Tym większy szacunek należy się tym, którym się chce. Działaczom lokalnych stowarzyszeń czy liderom społecznych komitetów, którzy w minionych latach organizowali budowy sieci telefonów, gazu, wody, kanalizacji… Wielu, jeśli nie większość z nas, właśnie im zawdzięcza swój komfort.
Czytaj także: Niezbadane finanse komitetów budowy >>
Kto przepracował społecznie choć jeden dzień, ten wie, ile to kosztuje. Przede wszystkim czasu, ale też często – pieniędzy. Prywatnych. Bo trzeba dojechać do urzędu, zadzwonić, coś na domowym komputerze opracować, wydrukować. Nikt nigdy nie zwróci kosztów. Dlatego wielu ludzi w Polsce dziwi się: „Co oni z tego mają?”. Kiedy społecznik odpowiada, że chodzi o „działanie dla wspólnego dobra” czy „satysfakcję z pomagania bliźnim” – słyszy często śmiech i drwiny. Ze strony tych, którym się nic nie chce. To groźne, bo zniechęca do działania nawet owych nielicznych – aktywnych i solidarnych.
Społeczników trzeba zatem kochać. Naprawdę warto. Ale jednocześnie: musimy ich kontrolować, zwłaszcza wtedy, gdy powierzamy im nasze pieniądze, nierzadko duże.
Tymczasem również w tej dziedzinie idzie nam kiepsko. Społeczny komitet (podobnie jak spółdzielnia) to powinno być coś, w co angażują się wszyscy członkowie danej społeczności. Tak jest na Zachodzie. U nas działa kilka osób („maniaków”), a reszta chce mieć święty spokój (wielu właśnie z tego powodu zapisuje się do komitetu!). To niby wygodne, ale – zauważmy – bierni tracą w ten sposób kontrolę nad funkcjonowaniem komitetu. I jego finansami.
To szerszy problem. 77 procent Polaków nie poszło ostatnio na wybory, 90 procent nie czyta gazet. Są „wygodni”. Taką mamy demokrację.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?