Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klątwa jest moim wyzwaniem

Rozmawiała Arlena Sokalska
Michał Kwiatkowski: – Nie wiem, czy będzie mi dane wystartować w Tour de Pologne. Nie chcę w tym roku już tego obiecywać, bo naobiecywałem w dwóch poprzednich latach i nic z tego nie wyszło.
Michał Kwiatkowski: – Nie wiem, czy będzie mi dane wystartować w Tour de Pologne. Nie chcę w tym roku już tego obiecywać, bo naobiecywałem w dwóch poprzednich latach i nic z tego nie wyszło. Fot. Tim De Waele/opqs
Rozmowa. Mistrz świata Michał Kwiatkowski opowiada o swoich pasjach i planach na sezon kolarski, który rozpoczął w Argentynie

– Jesteśmy jeszcze przed sezonem kolarskim, pierwsze starty dopiero przed Panem. Jest trochę więcej czasu na hobby, ulubione zajęcia. Koledzy z drużyny mówią, że kocha Pan elektronikę, nowoczesne gadżety i jak tylko komuś coś nie działa, przychodzi z tym do Pana. To jest Pańska pasja?

– Zawsze dążę do tego, by znaleźć rozwiązanie. A w przypadku elektroniki sprawdza się metoda prób i błędów, to zawsze pomaga. Staram się do końca rozwiązać taką łamigłówkę. Faktycznie, koledzy przychodzą do mnie i im pomagam. Bardzo to lubię.

– Niedawno się Pan przyznał, że czasami w wolnych chwilach lubi pograć na konsoli, a ulubione gry to „Battlefield” i „FIFA”. Którą lubi Pan bardziej?

– To prawda, choć ostatnio mam mało czasu na granie na konsoli. Jeżeli tylko mam wolną chwilę, to gram. Chyba chętniej w „FIFA”, bo ona łączy, można pograć z innymi osobami. Parę lat temu graliśmy czasem z kolegami z drużyny na zgrupowaniach. Te czasy powoli mijają, bo mam coraz więcej obowiązków na głowie. Gram teraz znacznie rzadziej. Ale tego nie żałuję.

– Grając w „FIFA”, ma Pan ulubioną drużynę?

– To się zmienia. Nie mam jednej drużyny, za którą bym podążał. Raz jest to FC Barcelona, raz Real Madryt. To nie jest dla mnie istotne. Lubię zobaczyć dobry futbol, cieszę się, że Polacy grają coraz lepiej. Mamy świetnych piłkarzy, którzy dobrze grają za granicą, a Robert Lewandowski robi niesamowite rzeczy. Cieszę się, że tak to wygląda.

– Do rozwoju kolarstwa w Polsce dokłada cegiełkę również Pańska Akademia Copernicus. Niedawno podobna fundacja Hiszpana Alberto Contadora ogłosiła, że mają pierwszego wychowanka, który podpisał zawodowy kontrakt. Myśli Pan, że któryś z wychowanków Copernicusa w ciągu najbliższych kilku lat trafi do zawodowego peletonu?

– Jestem tego pewien. W Toruniu są wspaniali trenerzy, szkoła mistrzostwa sportowego, w której jest wiele dzieciaków z olbrzymim talentem do jazdy na rowerze, więc to jest tylko kwestia czasu. Staram się wspierać akademię, jak tylko mogę, bo wiem, że to jest bardzo potrzebne. Kolarstwo to nie jest tani sport, trzeba wielkiego wkładu finansowego, by rozpocząć choćby działanie takiej akademii i dzięki temu wychowywać przyszłych sportowców.

– Poza sezonem ma Pan czasem okazję trenować z tymi dziećmi. Patrzy Pan wtedy na tych chłopców i dziewczynki i myśli: to jest kandydat czy też kandydatka na przyszłego mistrza, bo ma zacięcie, charakter, talent, jest pracowity czy pracowita?

– Oczywiście. Widzę też, że oni są bardzo zainspirowani tym, co się w ostatnim roku działo w polskim kolarstwie. Ale my w Copernicusie przede wszystkim chcemy te dzieci jak najlepiej wychować. Niekoniecznie myślimy tylko o tym, żeby zostały wspaniałymi sportowcami. Przede wszystkim chcemy poprzez kolarstwo wychować ich na dobrych ludzi. Ta myśl nam przyświeca. Nie każdemu jest dane zostać wybitnym sportowcem, ale chcemy, by te dzieciaki przez ten czas spędzony w szkole mistrzostwa sportowego wiele się nauczyły i by to pomogło im w życiu.

– Mówił Pan wcześniej, że lubi rozwiązywać problemy. Jaki będzie pierwszy problem mistrza świata do rozwiązania w tym sezonie? Zniszczenie klątwy tęczowej koszulki?

– Oczywiście, że tak. To będzie wyzwanie, ale nie myślę o tym na co dzień. Staram się skupiać na tym, co robię teraz. Jestem na zgrupowaniu w Hiszpanii i wiem, że muszę przejechać jak najwięcej kilometrów, żeby być jak najlepiej przygotowanym do sezonu. Mam nadzieję, że to wszystko, co robię – a mam też nadzieję, że robię to mądrze – do tego się przyczyni. Wszystko, co robię, konsultuję ze sztabem w Etixx-Quick Step, sprawdzamy, na jakim jestem obecnie poziomie. Wszystko na razie idzie jak najlepiej, jestem cały czas zdrowy, nie boję się więc tego sezonu. Ale niepewność zawsze się pojawia przed pierwszymi startami.

– W listopadzie, po zakończeniu sezonu 2014, analizował Pan ze swoimi szefami kalendarz startów i poszczególne osiągnięcia. Czy zmienił Pan plan wyścigów w stosunku do ubiegłego roku?

– Sezon zaczynam w Tour de San Luis (w poniedziałek na pierwszym etapie był 96. – przyp. red.), dosyć wcześnie, ale jak wiemy, w Argentynie panują doskonałe warunki do treningu, więc ściganie się tam jest dobrym przetarciem przed następnymi startami. Sam Tour de San Luis nie jest dla mnie ważnym sprawdzianem. Muszę się trochę nauczyć jazdy treningowej na wyścigach. Niekoniecznie to lubię, bo w każdym z wyścigów chcę dawać z siebie wszystko. Ale to jest taki start, w którym nakręcę trochę kilometrów wyścigowych potrzebnych na dalszą część sezonu.

– Potem przyjdzie czas na ściganie w Europie. Czy będzie Pan bronił ubiegłorocznych zwycięstw w Volta ao Algarve i potem w Strade Bianche?

W drugiej części lutego wystartuję w Portugalii na Algarve, ale potem jest już zmiana – nie pojawię się na trasie Strade Bianche, ponieważ wybrałem w tym roku etapówkę Paryż – Nicea zamiast Tirreno – Adriatico. Chcę być lepiej przygotowany do klasyku Milano – San Remo, w którym nigdy mi nie wychodziło. To jest bardzo trudny klasyk, a ja takie lubię. Myślę, że to połączenie wyścigu Paryż – Nicea z klasykiem Milano – San Remo pozwoli mi zaprezentować we Włoszech dobrą formę. Następnie jadę kolejny klasyk – to jest Waregem w Belgii [Dwars Door Vlaanderen – red.].

Ten wyścig traktuję bardziej jako przetarcie przed brukowanym etapem na Tour de France. Będziemy tam mogli sprawdzić sprzęt, ale też będzie to dobry trening przed klasykami ardeńskimi. Następnie wracam na trasy Vuelta Pais Vasco, a potem czas na ardeńskie klasyki: Amstel Gold Race, Fleche Walonne i Liege – Bastogne – Liege.

– Wrócę do tego Paryż – Nicea. Dwa razy z rzędu uczestniczył Pan w Tirreno – Adriatico. Skąd ta zmiana? Ze względu na trasę czy na terminy?

– To ze względu na wyścig Milano – San Remo. Po wyścigu Paryż – Nicea mam więcej dni do tego klasyku. To jest właściwie prawie tydzień odstępu. Ja każdy wyścig traktuję serio, potrzebuję więc tych kilku dni więcej na wypoczynek pomiędzy startami. Mam nadzieję, że dzięki tej zmianie będę też gotów do walki w Milano – San Remo.

– Pewnie ma Pan mieszane uczucia, gdy myśli o ubiegłorocznym Tour de France. Świetny pierwszy tydzień, potem było nieco gorzej. Wybiera się Pan w tym roku w lipcu do Francji?
Oczywiście, że pojawię się na trasie Tour de France, bo to jest wyścig, w którym człowiek poznaje swoje limity i bardzo wiele się uczy. Widzimy to po Rafale Majce, który odniósł tam niesamowity sukces. Chyba sam może powiedzieć, że nauczył się bardzo wiele podczas tego wyścigu. I ja też wrócę na trasy Wielkiej Pętli, aby poznawać siebie i próbować coś osiągnąć. Ale nie mogę jeszcze powiedzieć, co to będzie, bo nie znam jeszcze siebie na tyle, by coś deklarować. Mam nadzieję, że przygotowanie, jakie podejmę przed samym Tour de France, pozwoli mi być w pełni sił podczas tego wyścigu.

– W zeszłym roku był Pan w sierpniu na obozie wysokogórskim i to był ważny element przygotowań, bo zaraz potem pokazał Pan znakomitą formę na Tour of Britain, a co było później w Ponferradzie na mistrzostwach świata, wszyscy wiemy. Czy będzie tego rodzaju przygotowanie przed Tour de France?

- Na pewno tak. W czerwcu zamiast w wyścigu Criterium Dauphine wezmę udział w Tour de Swiss i po Liege – Bastogne – Liege będę miał dużo czasu, by przygotować się do Tour de France. Pewnie pojadę na zgrupowanie wysokogórskie, bo to wnosi wiele do mojej formy. Na trasach Touru wjeżdżamy na wysokości ponad dwa tysiące metrów i takie przygotowanie będzie nowym elementem, czymś, co może zapewnić mi rezerwy sił. To się sprawdziło w ubiegłym roku. Ale nie tylko zgrupowanie wysokogórskie było powodem mojej wysokiej formy jesienią, bo po samym Tour de France szybko wyciągnąłem wnioski: odpocząłem, pojechałem na zgrupowanie, a potem zgrupowanie wysokogórskie. Z pewnością takiej formy treningu potrzebuję.

– Niestety, jak pokazuje przykład kilku kolarzy Astany, niektórzy zawodnicy nadal bardziej niż treningowi ufają niedozwolonym środkom. Kiedyś doping to był rak toczący kolarstwo, ostatnio dzięki wzmożonym kontrolom i całemu systemowi są to przypadki pojedyncze. Jednak teraz sytuacja w Astanie bardzo zaniepokoiła kibiców. Czarne chmury znów unoszą się nad kolarstwem?

– Doping to oszustwo, a oszustwa zdarzają się w każdej dziedzinie życia. Dobrze, że te oszustwa są wykrywane w kolarstwie, niekoniecznie za to w innych dyscyplinach sportu czy życia. Cieszę się, że w kolarstwie takie rzeczy są ujawniane, bo to tylko świadczy o tym, że system działa.

– Niektórzy zawodnicy trochę narzekają na ten system: że kontroli jest bardzo dużo, że kontrolerzy nachodzą zawodników o szóstej rano. Panu to przeszkadza?

– Absolutnie nie.

– Muszę zadać to pytanie, choć dziś jest ono przedwczesne, ale kibice zawsze o to dopytują – czy myśli Pan w ogóle o starcie w Tour de Pologne w tym sezonie, czy już teraz wiadomo, że on odpada?

– Nie chcę w tym roku już tego obiecywać, bo naobiecywałem w dwóch poprzednich latach, że wystartuję, i nic z tego nie wyszło. Wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądał mój Tour de France, jak będę się czuł w ostatnim tygodniu wyścigu. Wierzę, że w tym roku będę w lepszej formie w czasie całego Touru. I mam nadzieję, że będzie mi dane wystartować w tęczowej koszulce w Polsce podczas Tour de Pologne. To byłoby dla mnie niesamowite przeżycie być dopingowanym przez polskich kibiców.

– Obrona tęczowej koszulki jest możliwa? Ostatnio udało się to Paolo Bettiniemu w 2007 roku, Włoch zresztą był wówczas zawodnikiem Pańskiej drużyny – Quick Stepu.

– Wierzę, że jest to możliwe, ale jeszcze do tego daleka droga. Muszę porozmawiać z Piotrem Wadeckim, kiedy możemy się wybrać na rekonesans trasy. Byłoby dobrze polecieć do USA, do Richmond, przejechać trasę i wiedzieć coś więcej na ten temat. Oczywiście, jeżeli zdobywa się jakiś tytuł, to chce się go obronić. Nie udała mi się ta sztuka z tytułem mistrza Polski w ubiegłym roku, ale będę mocno zmotywowany, by tę trzecią część sezonu zakończyć dobrym startem w MŚ.

– Apetyty rosną w miarę jedzenia. Oglądał już Pan trasę wyścigu na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro?

– Tak, oglądałem już tę trasę, ale na razie nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Staram się być sportowcem 24 godziny na dobę i ciężko pracować. Jeżeli wszystko pójdzie tak, jak należy, to za rok będę jeszcze lepszym zawodnikiem i wtedy będę mógł spokojnie myśleć, jak ułożyć plan startów, by przygotować się do wyścigu olimpijskiego.

Tegoroczne starty Kwiatkowskiego będzie można śledzić na antenie Eurosportu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski