Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolacja z lokalsami, czyli historia miłości, babci Honoraty i pierzyny

Katarzyna Kachel
Marta Firlet gotuje jak dla rodziny. Od serca
Marta Firlet gotuje jak dla rodziny. Od serca fot. Michał Gąciarz
Jedzenie. Trzeba kupić warzywa, świeże, od gospodarza, jajka od sprawdzonej baby na targu, a mięso od zaprzyjaźnionego rzeźnika. Później ugotować dobry gulasz, ulepić setkę pierogów i zaprosić do swojej kuchni gości. Całkiem nieznajomych. Tak działa eataway.com

Historia musi się zacząć w kuchni Marty Firlet na Salwatorze. Miejscu pełnym dziwnych obrazów, bibelotów, dinozaurów i pozornie przypadkowych rzeczy, w którym króluje wielki, drewniany stół, lodówka i gospodyni. Musi zacząć się podczas kolacji, między przyjściem młodych turystów z Francji, starszych podróżników z Belgii a pojawieniem się sąsiadów, którzy usłyszeli, że też tak można dziś jadać.

Bo właśnie od dwóch miesięcy można. – Pomysł na „kolację z lokalsami” zrodził się całkiem niedawno podczas rodzinnej podróży – opowiada Marta, pomysłodawczyni eataway.com

Wtedy, kiedy pokazywała mężowi Sandomierz, potem Kazimierz nad Wisłą, w których przepełnione restauracje, okropne menu i ceny skutecznie odstraszały od konsumpcji i zniechęcały do kulinarnych przygód. – Odpoczywając nad bajorem, gdzieś po drodze, w lesie, pomyślałam, że chętnie zjadłabym obiad po sąsiedzku, bez konieczności powrotu do __miasta – wspomina. – U pani Zosi czy Stasi. Swojsko, niewymuszenie. Zapłacić jej po prostu za produkty i tyle.

Myśl ta wwierciła jej się paskudnie w głowę i za nic nie chciała głowy opuścić. Kiedy – tak tylko, by zbadać zainteresowanie (co obiecała mężowi Markowi) – zaprosiła przez internet gości do siebie, nie mogła uwierzyć, że pomysł wzbudził aż takie zainteresowanie.

Kiedy rzekło się „a”, trzeba mieć odwagę, żeby powiedzieć i „b”, czyli zacząć przygotowania do uroczystej kolacji. Iść na targ, do znajomej baby po jaja, zaprzyjaźnionego rzeźnika po mięso i rozpisać receptury.

Pierwsza kolacja przypominała wigilię. Bo na stół wjechało co najmniej 12 potraw, a dla Marty była to niezmiernie ważna uroczystość. Co ważniejsze, udała się na tyle, że pomysł, wwiercony w głowę, zaczął przeradzać się w zgrabną koncepcję, do której zaczęli dołączać inni. Inni, czyli lokalsi, wierni filozofii, że prócz gotowania, dzielenia się dobrymi recepturami, trzeba się także dzielić sobą i swoją prywatną przestrzenią. Jak Igor, który częstuje konfiturami z małopolskich malin, Zosia, mistrzyni prawdziwych polskich gołąbków, czy Jeremiasz, u którego można rozpocząć dzień od jajek po benedyktyńsku podawanych z sosem holenderskim i szparagami.

Poznaj swojego kucharza i jego pasje
Bez dzielenia się sobą, nie byłoby krakowskiego eataway. A Marta ma się czym dzielić. Urodziła się w Krakowie, a wychowała na tapczanie, który stał w kuchni babki Honoratki.

Babcia była duża, silna i wierna tradycji. Na stole musiało być dużo, smacznie, bez żadnych zagranicznych udziwnień.

Gotowała w wielkich garach jak dla całej kolonii. Hurtowo. Robiłyśmy wielkie zakupy, a potem było lepienie kilkuset pierogów czy pieczenie setki sznycli – wspomina Marta.

Z domu babki Honoraty nikt nie śmiał wyjść głodny. I to była jedna z pierwszych nauk, którą przyswoiła sobie wnuczka. Drugą było gotowanie, po polsku, od serca. Tego się nie zapomina. Ani podczas studiów, stypendiów na całym świecie, w czasie podróży na różne kontynenty.

Bo Marta widziała wiele i smakowała wiele. Może po to, by dziś wrócić do kuchni, którą poznała na tapczanie w rodzinnym domu i dzielić się nią ze znajomymi i tymi całkiem obcymi.

Dzieli się także swoją historią. Romantyczną. Męża, Marka Bradshawa, poznała w Londynie. Ona była tam na studiach, on akurat przyjechał do jednej z galerii, w której pokazywał swoje prace. Przypadkiem do niej weszła, choć może wcale nie był to przypadek.

Znał tylko jej nazwisko i wiedział, że studiuje. To wystarczyło, by okleić plakatami pół Londynu. „Marta, zadzwoń do mnie” .

Chłodnik z buraków i trochę filozofii
Historia znowu wraca na Salwator. W drzwiach Mark Bradshaw wita gości, mówiąc asekurująco: ja nie gotuję. Prowadzi za to do stołu, nalewa wody z sokiem z czarnego bzu (który zbierała Marta) i bawi rozmową. Marta opowiada o gotowaniu, winie, które gdzieś tam leżakuje w piwnicy, nalewce z orzecha i róży, w której pływają kwiatowe płatki. Co rusz wyjmuje jakąś kolejną niespodziankę z lodówki, którą wszyscy koniecznie, natychmiast powinni spróbować (np. ogórki kiszone według jej własnej receptury).

Na stół wjeżdża chłodnik z buraków, świetnie doprawiony, orzeźwiający i ostry, a gospodyni, jak na spowiedzi, opowiada o kolejnych etapach jego przyrządzania, przyprawach, dodatkach.

Między jednym a drugim daniem są opowieści o Krakowie, ciekawych miejscach, które warto jeszcze zobaczyć. Bo na kolacje do kucharzy eataway głównie przychodzą turyści.

Ale nie chciałabym, żeby tak było zawsze – zastrzega Marta.

Wolałaby, żeby portal był pomocny w stworzeniu sieci miejsc, które będą odwiedzali krakowianie. – Nie będzie chciało im się gotować w środę, przyjdą na zupę pomidorową do pani Krysi, która mieszka kilka ulic dalej, zapłacą jej za produkty i będą zadowoleni. A w piątek pojawią sie na przykład na kolacji w centrum miasta, którą przygotowuje im Igor w swoim szalonym domu – opowiada Marta Firlet o filozofii portalu.

Igor opowie o sobie. O pasji do gotowania, którą zaraziła go mama, o zapachach, które pamięta z dzieciństwa, restauracjach, w których pracował. poradzi też, gdzie w Krakowie można zjeść coś dobrego.

No i poda to, co gotować potrafi najlepiej: polski żurek, ziemniaczane purre z dużą ilością masła, kotlecik w chrupiącej panierce z zasmażanymi buraczkami. I opowie, jak krok po kroku dane potrawy powstają.

Można je potem z powodzeniem odtworzyć w domu. Jak kaszotto, do którego wystarczą dobre prawdziwki, cebula. rozmaryn, parmezan, kasza i pierzyna, w której kasza dochodzi sobie spokojnie. Tak, bez porządnej pierzyny ani rusz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kolacja z lokalsami, czyli historia miłości, babci Honoraty i pierzyny - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski