Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kocham cię, życie...

JOLANTA CIOSEK
Danuta Szaflarska FOT. (KOW)
Danuta Szaflarska FOT. (KOW)
Danuta Szaflarska - pierwsza z pierwszych dam polskiej sceny i ekranu - ma 97 lat. Gra jednak nadal i nie zamierza przestać.

Danuta Szaflarska FOT. (KOW)

Jest aktorką nowoczesną. Świetnie odnajduje się zarówno w spektaklach Teatru Narodowego, jak i w przedstawieniach TR Warszawa Grzegorza Jarzyny. Garną się do niej reżyserzy filmowi i teatralni starszego i młodego pokolenia. Wciąż jest pełna temperamentu, świetnie opowiada o sobie i ludziach, z którymi dane jej było się zetknąć na scenie, na planie filmowym, w życiu. Mowa oczywiście o Danucie Szaflarskiej, pierwszej z pierwszych dam polskiego kina i teatru, która mimo 97 lat gra i nie zamierza przestać!

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Tak wyglądała w młodości Danuta Szaflarska [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

To wspaniałe aktorstwo, tę niezwykłą osobowość artystki pokazuje film "Inny świat" Doroty Kędzierzawskiej i Artura Reinharta. Jak powiedziała reżyserka, spotkanie z Danutą Szaflarską było największą przygodą w jej życiu. - Choć Pani Danuta niechętnie udziela wywiadów i stroni od mediów, udało nam się. Przekonaliśmy ją głównie tym, że nie miała opowiadać tylko o sobie, ale też o świecie, który od 1915 roku pamięta - mówiła Kędzierzawska. "Inny świat" to film z dominacją czarno-białych zdjęć. Szaflarska wspomina w nim minione lata, od dzieciństwa, przez pierwsze wyzwania aktorskie, lata wojny, okupacji, po współczesną pracę w teatrze. Wspomina tych, którzy odeszli, a byli w jej życiu ważni, m.in. ks. Jerzego Popiełuszkę, Tadeusza Łomnickiego, znajomych z dzieciństwa; przytacza anegdoty, niektóre zabawne, inne przerażające, z czasów okupacji. Film przeplatany jest zdjęciami z prywatnego archiwum aktorki i kadrami z filmów, w których zagrała słynne role.

Pochodzi z Kosarzysk

Przed laty, jakimś cudem, aktorka zgodziła się na wywiad ze mną, choć wszyscy dziennikarze wiedzą, że ich nie znosi. Nie przepada też za Krakowem, który już teraz jest jej obcy.- Był czas, że przepadałam, w dzieciństwie. Urodziłam się w Kosarzyskach koło Piwnicznej. Rodzice byli nauczycielami: ojciec pochodził z góralskiej wsi, a mama z Krakowa. I właśnie do babci i cioci do Krakowa przyjeżdżało się z wizytą. To było wielkie święto: pierwsze pójście do Teatru Słowackiego na bajkę, wyprawy do cukierni, zwiedzanie miasta. Natomiast Kraków po Po-wstaniu Warszawskim - to koszmarne wspomnienie. Głód, nędza, a potem, już po wojnie, gaża w teatrze nie zawsze wypłacana. Wiele smutnych chwil. Ale wcześniej, jeszcze przed wojną, studiowałam w Krakowie, w Wyższej Szkole Handlowej - wymarzona medycyna była zbyt kosztowna. W połowie drugiego roku zachorowałam na tyfus. Przyjechała mama i zabrała mnie do domu, do Nowego Sącza.

Wakacje uwielbiała spędzać w Kosarzyskach, rodzinnej wsi, gdzie kwitną głogi, jak dawniej. Córka aktorki Agnieszka Kilańska-Cypel wspomina w jednym z wywiadów: "Mama była chora, jeśli nie pojechała tam w porze ich kwitnienia i nie nazbierała płatków na konfitury do wielkanocnego mazurka".

Izabela Cywińska, reżyserka, była minister kultury i sztuki, powiedziała kiedyś o aktorce: "To osoba zupełnie bez żółci, to teraz rzadkość". A Jan Englert dodał: "W dodatku to wszystko jest w niej zaraźliwe, ta jej aura. Są leciwi zgryźliwi i dokuczliwi, i tacy, którzy znajdują porozumienie ze wszystkimi bez różnicy wieku". Ale chyba najpiękniej powiedział o aktorce wielki Erwin Axer: "Szaflarska jest kamertonem pozwalającym ocenić czystość gry całej orkiestry". Ten sam Axer mawiał też, że Szaflarska bardziej niż teatr kocha prawdziwe życie poza sceną. "Zawsze była towarzyska, gadatliwa, otoczona męskim podziwem. Jeździła na nartach, żeglowała, chodziła po górach. Chciała się nauczyć jeździć na rowerze. Jakoś nie wyszło".

