Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Kobieta w Berlinie"

Redakcja
Zaległość. Premierę miał ten film bodaj jeszcze w maju ub. roku, wtedy jakoś mi umknął, teraz była okazja dzięki wznowieniu w repertuarze kina.

Władysław Cybulski: ZAPISKI KINOMANA

A chciałem to zobaczyć z kilku względów. Przede wszystkim dlatego, że jest to wynik producenckiej współpracy niemiecko-polskiej, a zwłaszcza zadecydował temat - nazwijmy go rozliczeniowy, jaki pojawił się na ekranie całą falą (m.in. "Upadek", "Lektor", "Ostatnia ofiara Hitlera" itp.). Filmowa "Kobieta w Berlinie" miała swoją prehistorię. Otóż pod koniec lat 50. ukazała się, wydana anonimowo w Szwajcarii, książka opisująca znane autorce z autopsji wydarzenia berlińskie z wiosny 1945 r. Jej pamiętnik zbulwersował niemiecką opinię publiczną, zgorszył i wzburzył. Autorkę uznano za skandalistkę, która zhańbiła godność nie tylko niemieckiej kobiety, ale wręcz narodu. W wyniku tej nagonki odmówiła ona zgody na publikację drugiego wydania za jej życia. Stało się to możliwe w r. 2003 (także w polskim przekładzie). Dopiero po śmierci udało się zidentyfikować pamiętnikarkę jako 30-kilkuletnią berliniankę Martę Hillers, dziennikarkę, absolwentkę Sorbony, zagraniczną korespondentkę niemieckich gazet w Paryżu, Londynie i Moskwie. Dała w swej książce wstrząsający opis sytuacji w Berlinie, opanowanym przez Armię Czerwoną.

Zdjęcia realizowano m.in. we Wrocławiu i Legnicy. Drugi wkład ze strony polskiej to muzyka Zbigniewa Preisnera - to dramatyczna, to liryczna, walnie przyczyniająca się do wyrażenia nastrojów. Podobało mi się jej zastosowanie: pojawia się, gdy trzeba, znika, gdy jest zbędna dla akcji. Sekwencja wstępna, jeszcze wojenna, jest dynamiczna w scenach masowych. Twarze Rosjan oglądamy albo stężałe, zastygłe w wojennym wysiłku, lub rubaszne w warunkach swobody. Obyczaj wojenny zna takie zjawiska, jak odwieczne prawo zemsty zwycięzcy nad pokonanym, jak bezkarnie wyzwolona agresja czy wreszcie naturalny głód kobiety, zaspokajany poprzez gwałt (podobno w kraju zniewolonych zostało 2 miliony Niemek).

Reżyser i scenarzysta Maks Färberböck ("Aimée i Jaguar") podjął się odważnego i ambitnego zadania zekranizowania opowieści berlińskiej pamiętnikarki. Wydaje się mniej istotne, że zmontował film nie zawsze czytelnie, wobec tego, że budzi on zasadnicze kontrowersje. Zaczyna się od zawołania zdeterminowanych kobiet: "Przeżyjemy, nawet za wszelką cenę", a kończy retorycznym pytaniem: "Jak z tym dalej żyć?". Czy to rzeczywiście tylko niewinne ofiary wojny, bez żadnej przeszłości politycznej? Porażająca kompozycja psychiczna - strachu, rozpaczy, utraty godności "Mam obrzydliwe uczucie, że przechodzę z rąk do rąk, czuję się poniżona i obrażona, zdegradowana do obiektu seksualnego" - mówi bohaterka filmu, grana przekonująco przez Ninę Hoss.

Owe kobiety szukają więc sobie "opiekuna" wśród oficerów rosyjskich. I tu problem natury artystycznej. Książka Marty Hillers napisana została językiem rzeczowym, beznamiętnym, "słowami skamieniałymi ze zgrozy" - jak napisał autor posłowia, lecz filmową "Kobietę w Berlinie" okraszono wątkiem romansowym (pozytywny oficer radziecki Jewgienij Sidichin), co wygląda na ustępstwo dla publiczności jako dodatkowa atrakcja, co jednak obniżyło walor treściowy i paradokumentalny charakter, odbierając filmowi potencjalny epitet "wielki".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski