Zamiast małego, lecz pewnego zysku na lokatach mieli duże straty na polisolokatach, czyli funduszach inwestycyjnych połączonych z ubezpieczeniem. 16 krakowskich klientów z Getin Noble Bank (GNB) zgłosiło sprawę do prokuratury, twierdząc, że pracownicy banku wprowadzili ich w błąd.
„Gazeta Wyborcza” opisuje kilka przypadków osób, które czują się oszukane. Pani Dominika wpłaciła 4,5 tys. zł pierwszej raty, a pozostałe składki po 136 zł wpłacała co miesiąc przez dwa lata (łącznie prawie 8 tys. zł). Po tym okresie usłyszała od pracownika banku, że ma nieco ponad 2 tys. zł, a jak chce je wybrać, to dostanie 20 proc. tej kwoty, czyli 500 zł.
Z kolei inna klientka GNB wpłaciła 10 tys. zł na produkt o nazwie „Kwartalny Profit”. Po trzech latach okazało się, że ma na koncie 5,9 tys. zł. Gdy zapytała, gdzie są pieniądze, usłyszała, że pobrano opłaty administracyjne z góry.
W podobny sposób kolejne 14 osób dowiedziało się, że nie zainwestowało w lokaty, tylko w fundusze inwestycyjne połączone z ubezpieczeniem.
Poszkodowani wynajęli adwokata.
– Moich klientów wprowadzono w błąd, zatajając przed nimi, że wykupują ubezpieczenie – mówi mec. Beata Broniewicz-Pasieka, reprezentująca klientów GNB. Adwokat domaga się, żeby śledczy zbadali, w jaki sposób pracownicy banku sprzedają polisolokaty, a także jakie prowizje dostali pracownicy banku za sprzedane klientom produkty.
Klienci, którzy wystąpili do prokuratury, zainwestowali w banku prawie 700 tysięcy złotych. Adwokat zgłosiła sprawę również do rzecznika praw obywatelskich, Komisji Nadzoru Finansowego, rzecznika ubezpieczonych Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta.
Sygnały o podejrzanych praktykach banku trafiają do krakowskiego rzecznika praw konsumenta. – Od początku 2013 r. wpłynęło do nas kilkanaście skarg dotyczących polisolokat – mówi Jerzy Gramatyka, miejski rzecznik konsumentów. Kilka zgłoszeń zakończyło się ugodą. – Jak w przypadku repatriantki ze wschodu, która udowodniła bankowi, że pracownik placówki wykorzystał jej nieznajomość języka polskiego, żeby sprzedać jej polisolokatę – mówi Jerzy Gramatyka.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że bank godzi się na ugody tylko z nielicznymi klientami, którzy wpłacili niskie kwoty. W większości skarg GNB uznaje jednak, że osoby podpisując umowę polisolokaty, godziły się na zawarte w niej warunki. – Klient w jasny sposób informowany jest zarówno o fakcie, że dany produkt nie jest lokatą bankową, jak również o zasadach ochrony kapitału, ryzykach oraz opłatach i warunkach wycofania środków przed końcem umowy – zapewnia Wojciech Sury, rzecznik GNB.
Problem jednak w tym, że „ochrona kapitału” co innego oznacza dla banku, a co innego dla klienta. – Po przeczytaniu ogólnych warunków umowy klient jest przekonany, że bank będzie chronił całość wpłacanego kapitału – wyjaśnia Beata Broniewicz-Pasieka.
W praktyce, jak podkreśla adwokat, bank chroni tylko część kwoty, czyli to, co zostanie po opłaceniu m.in. prowizji dla pracowników banku czy opłat administracyjnych. – W przypadku polisolokat „ochrona kapitału” może okazać się ochroną pustego konta – podkreśla adwokat.
Krakowscy klienci GNB nie są jedynymi, którzy czują się oszukani przez tę firmę finansową. Zdaniem Jacka Łęskiego, prezesa Stowarzyszenia „Przywiązani do polisy” , kwota ulokowana przez Polaków w polisach z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym może wielokrotnie przekraczać sumę roszczeń związanych z oszustwem Amber Gold.
Napisz do autora:
[email protected]
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?