Marzyła o medycynie

Danuta Szaflarska chciała być lekarką. Dopiero później, za namową kolegów, zdecydowała się na aktorstwo. Zdała do Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej - szkoły założonej w Warszawie z inicjatywy Aleksandra Zelwerowicza i Leona Schillera.

Po studiach rozpoczęła karierę artystyczną w Teatrze na Pohulance w Wilnie (1939-1941). W ciągu dwóch lat zagrała tam około 20 ról - od klasyki po obyczajowe komedie. W latach 1942-1943 występowała w teatrze podziemnym. Podczas Powstania Warszawskiego była łączniczką. Przeżyła koszmar. W wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" powiedziała o tamtym strasznym wojennym czasie: -Wojna zmieniła wszystko. Zaczęłam inaczej widzieć życie. Ja bardzo dużo czytałam, od dziecka, po prostu bez czytania nie mogłam żyć. I po wojnie wzięłam do ręki jedną z tych moich ulubionych książek, żeby sobie coś przypomnieć - "Colas Breugnon" Rollanda - i rzuciłam, bo już była dla mnie zupełnie nieciekawa. Okazało się, że to mnie w ogóle nie interesuje! Wojna była wstrząsem. (...) Zmieniło się wszystko. Sens życia. Doceniłam jego wartość. Ale strasznie mi siadło zdrowie. Miałam stany apatyczne. To była reakcja na to, że mi się ciągle wszystko przypominało... Siedziałam i nic mi się nie chciało.

Teatr jak narkotyk

Po wojnie, przez rok, występowała w Starym Teatrze w Krakowie, a następnie w Łodzi - w Teatrze Kameralnym. W 1949 przeniosła się do Warszawy. Pracowała w Teatrze Współczesnym, potem w Narodowym, a do emerytury w 1985 r. w Teatrze Dramatycznym. Potem, gościnnie, grała na scenach niemal wszystkich teatrów stolicy.

Tuż po wojnie Szaflarska zdobyła w Polsce wielką popularność jako aktorka filmowa - za sprawą ról w "Zakazanych piosenkach" (1946) i "Skarbie" (1948) Leonarda Buczkowskiego. Kolejne role zagrała m.in. w "Ludziach z pociągu" (1961) , w serialu "Lalka" (1977), "Dolinie Issy" (1982), "Korczaku" (1990), "Diabłach, diabłach" (1991) i "Pożegnaniu z Marią" (1993). A czy ktoś może zapomnieć jej wielkie kreacje z ostatnich lat, kiedy będąc leciwą damą, zagrała olśniewająco w "Żółtym szaliku", gdzie partnerował artystce Janusz Gajos, i w przejmującym filmie o pięknie życia "Pora umierać"? Przed kilkoma laty mieliśmy szczęście oglądać artystkę w Krakowie podczas Festiwalu Boska Komedia w spektaklu "Między nami dobrze jest" według Doroty Masłowskiej. Publiczność zgotowała aktorce wielką owację, a za tę rolę artystka obsypana została wieloma nagrodami na licznych festiwalach. Jesienią być może będą ten spektakl podziwiać widzowie w Paryżu.

Jak artystka reaguje na hołdy i zaszczyty? Z poczuciem humoru, dystansem, a o swych rolach niedawno powiedziała: - Najbardziej lubię grać stare wiedźmy. U Kędzierzawskiej, zanim zagrałam główną rolę w filmie "Pora umierać", byłam wiedźmą w "Diabły, diabły" i jędzą w "Nic". Tak, gram stare wiedźmy. A jak umrę, będę latać.

Kiedy zapytałam aktorkę o przepis na młodość, odpowiedziała: - Kocham życie i jestem go nadal bardzo ciekawa. Sporo z tego życia czerpię potem do swojej pracy - zdobyte doświadczenia pomagają mi w tworzeniu roli. Kiedyś jeździłam na nartach, żeglowałam, uprawiałam górską wspinaczkę. A teatr? Jest chorobą nieuleczalną. On jest jak narkotyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski