pokład łodziowy? Acha. Jesteście wolni.

Kiełbasa zawiadomił brata, że rezygnuje z Ameryki i że w życiu nie wejdzie na żaden statek. Wrócił do Ostrawy i przez kolejne 33 lata pracował jako górnik dołowy. O „Titanica” pytano go rzadko. Odpowiadał niechętnie, za każdym razem zmieniając wersję wydarzeń.

Nawet najbardziej drobiazgowe śledztwo nie pozwoliło ustalić losów wszystkich znajdujących się na statku składanych łodzi ratunkowych firmy Engelhardt. Kiełbasa zdecydował się mówić dopiero tuż przed śmiercią. Czując, że odchodzi, postanowił ujawnić dziennikarzom prawdę o szalupie. Miała numer 13 (lokowani w niej przez oficera pasażerowie zeznali potem, że na jej dnie natrafili na leżących kilkunastu palaczy i stewardów), a spuszczono ją na wodę kilkanaście minut po północy, tzn przed momentem, gdy bosman pod mostkiem dał gwizdkiem sygnał do odkrywania i przygotowywania łodzi.

Zdążyli przed potwornym zamieszaniem, które później wybuchło, zyskali pierwszeństwo. 90-letni steward mówił do kamer i mikrofonów z trudem,rezygnując z poprzednich mocno „podmalowanych” wersji . Że z kolegami biegli przez pokład w ciemnościach. Że ich mała łódź ratunkowa miała zgodnie z regulaminem służyć kapitanowi i że Edward J. Smith pozostał na mostku, bo nie miał czym się ewakuować. Było to przypuszczenie absurdalne, ale Józef Kiełbasa wierzył w nie przez całe życie. I można przypuszczać, że prawdziwego spokoju nie miał nigdy.

Zmarł w wiosce Libin koło Szumperku. Z polskiego rodowodu pozostało mu tylko nazwisko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski