Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Knebel” poprawności i swoboda „obrażania”, czyli o wolności słowa i poszanowaniu godności adwersarzy

Redakcja
Fot. Theta
Fot. Theta
Poprawność polityczna bywa często przedmiotem zaciekłych sporów. Problemy zaczynają się już na poziomie samej definicji. Umownie stwierdzić można, że jest to kształtowanie dyskursu publicznego w taki sposób, aby wyeliminować z niego wyrażenia stygmatyzujące, dyskryminujące poszczególne grupy społeczne (etniczne, religijne czy kulturowe), zaś w konsekwencji – zniwelować szkodliwe stereotypy i uprzedzenia, dotyczące tych grup.

Fot. Theta

Nie istnieją jednak precyzyjnie wytyczone granice zbioru określeń (i powiązanych z nimi gestów czy zachowań), o których bez zastrzeżeń wszyscy moglibyśmy powiedzieć, że są poprawne politycznie. Nie przeszkadza to w częstym używaniu tego terminu, który pojawia się zwykle w kontekście negatywnym, gdy mowa o ograniczeniu wolności słowa i swobodnego wyrażania postaw. W taki sposób pojęcie „poprawność polityczna” funkcjonuje u nas przede wszystkim we współczesnym dyskursie prawicowym, szczególnie w jego skrajniejszych wydaniach. Tam poprawność polityczna jest synonimem cenzury, zakłamania w opisywaniu zjawisk społecznych i kulturowych. Istotne są też konotacje wzbudzane przez doświadczenia historyczne: PRL i wcześniejszy brak suwerenności, gdzie swobodę wypowiedzi krępowała oficjalna cenzura. Powodują one, że chętnie postrzega się kogoś, kto ma odwagę jawnie głosić poglądy sprzeczne z uważanymi za „oficjalnie słuszne”, jako nonkonformistę. Kwestią dyskusyjną jest moim zdaniem jakość nonkonformizmu, który wyraża się w lżeniu osób traktowanych z wyższością czy wręcz wrogością z powodu pochodzenia etnicznego, przynależności religijnej, orientacji seksualnej czy płci.
 Deprecjacja pojęcia „poprawność polityczna”, jaka dokonała się poprzez przywoływanie go w przytoczonym wyżej kontekście, utrudnia stosowanie go „na serio”, stąd zwolennicy poprawności operują często określeniami takimi jak „szacunek dla innych”, „przyzwoitość polityczna” (Jolanta Brach-Czaina, Bożena Umińska- Keff), mówi się też np. o przełamywaniu dyskryminacji werbalnej. Takie terminy, podobnie jak sformułowanie „poprawność polityczna”, też podlegają różnym interpretacjom, w zależności od tego, jak szeroki margines tolerancji ma dana jednostka wobec „Innych”. Dla jednych przejawem dyskryminacji tej czy innej grupy jest dopiero fizyczna agresja wobec jej członków lub ograniczenie im praw obywatelskich. Inni zgodzą się, że dyskryminacja zachodzi w przypadku operowania określeniami typu „pedał”, „katol”, „żydek” czy „feminazistki” (co, zdaniem radykałów, jest „nazywaniem rzeczy po imieniu” – więc nie ma tu wedle nich dyskryminacji nazywanych tak osób). Jeszcze inni uznają, że formą dyskryminacji jest sama krytyka któregoś z aspektów kultury i stylu życia „Innych”, stawiając tym samym znak równości pomiędzy poszanowaniem cudzej odmienności a bezrefleksyjną afirmacją. W dyskusji o poprawności politycznej istotne są więc dwa problemy: kwestia oceny aksjologicznej tego zjawiska (czy poprawność jest dobra, czy zła) oraz tego, co jest poprawnością polityczną, a co jej nadużyciem, wypaczeniem, karykaturą.
W ostatnich dniach, w związku z wyrokiem w sprawie Alicja Tysiąc kontra „Gość Niedzielny”, kwestia poprawności politycznej i jej wpływu na swobodę wypowiedzi zdominowała medialne dyskusje i łamy prasy. Komentatorów (tak dziennikarzy, jak polityków i internautów) można z grubsza podzielić na dwa obozy: potępiających wyrok (jako przykład ograniczania wolności słowa przez postępujący w duchu poprawności politycznej sąd) oraz chwalących decyzję sądu (jako znak, że swoboda wypowiedzi nie może oznaczać dowolności publicznego poniżania innych osób). Moją uwagę zwróciła obszerna wypowiedź dwóch chrześcijańskich publicystów, protestanta Kazimierza Bema i katolika Jarosława Makowskiego. Autorzy krytykują stanowisko sądu, aczkolwiek podkreślają, że nie robią tego bynajmniej w ramach solidarności światopoglądowej z księdzem Gancarczykiem (którego retorykę stanowczo odrzucają), ale w imię przywiązania do wolterowskiej zasady: „nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale oddam życie, byś mógł to głosić”. Dotykają przy tym bardzo ważnego problemu, o jakim rzadko wspomina się przy okazji publicznych dyskusji na temat wolności słowa i poprawności politycznej, a mianowicie konsekwencji – tak w optowaniu za bezgraniczną swobodą wypowiedzi, jak i w postulowaniu ograniczenia jej na rzecz ochrony godności osobistej. Bem i Makowski zauważają, że gorliwi obrońcy wolności słowa z reguły zajmują nieco inne stanowisko, gdy uznają, że w danym przypadku słowo zwraca się przeciwko nim. Jako przykład podają płynący z niektórych kręgów katolickich postulat ścigania przez prokuraturę Dody, która stwierdziła, że autorzy Biblii musieli być w trakcie jej pisania – mówiąc łagodnie – w stanie nietrzeźwym. Zatem – skoro odrzucamy poprawność polityczną, krępującą swobodę wypowiedzi księdza, który nazywa Alicję Tysiąc niedoszłą morderczynią, powinniśmy zgodzić się na taką samą swobodę wypowiedzi dla lubującej się w skandalach piosenkarki, zamiast żądać oskarżenia jej z paragrafu „obrazy uczuć religijnych”. Jeśli zaś uznajemy, że za „obrazę uczuć religijnych” należy się kara, to musimy pogodzić się z tym, że sankcjom prawnym powinno podlegać także naruszenie godności obrażonej publicznie osoby.
Sądzę, że trudno nie przyznać racji przywołanym przeze mnie publicystom. Chyba, że w specyficzny sposób pojmuje się demokrację, która powinna przecież dawać takie same prawa do manifestacji przekonań wszystkim obywatelom. Jeśli przyjmiemy definicję wolności słowa na tyle szeroką, żeby włączyć do niej możliwość stosowania wszelkich niepoprawnych politycznie określeń, to wszystkie strony ideologiczno-kulturowych sporów mogą nazywać swych oponentów jak tylko zechcą, ale zarazem muszą liczyć się z tym, że w ramach respektowania zasady swobody wypowiedzi nie mogą oczekiwać wyciągania konsekwencji prawnych wobec obrażających je osób. Jeśli na zasadę wolności słowa nałożymy standardy politycznej poprawności (niezależnie od tego, jak szeroko tę poprawność zdefiniujemy), to wszystkie strony otrzymują narzędzie, dzięki któremu mogą egzekwować ochronę przed zniewagami ze strony adwersarzy, ale również wszystkie strony są zobowiązane do wykazywania szacunku wobec przeciwników. Dość pokraczna to demokracja, jeśli tylko jedna (lub część grup) dostanie przywileje – czy to obrażania czy to ochrony przed obrazą. „Obrażanie” i „ochrona” są oczywiście, w zależności od punktu widzenia, określane odpowiednio „nazywaniem rzeczy po imieniu” i „przestrzeganiem zasad szacunku”.
Przyznam osobiście, że nie wyobrażam sobie życia w społeczeństwie, gdzie wzajemne obelgi zastąpią całkowicie racjonalną dyskusję. Mimo, że swoboda wypowiedzi podlega pewnym ograniczeniom, częściowo już tak się dzieje, za co niestety odpowiedzialność ponoszą również media, których szefowie i pracownicy dobrze wiedzą, że wzajemna „pyskówka”, podsycana umiejętnie przez prowadzącego, sprzeda się znacznie lepiej debata okraszona wymianą uprzejmości. Nie wyobrażam sobie również życia w społeczeństwie, gdzie niemożliwa jest krytyczna wypowiedź o jakimś aspekcie kultury czy sposobu bycia danej grupy lub nawet pojedynczej manifestacji tego aspektu - np. potępienie katolika X., który zakazuje małżonce podjęcia pracy urasta do rangi „obrazy” zwolenników tradycyjnego modelu rodziny a krytyka estetyki „zniewieściałości”, lansowanej przez popularnego artystę – geja jest przyjmowana z oburzeniem jako przejaw homofobii. Uzyskanie „złotego środka” pomiędzy tymi skrajnościami jest o tyle trudne, że czego byśmy nie zrobili, zawsze znajdzie się ktoś, kto walcząc o swobodę własnej wypowiedzi (w tym prawo do rzucania obelg) z chęcią założy „knebel” politycznej poprawności swemu adwersarzowi.
Małgorzata Czerni
Autora jest absolwentką polonistyki UJ oraz studentką porównawczych studiów cywilizacji na UJ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski