Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiszczak i reszta świata

Paweł Kowal
Z byt polukrowaliśmy historię III Rzeczpospolitej. Niby wszystko było w książkach historycznych, ale wyobrażenie w narodzie zostało takie, jak w hollywoodzkim filmie: ci po naszej stronie są wspaniali, bez wad.

Istny świat aniołów. Tamci: samo zło. Im dalej było od 1989 roku, tym bardziej się wydawało każdemu, że był „my”. Oficerowie LWP, ci, którzy żyli wcześniej, jak to się mówiło „na kocią łapę”, dostali kościelne śluby. Dziennikarze oficjalnej prasy w PRL weszli do nowych redakcji. Nauczyliśmy się żyć w przekonaniu, że nie było szarych, niejednoznacznych postaw, że nie było dylematów. Słowem w Stoczni było w 1988 roku 40 milionów Polaków. Ludzie woleli się przyznawać do tych, co wygrali historię i o których słusznie Pani Historia przyznała, że byli szlachetniejsi. Tak jak po każdych wyborach pracownie badań opinii publicznej pokazują, że na tę partię, która wygrała głosowało, jeśli by wierzyć deklaracjom respondentów, 20% więcej ludzi w stosunku do tego, co było naprawdę. Tak już ludzie mają, że wolą być po stronie wygranych. I tak przez dwadzieścia pięć lat po tamtej stronie został tylko Kiszczak żyjący wśród boazerii na Oszczepników w Warszawie, którego żona uznawała, że jest wielki ( tylko Adam Michnik raz przyznał, że był „człowiekiem honoru”).

Został Kiszczak ze swoją zadrą, że ludzie na niego wszystko zwalają: PRL, morderstwa, walkę z opozycją. Z żalem do elit solidarnościowych, że się tak noszą, kiedy on jedną decyzją (tak odczuwał) mógł ich pozbawić godności, zdrowia, życia.

Żył w przekonaniu, że spotkała go niewdzięczność. Nosił urazę do biskupów, że nie pamiętają ich wspólnych biesiad i kurtuazyjnych korespondencji. Miał żal do Jaruzelskiego za to, że spił całą transformacyjną śmietankę. Dobrze poinformowani mówią, że miał żal nawet o to, że go Jaruzelski uprzedził w drodze do prezydentury w 1989 roku; że mu nie pozwolono zostać premierem, bo go oszukały ZSL i SD itd.

Rozmawiał o tym wszystkim żoną, a na dowód własnej wielkości pokazywał jej listy od Agnieszki Osieckiej czy Beaty Tyszkiewicz. Miało się wrażenie, że nigdy nie przeszedł na emeryturę. Kontrolował każde swoje zdanie, przerywał wywiady, które nie były dla niego wygodne - jak ten z Rymanowskim, insynuował, groził, mataczył. Gdy był nieco młodszy organizował spotkania dla dawnych oficerów służb, dzielił się plotkami i trzymał papiery. Z tą najważniejszą teczką: TW Bolek. Liczył, że przyjdzie jego czas, że jeszcze się odegra. Nawet kiedyś już prawie wysłał teczkę do Archiwum Akt Nowych, ale ktoś go powstrzymał, ludzie mówią, że sam Jaruzelski. I tak umarł niespełniony w zemście, ale bumaga nie gariejet, jak mawiają Rosjanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski