Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kogo obchodzi Hutnik?

Redakcja
Likwidacja stowarzyszenia sportowego to rzecz w Polsce niezmiernie rzadka

KRZYSZTOF KAWA

KRZYSZTOF KAWA

Likwidacja stowarzyszenia sportowego to rzecz w Polsce niezmiernie rzadka

Klub Sportowy Hutnik Kraków został postawiony w stan likwidacji. Według jednej wersji nie było innego wyjścia, a działanie było spóźnione co najmniej o rok. Według innej uczyniono to przedwcześnie. Są tacy, którzy utrzymują, że to tylko wstęp do wielkiej gry o blisko 13 hektarów dzierżawionych przez klub.

   Z byłym prezesem KS Hutnik, a także Hutnik SSA, Januszem Popiołkiem rozmawiamy w dniu, w którym krakowska Wisła po wygranej z Parmą wylosowała w Pucharze UEFA Schalke 04 Gelsenkirchen. Sześć lat wcześniej nastrój podniecenia udzielał się działaczom Hutnika, gdy w Pucharze UEFA piłkarska drużyna z Nowej Huty wyeliminowała Sigmę Ołomuniec. - Na losowanie nikt nie poleciał, o trafieniu na Monako dowiedzieliśmy się z mediów - wspomina z uśmiechem Popiołek, który wtedy był członkiem zarządu Hutnika. - Cieszyliśmy się, choć mieliśmy świadomość, że to za wysoka przeszkoda. Ale, mówiliśmy, jak spadać, to...
   - Czy właśnie to był początek końca Hutnika?
   - Za bardzo uwierzyliśmy, że Hutnik już jest wielki. Zachłysnęliśmy się tym sukcesem. Wszyscy - zarząd, trener, zawodnicy. Zresztą, ja wtedy byłem od tego dalej, miałem własne kłopoty - dodaje.

Piłkarze w ślady siatkarzy

   W 1996 r. KS Hutnik miał najwyższy w historii budżet sięgający 6 mln zł. Sama sekcja piłkarska kosztowała 4 mln. Dla porównania - piłkarska spółka Wisły dysponowała wtedy budżetem 6,92 mln zł. Piłkarze Hutnika, zajmując trzecie miejsce w ekstraklasie i walcząc w Pucharze UEFA (4 lata wcześniej Marek Koźmiński i Mirosław Waligóra na igrzyskach w Barcelonie wywalczyli srebrny medal), nawiązali do chlubnych tradycji przedstawicieli innych dyscyplin:
   \ bokserów - mistrzostwo Polski w 1964 r. i Puchar Polski w 1963 r., brązowy medal Stanisława Dragana na igrzyskach w 1968 r.;
   \
szczypiornistów - trzy tytuły mistrza kraju w latach 1978-81 i tyle triumfów w Pucharze Polski (1978, 83, 86) oraz brązowy medal Alfreda Kałuzińskiego w reprezentacji na igrzyskach w 1976 r. oraz na MŚ w 1982 r.;
   \* siatkarzy - mistrzostwo Polski w latach 1988 i 1989, a także sukcesy reprezentantów Ryszarda Jurka, Marka Krabarza, Wacława Golca, Bronisława Bebla (srebro mistrzostw Europy) i Jerzego Szymczyka (brąz ME);
   Od 1952 r. w różnych okresach funkcjonowały także sekcje tenisa stołowego, zapasów, podnoszenia ciężarów, lekkiej atletyki, kolarska, kajakarska, brydża sportowego, narciarska, szachowa, szczypiornistek, siatkarek, łyżwiarstwa figurowego. W 1990 r. Hutnik był jedynym polskim klubem, który miał aż cztery drużyny w I lidze: piłkarską, szczypiornistów, siatkarzy i koszykarzy.

Droga do zawodowstwa

   Mimo że już wtedy Hutnik miał zadłużenie sięgające (w przeliczeniu na nowe złotówki) 1,2 mln i w 1993 r., szukając oszczędności, wycofano z rozgrywek drużyny siatkarzy i koszykarzy, w opublikowanym na 45-lecie klubu wydawnictwie jeden z autorów napisał: Za kilka lat KS Hutnik Kraków winien być klubem zawodowym z prawdziwego zdarzenia, zaliczającym się do najlepszych nie tylko w Krakowie, ale w całej Polsce.
   Droga do zawodowstwa wyglądała pokrótce tak:
   - w 1997 r., kilka miesięcy po meczach z Monako piłkarze spadli do II ligi;
   - w przetargu o dzierżawę skomunalizowanych terenów z halą, basenem, lodowiskiem i kortami w sąsiedztwie stadionu przy ul. Ptaszyckiego, które zbudowano pod koniec lat 70. ze środków HiL na potrzeby klubu, Hutnik przegrał ze spółką Tomex;
   - gdy w 1999 r. awans do I ligi wywalczyli szczypiorniści, działacze zdecydowali o zawieszeniu pierwszej drużyny i sprzedaży zawodników, by choć częściowo pokryć długi sekcji;
   - po sezonie 1999/2000 piłkarze trafili do III ligi, rok później awansowali, by znów spaść w 2002 r.;
   - w 2000 r. młodzieżowe drużyny szczypiornistów zostały przekazane do UKS w Szkole Podstawowej nr 97;
   - w 2001 r. upadło Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Handlowe Hutnik spółka z o.o., które w najlepszym okresie przynosiło klubowi blisko dwa miliony złotych dochodu;
   - 28 lutego 2002 r. powołano do życia Sportową Spółkę Akcyjną Hutnik Kraków, w której KS Hutnik objął ok. 90 proc. akcji;
   - 1 lipca 2002 r. dwie piłkarskie drużyny seniorów KS Hutnik przekazano (wraz z zadłużeniem wobec nich sięgającym ok. 80 tys. zł) do Hutnika SSA;
   - 16 października 2002 r. piłkarskie drużyny od trampkarzy do juniorów przekazano z KS Hutnik do Stowarzyszenia Pomocy Młodym Talentom Sportowym, które podpisało umowę o współpracy z SSA Hutnik; drużyny młodzieżowe w siatkówce przejął UKS w SP nr 87;
   - 22 października 2002 r. na nadzwyczajnym walnym zgromadzeniu delegatów podjęto uchwałę o likwidacji KS Hutnik;
   - 15 listopada 2002 r. zapadła decyzja o podjęciu przez zarząd KS Hutnik roli likwidatora.

Długi duże czy małe?

   Delegaci głosowali za likwidacją klubu, gdyż - ich zdaniem - nie było już żadnej możliwości spłaty długów. Stefan Niziołek, prezes Hutnika w latach 1982-90 i od czerwca tego roku, utrzymuje, że likwidacja i tak jest spóźniona co najmniej o rok. - Zwykła uczciwość wymaga, by zakończyć tę grę z wierzycielami i oddać im to, co możliwe. Decyzja o likwidacji została podjęta po rozmowach z urzędem skarbowym, ZUS-em, konsultacjach z prawnikami - mówi.
   Janusz Popiołek, prezes Hutnika od 1998 r. do czerwca tego roku i przez kilka miesięcy tego roku także etatowy dyrektor klubu, nie zgadza się: - Nie wykorzystano wszystkich możliwości porozumienia z wierzycielami. W ubiegłym roku wynegocjowałem rozłożenie długu na raty. Można było spłacać miesięcznie 20 tys. zł - twierdzi, przyznając jednak, że wtedy klub musiałby mieć wpływy sięgające 150 tys. zł miesięcznie. Dodaje, że KS Hutnik mógł wykorzystać Ustawę o restrukturyzacji przedsiębiorstw i się oddłużyć.
   Niziołek twierdzi, że było to nierealne: - Restrukturyzacja dotyczy tylko zobowiązań wobec budżetu. Dług z tytułu podatków można by zredukować do ok. 113 tys. zł, ale już z ZUS tylko o 20 proc., czyli do ok. 580 tys. W tej sytuacji potrzebne byłoby około 700 tys. zł na spłatę reszty plus gwarancje zabezpieczenia dalszego funkcjonowania stowarzyszenia. Dodaje, że według niego dług jest nawet większy niż do tej pory wyliczono i sięga 4 mln zł.
   Popiołek ripostuje, że są kluby, jak Stomil Olsztyn, które mają zadłużenie przekraczające 8 mln zł i nikt nie stawia ich pod ścianą.

Dwa bilanse

   Niziołek przyznaje, że likwidacja stowarzyszenia sportowego to rzecz w Polsce niezmiernie rzadka. - Można nawet powiedzieć, że jesteśmy na tym polu prekursorami - stwierdza. Konieczność tych pionierskich poczynań uzasadnia brakiem profesjonalizmu w prowadzeniu klubu i bałaganem w gospodarce finansowej przez ostatnie lata. - Gdybym wiedział to, co teraz na temat sytuacji w klubie, nie podjąłbym się funkcji prezesa. Ale usilnie namawiali mnie do tego członkowie Rady Programowej - mówi.
   Bilans zamknięcia, który nie wykazywał nieprawidłowości, został w czerwcu przyjęty przez delegatów i zarządowi udzielono absolutorium. - Ale gdy sporządzono bilans otwarcia, okazało się, że różni się diametralnie od poprzedniego - twierdzi Niziołek, dodając, że - jeśli zarzuty się potwierdzą - sprawa może trafić do prokuratury. Komisja Rewizyjna stwierdziła szereg niedociągnięć strukturalnych i organizacyjnych w zakresie prowadzenia działalności księgowej i finansowej. Postawiła zarzut nieprawidłowego udzielania i rozliczania zaliczek, nieprawidłowości przy pobieraniu pożyczek od osób fizycznych, niejasności przy przeprowadzaniu transferów, w tym brak udokumentowanych dowodów na wpłynięcie wynegocjowanych kwot. Zdaniem komisji, te błędy doprowadziły do gwałtownego wzrostu zadłużenia klubu oraz utraty płynności finansowej.
   Popiołek zaprzecza, że w dokumentacji księgowej panował chaos. - Wszystkie dokumenty są w najlepszym porządku, ale trzeba było się z nimi zapoznać. Dlaczego tego nie uczyniono? Nie mam pojęcia - mówi i na dowód prawdziwości swych słów odsyła do głównej księgowej Marii Więckowskiej.
   Maria Więckowska, księgowa z 20-letnim stażem, mówi, że z końcem lipca wygasła jej umowa na pół etatu w KS Hutnik. - Drugi raz pracy na stanowisku głównej księgowej w klubie sportowym bym się nie podjęła - mówi. O sprawozdaniu Komisji Rewizyjnej dowiedziała się dopiero na walnym. - Nikt wcześniej nie prosił mnie o udostępnienie dokumentów z księgowości. Była tylko prośba, bym zrobiła wydruk udzielanych zaliczek. Zrobiłam to i na tym się skończyło. Nie wiem, na jakiej podstawie stawiane są zarzuty o panującym w księgowości bałaganie - zastanawia się.
   Twierdzi, że każdy dokument, który do niej docierał, był podpisany przez prezesa Popiołka oraz dwóch innych członków zarządu. Ponadto był skrupulatnie przeglądany przez drugą księgową, Joannę Zawalską, która w lecie odeszła na emeryturę. Więckowska przyznaje jednak, że system wypłat zaliczek nie funkcjonował należycie. Były one kumulowane, nieterminowo rozliczane. Zachodziło domniemanie, że wcześniejsze zaliczki były rozliczane następnymi.
   - Wynikało to z ciągłego braku pieniędzy w kasie. Nie miałam na to wpływu, tak robiono od lat - mówi Więckowska. - Sfera rozliczeń z zawodnikami była najtrudniejsza i najbardziej zagmatwana. Do kwot kontraktowych dochodziły rozliczenia premii i nagród. Powstawały zaległości, wypłacano więc zaliczki, z którymi był kłopot przy księgowaniu.
   Najwięcej emocji budzą transfery. - Niektóre opowieści, jak o przekazaniu za 70-80 tys. zł Marka Zająca do Grębałowianki, brzmią wręcz humorystycznie - mówi Niziołek. Lekarze orzekli, że Zając po chorobie nie ma szans na wyczynową grę, a tymczasem wkrótce potem wylądował w Wiśle i był wart kilkaset tysięcy.
   Co do innych transakcji Popiołek zbija zarzuty. Krzysztof Bukalski odszedł do belgijskiego Genku za 190 tys. dol. (bo tylko na tyle wyceniła go UEFA, a na przykład Yahaya do Albacete za 500 tys. dol), jeszcze w czasach, gdy on był zastępcą prezesa Jana Figuta. Krzysztof Przytuła, obecnie gracz I-ligowej Garbarni Szczakowianki Jaworzno, opuścił klub za darmo, gdyż najpierw był długo kontuzjowany, a później odmówił przedłużenia kontraktu. Marcin Chmiest został sprzedany za 310 tys. zł, z tego 190 tys. zł dostali pracownicy klubu i zawodnicy, a reszta poszła na spłatę innych długów. Artur Prokop był dwukrotnie wypożyczany do Radomska, najpierw za 35, a potem za 45 tys. zł.
   - Wszystkie przelewy i wpłaty są udokumentowane. Czasem zastrzegaliśmy w umowach, że należy nam się procent przy następnej transakcji naszego zawodnika. Tak było na przykład przy sprzedaży Jamroza czy Kaliszana. Ale o tym nie tylko ja decydowałem, transfery przeprowadzał zarząd w porozumieniu z przedstawicielem danej sekcji. Dlaczego tylko mnie stawia się zarzuty? - pyta Popiołek.
   Rzeczywiście, zjazd delegatów, który w październiku przegłosował decyzję o likwidacji, cofnął absolutorium tylko prezesowi.

Układy z hutą

   Niziołek twierdzi, że bardzo istotnym czynnikiem, który przesądził o losie Hutnika, był upadek spółki z o.o. PPH Hutnik, która jako Zakład Remontowo-Usługowy powstała w 1983 r. i w najlepszych latach zatrudniała 702 pracowników, wykonując prace głównie na terenie Kombinatu HiL oraz Cementowni Nowa Huta. Wpływy z tej działalności przekraczały milion złotych. Lecz z roku na rok malały i w 2000 r. wynosiły raptem 216,5 tys. zł.
   Popiołek podkreśla, że nie sztuką było prowadzić klub w latach, gdy większość jego problemów rozwiązywała ówczesna Huta im. Lenina. - Traciliśmy zamówienia, bo w Hucie im. Sendzimira nie było już na te usługi zapotrzebowania - wyjaśnia. - Do upadku spółki PPH Hutnik, która przecież miała własny zarząd i ja nie decydowałem o jej losach, przyczyniło się postępowanie układowe w hucie, do którego weszło 40 proc. zobowiązań wobec PPH.
   Popiołek uważa, że zbyt późno zdecydowano się na zawieszenie działalności sekcji koszykarskiej i piłki ręcznej. - Piłkę nożną musieliśmy ratować w pierwszej kolejności, bo tę dyscyplinę uprawiało najwięcej osób i byliśmy zobowiązani do właściwego wykorzystania stadionu oraz boisk treningowych, które dzierżawimy od miasta. Utrzymanie hali kosztowało 50-70 tys. zł, a takich pieniędzy wspomniane sekcje nie mogły wypracować - przekonuje Popiołek.

Gra o tereny?

   Od kilkunastu dni trwa postępowanie likwidacyjne, które prowadzi zarząd z pomocą doświadczonego w tej materii Andrzeja Sokalskiego.
   Co konkretnie jest likwidowane? Zadłużone stowarzyszenie, które nie prowadzi już żadnej działalności sportowej.
   Piłkarze nadal grają o ligowe punkty, około 400 chłopców trenuje. Tereny w Nowej Hucie, na których stoi stadion i boiska treningowe, wciąż służą wszystkim drużynom.
   Czy likwidacja stowarzyszenia KS Hutnik to wydarzenie, które dla ludzi sportu i kibiców ma jakiekolwiek znaczenie?
   - Może rzeczywiście ma pan rację tak stawiając sprawę? - zastanawia się Niziołek. - Oczywiście, takim ludziom jak ja pozostał pewien sentyment do tradycji i wcześniejszych osiągnięć zawodników Hutnika. Ale przecież sport w Nowej Hucie ciągle ma warunki do przetrwania.
   Te warunki nie są jednak żadną gwarancją na przyszłość. - Problem w tym, że już od wielu lat los Hutnika obchodzi niewielu. Dawniej ten klub był dumą mieszkańców Nowej Huty, teraz wystarczy spojrzeć, ilu kibiców przychodzi na mecze - mówi Popiołek.
   Sam deklaruje, że Hutnika nie opuści, choć są tacy, którzy chętnie by się go pozbyli. Ma w SSA 50 akcji imiennych i bacznie obserwuje, kto będzie chciał objąć udziały stowarzyszenia w spółce i uzyskać wpływ na miejskie tereny, których 20-letnia dzierżawa biegnie od 1997 r. Stawka jest warta gry, bo chodzi o 12,8 ha, które co najmniej w 20 proc. można wykorzystać na cele komercyjne. Krakowscy inwestorzy patrzą coraz bardziej łakomie w tę właśnie stronę zatłoczonego miasta.
   Niziołek, który od 25 września jest członkiem Rady Nadzorczej Hutnik SSA, nie zaprzecza, że rzeczywiście ktoś może być zainteresowany właśnie takim scenariuszem. Protestuje jednak, że właśnie dlatego KS Hutnik jest likwidowany. - Przecież te akcje w spółce likwidator będzie sprzedawał na zasadzie publicznego przetargu. Nie ma pola do nadużyć - tłumaczy. Wierzy, że udziałami w SSA byłaby zainteresowana sama huta, która po pozyskaniu inwestora mogłaby przywrócić blask swemu dawnemu klubowi. Teraz jednak SSA musi się utrzymywać z własnej działalności gospodarczej, choć trudno się łudzić, że w ten sposób wypracuje potrzebne co roku 2 mln zł.
   Popiołek szczyci się, że w dużej mierze dzięki niemu udało się stworzyć alternatywę dla zadłużonego stowarzyszenia. Za jego kadencji doprowadzono do ustalenia wartości znaku towarowego słowno-graficznego KS Hutnik, która wynosi 393 tysiące 214 zł. Gdyby nie ta część wkładu niepieniężnego (plus wartość maszyn, urządzeń i środków transportu), klub nie mógłby powołać SSA, bo gotówki stowarzyszenie zainwestowało raptem 1838 zł, czyli mniej niż każdy z pozostałych akcjonariuszy: Popiołek, Wojciech Kocon, Marek Broda i PPUH Komobex-Krak.
   Przejmując sztandar, dyplomy i puchary, sportowa spółka może więc kontynuować tradycje nowohuckiego KS-u i wcielać w życie marzenia o zawodowstwie. Chyba że nowy właściciel, który zastąpi w spółce likwidowane stowarzyszenie, będzie miał tę tradycję za nic.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski