Stojąc na schodach Grand Theatre Lumiere, roztacza się przed nami panorama gapiów, fotoreporterów, łowców autografów i wreszcie zagorzałych kinomanów, którzy wierzą głęboko w to, że uda im się zdobyć bilet na seans.
„Kupię bilet na seans!” – krzyczą napisy na tabliczkach, które trzymają przed sobą rozpaleni widzowie. – Jak długo pani tu stoi – pytam młoda kobietę. – Przyszłam już o 8 rano, tuż przed rozpoczęciem pierwszego pokazu, w nadziei, że może ktoś odstąpi mi swój bilet, ale bez rezultatu. Jest 14.15 i mam jeszcze nadzieję, że wydarzy się cud – mówi Sophie, która przyjechała do Cannes z Paryża.
Nie należy do tych miejscowych szczęściarzy, którzy bilety na seanse otrzymali za darmo od lokalnych władz. – Wystarczyło wcześniej zgłosić takie zapotrzebowanie i zapisać się w urzędzie – opowiada mi Philipe. Tłumaczy, że taka polityka rekompensuje canneńczykom te jedenaście dni, kiedy miasto przeżywa oblężenie gwiazd i ich fanów.
Gorzej mają łowcy autografów. Cannes nie jest miejscem przyjaznym dla tej grupy. Od gwiazd odgradzają ich metalowe barierki, przed którymi stoją ochroniarze. Żaden z artystów nie ma prawa się do nich zbliżyć.
Wszystko kontrolują wyznaczeni do tego celu koordynatorzy. Przeważnie są to mężczyźni ubrani w eleganckie, czarne garnitury. To oni decydują o tym, w którym miejscu może stanąć Nicole Kidman, ile minut może poświęcić dla fotoreporterów, i następnie prowadzą ją w wyznaczonym wcześniej kierunku.
Wszystko musi działać jak w szwajcarskim zegarku. Może dlatego właśnie wielkie gwiazdy tak kochają Cannes.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?