Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kim Dzong Ila kochają jak boga

Redakcja
Dr Marceli Burdelski, zastępca dyrektora Centrum Studiów Azji Wschodniej w Uniwersytecie Gdańskim
Dr Marceli Burdelski, zastępca dyrektora Centrum Studiów Azji Wschodniej w Uniwersytecie Gdańskim
ROZMOWA Z DR. MARCELIM BURDELSKIM o życiu codziennym w Korei Północnej

Dr Marceli Burdelski, zastępca dyrektora Centrum Studiów Azji Wschodniej w Uniwersytecie Gdańskim

Lubi Pan Koreę?

- Tak: jedną i drugą, choć to dwa różne kraje. Północ to kraj totalitarny, straszny z punktu widzenia człowieka żyjącego w demokracjach. Południe natomiast kwitnie, błyskawicznie się rozwija. Jest dziesiątą potęgą gospodarczą świata.
Jaki jest stosunek Koreańczyków z Północy do władz, a zwłaszcza do przywódcy Kim Dzong Ila?
- To naród wyszkolony, wręcz wytresowany, a swojego przywódcę kochają jak boga. Naprawdę.
To dlaczego uciekają?
- Ucieczki zdarzają się z reguły tylko wtedy, gdy Koreańczycy są zdesperowani, bo stoją przed alternatywą: życie albo śmierć głodowa.
Korea Północna ma około milionową armię. Czy ci żołnierze są gotowi iść na śmierć za Kim Dzong Ila?
- Niestety, tak. To fanatycy.
12 maja wrócił Pan z Korei Północnej. Jak wygląda życie codzienne w tym kraju?
- Prawdą jest, co mówią lub piszą o nim ludzie, którzy nigdy tam nie byli, że jest to kraj zamknięty, izolowany, z naszego punktu widzenia trudny do wyobrażenia i zrozumienia. Jednak zmienia się. Dostrzegam to, bo w Korei Północnej byłem ośmiokrotnie. Po raz pierwszy w 1986 roku, a tym stuleciu 6 razy. Muszę przyznać, że w ciągu 3 lat prowadzenia tzw. polityki otwarcia do Korei Północnej trafiło sporo pieniędzy z pomocy międzynarodowej. Między innymi dzięki tym pieniądzom jej władze zabrały się za usprawnienie rolnictwa.
Co zrobiono?
- Dla nas może wydawać się to śmieszne, ale np. na obszarach, gdzie jest surowszy klimat, uprawiają ziemniaki. W 2008 r. zebrali w sumie - jak oceniają eksperci - 5,2 mln ton plonów, przede wszystkim ryżu, kukurydzy, prosa i żyta (bez ziemniaków). Eksperci z Korei Południowej przyznają, że obecnie Korea Płn. jest w stanie zapewnić swoim obywatelom żywność w ramach systemu kartkowego. W czasach kryzysu zbierali około 4 mln ton plonów. By przeżyć, potrzebują około 5,5 mln ton, ale zgromadzenie brakujących kilkaset ton nie stanowi obecnie problemu.
Jaka porcja jedzenia przysługuje na jednego Koreańczyka?
- Jest to 700 gramów na dzień. To minimalna ilość jedzenia, ale dzisiaj Koreańczycy nie głodują, co miało miejsce w okresach załamania gospodarczego i słabych plonów. Teraz, kiedy klęska głodowa nie grozi, rząd w Pjongjangu (stolicy kraju znanej w Polsce w transkrypcji z języka rosyjskiego jako Phenian - red.) czuje się mocny i m.in. dlatego pozwala sobie na próby nuklearne i rakietowe.
Pozwolono Panu poruszać się swobodnie po Korei Płn.?
- Ależ skąd. Jako gość naszej ambasady mogłem poza Pjongjang wyjechać nie dalej niż 25 km. Mogłem jednak w niedzielę pojechać do Nampo, blisko 500-tysięcznego miasta, trzeciego co do wielkości. Dzięki tej podróży mogłem się przyjrzeć wioskom, które mijałem. Była niedziela, jechałem autostradą, która była zupełnie pusta. Zapewne ma pełnić rolę pasa startowego w czasie wojny. Z drugiej strony faktem jest, że w Pjongjangu jednak przybywa samochodów.
Jakich marek?
- Są to przede wszystkim volkswageny, bmw i mercedesy produkowane w Chinach. Zresztą coraz więcej towarów chińskich trafia do Korei Płn. Dodam, że sam Pjongjang też się zmienia. Otwarto wiele sklepów dla cudzoziemców. Przypomnę, że w Korei Płn. są dwie waluty: wony i euro. Cudzoziemcy teoretycznie mogą kupować tylko za euro, bo wonów nie wolno im posiadać. Dodam, że raczkujący rynek, na którym mogą działać również przedstawiciele innych państw, jest tylko w Pjongjangu. Według szacunków Instytutu Zjednoczenia w Seulu, w stolicy Korei Północnej obecnie około 20 proc. towarów nabywa się z ominięciem sytemu kartkowego, a poza nią - tylko 3 proc. A na kartki jest tam niemal wszystko, nie tylko żywność, ale również np. usługi fryzjerskie, bielizna, koszule, buty, garnitury (urzędnikowi średniej rangi przysługują dwa garnitury).
Czy koreański dyktator jest w stanie rozpętać wojnę, w której użyje broni nuklearnej?
- Jasne, że nie. Reżim testuje teraz prezydenta Baracka Obamę. Przypomnę, że w 2003 r. Koreańczycy powiedzieli Amerykanom, iż dysponują bronią znacznie potężniejszą od atomowej. Oczywiście, że blefowali, ale doprowadzili do rozmów sześciostronnych (obie Koree, USA, Chiny, Japonia i Rosja). Potem Waszyngton stosował wobec Pjongjangu politykę "kija i marchewki". Bez rezultatu.
Rozmawiał: Włodzimierz knap

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski