Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobiety: pół życia na emeryturze?

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Z analiz rządowych wynika, że 80 proc. pań, które odejdą z pracy w wieku lat 60., otrzyma emeryturę minimalną, czyli niespełna 900 złotych
Z analiz rządowych wynika, że 80 proc. pań, które odejdą z pracy w wieku lat 60., otrzyma emeryturę minimalną, czyli niespełna 900 złotych fot. 123RF
Jest rok 2040. Przeciętna Polka żyje 95 lat. Z tego 25 lat dorasta, dojrzewa, uczy się, studiuje. 2 lata nosi w łonie oraz wychowuje dzieci, 33 lata pracuje zawodowo, awansuje. W dniu 60. urodzin przechodzi pod skrzydła ZUS - na 35 lat. I próbuje wyżyć za 900 złotych.

Anna Dymna skończyła przedwczoraj 65 lat. Dzień wcześniej rząd, po wielomiesięcznych namysłach, poparł złożony w Sejmie przez prezydenta Andrzeja Dudę projekt ustawy przywracającej poprzedni wiek emerytalny: 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn - zamiast 67 lat dla wszystkich. Uwielbiana przez Polaków krakowska aktorka i społeczniczka teoretycznie powinna się cieszyć. W praktyce jednak ustawowy wiek emerytalny nie ma dla niej znaczenia. Podobnie jak wszystkie kobiety z rocznika 1951 osiągnęła go, zanim w 2012 roku Sejm go podniósł. Już pięć lat temu mogła przejść pod skrzydła ZUS, ale… Nie chce.

- Wciąż jestem etatową aktorką Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Zawód, który wykonuję, jest moją pasją, największą miłością. Póki pracuję, jestem szczęśliwa i czuję się potrzebna. I zamierzam to robić nawet do 85. roku życia, a może do śmierci... - deklaruje.

- Zdaję sobie jednak sprawę, że mój stosunek do pracy, wynikający z wyjątkowego fachu, nie jest pewnie zbyt popularny w społeczeństwie - dodaje.

Ma rację. We wszystkich sondażach opinii publicznej większość Polaków odpowiada się za obniżeniem wieku emerytalnego „do tego, co było”. W przeciwieństwie do pozostałych narodów Europy jesteśmy również w miarę zgodni co do tego, że kobiety winny mieć prawo przechodzenia na emeryturę wcześniej niż mężczyźni - pięć lat wydaje się w sam raz. Opinię tę podziela wiele feministek - zwolenniczek równości płci. I nie ma znaczenia, że Polki żyją średnio prawie 82 lata, a Polacy - niespełna 74. Ani że w starym systemie - przywracanym teraz przez PiS - kobiety przebywały na emeryturze dwa razy dłużej od mężczyzn. Głównie jako - wdowy.

Faceci zdrowsi, umierają szybciej

„Women are sicker, but men die quicker’’ - głosi angielskie powiedzenie. Kobiety więcej i dłużej chorują, częściej doświadczają niepełnosprawności, ale mężczyźni umierają wcześniej. To się sprawdza pod każdą szerokością geograficzną i częściowo wynika z uwarunkowań biologicznych oraz rodzaju chorób: u mężczyzn mają one przeważnie gwałtowniejszy i finalnie tragiczny przebieg.

Głównym powodem różnicy - która w niektórych krajach wynosi ponad 10 lat - jest jednak sposób życia. I nie mówimy tu o czasach wojny, gdy wielu mężczyzn ginie na froncie. Mówimy o czasach pokoju, kiedy obie płcie mają teoretycznie podobne warunki. Kobiety generalnie bardziej dbają o dietę i higienę, unikają ciężkich i wyniszczających profesji, rzadko wybierają ryzykowne pasje i rozrywki.

W krajach, w których mężczyźni zaczęli się o siebie troszczyć, przejmując od kobiet część nawyków higienicznych i żywieniowych (najwcześniej doszło do tego w Skandynawii), długość życia obu płci się zrównuje. Na razie jednak w wielu miejscach, jak w Polsce, utrzymuje się spora różnica. Mimo to prawie wszędzie kobiety mają „od zawsze” przywilej wcześniejszego przechodzenia na emerytury. A właściwie - miały, bo w ostatnich latach w większości rozwiniętych krajów, w tym w niemal całej Europie (prócz Białorusi, Ukrainy i Rosji) uruchomiono proces zrównywania ustawowego wieku emerytalnego.

Zróżnicowanie wieku tłumaczono dotąd tym, że kobiety są słabsze, a zarazem pełnią w społeczeństwie inne role niż mężczyźni: ich zadaniem jest rodzenie i wychowywanie dzieci oraz zajmowanie się domem. Przywilej wcześniejszego przejścia na emeryturę miał być formą wynagrodzenia/zadośćuczynienia za ów trud. W wielu krajach, także w Polsce, dochodził do tego kolejny argument: podejmując pracę zawodową, kobiety pełniły nadal rolę żon i matek, harowały więc de facto „na dwóch etatach”. Należy im się wcześniejszy odpoczynek. Inni przekonywali, że kobiety muszą przechodzić wcześniej na emerytury, by pełnić rolę babci.

Mężczyźni nadal nie potrafią rodzić dzieci, ale dużo chętniej się nimi opiekują. W krajach rozwiniętych widać wyraźną tendencję do równego obciążania małżonków (partnerów) obowiązkami domowymi, do bardziej sprawiedliwego niż dotąd planowania zawodowej kariery. Kobiety mają nadal pod tym względem gorzej - społeczna presja częściej spycha je wbrew ich woli i ambicjom do roli gospodyń domowych, także dlatego, że zarabiają mniej („w takim razie ty, mężu, pracuj”). Ale trend jest jednoznaczny: ku równouprawnieniu. A skoro tak, to… znikają argumenty przemawiające za różnym wiekiem emerytalnym. Jak równość, to równość.

35 lat na emeryturze?

W 1950 r. przeciętny mężczyzna w kraju rozwiniętym pracował 45 lat i pobierał emeryturę przez 11. U kobiet było to - odpowiednio - 33 i 16 lat. Kobiety przebywały na emeryturze przez jedną czwartą swego dorosłego życia, panowie przez 18 proc.

Potem długość życia zwiększała się, a wiek przechodzenia na emeryturę obniżano. W efekcie w 2005 r. przeciętny mężczyzna spędzał na emeryturze 20 lat (30 proc. dorosłego życia), a kobieta - ponad 25 lat (36 proc.). Gdyby utrzymać wiek emerytalny kobiet na poziomie 60 lat, to w roku 2040 będzie tak: przeciętna Polka żyje 95 lat, z tego 25 lat dojrzewa i uczy się, 2 lata nosi w łonie i wychowuje dzieci, 33 lata pracuje, a potem przechodzi pod skrzydła ZUS - na 35 lat. I próbuje wyżyć za jakieś 900 zł miesięcznie.

W obowiązującym w Polsce od 1999 roku systemie (kapitałowym) przeciwko kobietom działa… właściwie wszystko. Każdy przez całe zawodowe życie przekazuje składki na swe indywidualne konto w ZUS. Kiedy przechodzi na emeryturę, ZUS dzieli sumę zgromadzonych składek przez liczbę miesięcy, które (statystycznie) zostały do końca życia danej osoby. Wynikiem tego dzielenia jest miesięczna emerytura. Jak to w ułamkach: im większa liczba figuruje nad kreską (suma składek), a im niższa pod kreską (przewidywana dalsza długość życia), tym emerytura wyższa.

Kobiety zarabiają mniej i już tylko z tego powodu ich składki emerytalne są niższe. Ponadto częściej chorują, przebywają na zwolnieniach macierzyńskich i wychowawczych - przy każdej takiej okazji ich oszczędności w ZUS stoją w miejscu. Ostatecznie kobieta na takim samym stanowisku i z identycznym 40-letnim stażem jak mężczyzna ma na swym koncie emerytalnym o 20 proc. mniej pieniędzy. W efekcie jej świadczenie będzie o jedną piątą niższe.

A mówimy tu o sytuacji, w której kobieta idzie na emeryturę w tym samym wieku co mężczyzna. Jeśli PiS przywróci stare zasady i kobiety będą z nich korzystać, ich świadczenia stopnieją o kolejne 40 proc. (mniej pieniędzy na koncie, większa długość życia). Z analiz rządowych wynika, że 80 proc. pań, które odejdą z pracy w wieku lat 60, otrzyma emeryturę minimalną, czyli niespełna 900 zł.

Polki do dzieci i garów?

Aby dostać 2 tys. zł emerytury z ZUS, trzeba pracować ponad 40 lat i zarabiać przez cały ten czas powyżej średniej krajowej. Nie można mieć okresów bezrobocia, chorować, pracować na śmieciówkach, brać urlopów wychowawczych. Dotyczy to w równym stopniu kobiet i mężczyzn.

Polacy zdają się tym nie przejmować. Jak wynika z badań opinii publicznej, 80 proc. z nas oczekuje obniżenia wieku emerytalnego. Większość uważa też niższy wiek emerytalny kobiet za przywilej uzasadniony ciężką pracą - zawodową i domową. Ponad połowa popiera niższy wiek emerytalny kobiet nawet za cenę niższych świadczeń.

Posłowie z nadzwyczajnej sejmowej komisji, która od wiosny zajmuje się projektem prezydenta Dudy, w większości podzielają te poglądy. - Kobiety i mężczyźni pełnią inne naturalne role życiowe. Kobiety zajmują się dziećmi, a na starość powinny móc się zajmować wnukami, więc trzeba im dać możliwość wczesnego przejścia na emeryturę - przekonuje Barbara Bartuś z PiS.

Jej klubowa koleżanka Elżbieta Duda z podkrakowskiej Skały tłumaczy, że „kobiety rodzą dzieci i je wychowują”, więc powinny mieć przywilej. - Ale nie przymus. Zgadzam się z prezydentem Dudą, że nikt nie może ich zmuszać do odejścia z pracy, jeśli nie chcą - podkreśla posłanka. Podobnie mówi Izabela Mrzygłocka z PO.

Jarosław Porwich z Kukiz’15, wieloletni szef regionu gorzowskiego „S”, jako konserwatysta uważa, że słabsza płeć ma określoną rolę. - Niech matki wychowują dzieci, niech babcie im w tym pomagają. Mam trzech synów i jak byli mali, nie pozwoliłem żonie iść do pracy, tylko sam harowałem po 16 godzin, żeby zapewnić byt rodzinie. Polityka państwa powinna iść w tym kierunku, bo inaczej wyjdą nam z domów młodzi ludzie zwichrowani, niezaopiekowani, będą ćpać i inne głupoty robić - twierdzi Jarosław Porwich.

Kazimiera Szczuka, feministka i działaczka lewicy, przyznaje, że część kobiet woli pełnić tradycyjne role, pozostać przy dzieciach, prowadzić dom, bawić wnuki. - Ale pomysł, by kobiety do tego w jakiś sposób nakłaniać jest absurdalny. To zawracanie kijem Wisły, żadne ustawowe rozwiązania nie sprawią, że kobiety zechcą masowo wrócić do swych dawnych ról. Kobiety chcą się realizować, także zawodowo, chcą być finansowo niezależne od partnerów. I tu mamy wielki problem - uważa Kazimiera Szczuka.

Jej zdaniem kobiety starsze, które ciężko pracowały w PRL-u, w fabrykach, i na drugim etacie - w domu, powinny mieć możliwość przejścia na emeryturę wcześniej, bo są po prostu umordowane. - Ale powinna to być emerytura godna, a obecny system daje jakieś grosze - ubolewa Szczuka.

Zdaniem Elżbiety Dudy, państwo powinno rekompensować kobietom okresy, w których rodzą one i wychowują dzieci, „bo to przecież służy krajowi i społeczeństwu”. Podobnie sześć lat temu, przy okazji jednego z wyroków Trybunału Konstytucyjnego, stwierdziła w zdaniu odrębnym sędzia Sławomira Wronkowska-Jaśkiewicz: - Różnicowanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn jest dopuszczalne, ale należy zapewnić zbliżoną wysokość świadczeń dla obu płci, a takich mechanizmów brakuje.

***

Zgodnie z przyjętą w 2012 roku przez PO i PSL ustawą wiek emerytalny podnoszony jest co kwartał o kolejny miesiąc.
Jako pierwsze na reformę załapały się Polki urodzone w styczniu 1953: by przejść na emeryturę, musiały przepracować o miesiąc więcej niż ich koleżanki z rocznika 1952.

Polki z końcówki rocznika 1965 mają dociągnąć do okrągłych 61 lat, czyli na emerytury odejdą najwcześniej zimą 2016.
W przypadku mężczyzn podnoszenie wieku do 67 lat miało się zakończyć w roku 2020, a w przypadku kobiet - dopiero w grudniu 2040 r. Wiek emerytalny mężczyzn i kobiet miał się wówczas wyrównać.

Do 67. roku życia musiałyby pracować Polki urodzone w ostatnim kwartale roku 1973 i młodsze.
Twórcy ustawy argumentowali, że rozpoczęły one swe zawodowe kariery w lepszych warunkach, w wolnej Polsce, więc ich stan zdrowia będzie lepszy. Mogą też liczyć na wsparcie mężczyzn w prowadzeniu domu i wychowaniu dzieci, więc zrównanie wieku kobiet i mężczyzn będzie sprawiedliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski