Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koledzy z Andrychowa

Redakcja
Młodzież polubiła grę w chłopski biznes Fot. Z archiwum MIK
Młodzież polubiła grę w chłopski biznes Fot. Z archiwum MIK
Chłopska Szkoła Biznesu - planszowa gra wymyślona przez krakowskich animatorów kultury - ma przypomnieć historię XVIII-wiecznych drelicharzy z Podbeskidzia, którzy sprzedawali swój towar od Barcelony po Konstantynopol

Młodzież polubiła grę w chłopski biznes Fot. Z archiwum MIK

Józef Herma - lider jednej z Kolegacji - sam ładował towar na brykę trzykonną, mocno kutą, krytą wańtuchami. Zaczynał rano, płótna układał umiejętnie, ubijał na koniec specjalną drewnianą pałką.

Gdy skończył, dobywał z kieszeni starożytną książeczkę do nabożeństwa, odmawiał stosowną modlitwę, kropił święconą wodą wóz i dawał hasło do odjazdu. Jechali najpierw na Kalwarię, dalej do Myślenic, a później przez Tarnów i Przemyśl wprost do Lwowa. We Lwowie część towaru sprzedawali z wozu, resztę rozdawali Kolegom na filie. Rozliczali się później, wedle specjalnych rachunków zapisywanych rylcem na drewnianych belkach, wymyślonymi przez siebie znakami liczbowymi. Były podobne do rzymskich, choć inne: jakby odwrócone. Koledzy w większości byli niepiśmienni, ale niektórzy z nich potrafili się porozumiewać w kilku językach. Poznawali je w długich podróżach. Nie przestawali jednak być pańszczyźnianymi chłopami, choć wielu z nich udzielało kredytów, fundowało kaplice, spisywało testamenty robiące wrażenie nawet na krakowskich kupcach.

Gdy Kolegacja liczyła zyski, karczmy w okolicy przeżywały oblężenie. Interesy długo szły doskonale, choć nieraz się zdarzało, że ten czy ów Kolega brał po pysku, a nawet był wyrzucany ze spółki. Wreszcie Józef Herma sprzedał swą spółkę-kolegację, która ostatecznie upadła około 1888 roku wraz z całym płóciennictwem andrychowskim. Mechaniczne krosna, wymyślone w Anglii pod koniec XVIII wieku, w XIX wieku dotarły i do nas. Ostatecznie posłały w zapomnienie andrychowskich drelicharzy...

Takie małe odkrycie

- To było takie nasze małe odkrycie - wcześniej wszyscy wiedzieliśmy, że Podbeskidzie słynęło z tkactwa, ale historii andrychowskich drelicharzy nie znaliśmy - Sebastian Wacięga z Małopolskiego Instytutu Kultury w Krakowie nie kryje, że był zaskoczony tym niezwyczajnym jak na owe czasy wykwitem przedsiębiorczości; andrychowskim kapitalizmem w stanowym jeszcze społeczeństwie. - Mamy w głowach taki obraz pańszczyźnianego chłopa - zahukanego, przygniecionego powinnościami, biednego. Tymczasem w XVIII w Andrychowie i okolicach chłopi bogacili się, robili fortuny na lnianych drelichach sprzedawanych we wszystkie zakątki Europy - Sebastian Wacięga z wykształcenia jest ekonomistą. Gdy poznawał historię andrychowskich tkackich Kolegacji, nie mógł uwierzyć, że prości chłopi potrafili zorganizować produkcyj-no-handlowy klaster, który wyprawiał towary do całej Europy. - Jeślibyśmy do ówczesnych zdarzeń przyłożyli współczesną miarę, andrychowskie Kolegacje będą nam przypominać klaster, w którym niezależni przedsiębiorcy - choć konkurują ze sobą - korzystają z łatwiejszego przepływu wiedzy czy kapitału - mówi.

Sebastian Wacięga i Piotr Idziak - obaj pracujący w Małopolskim Instytucie Kultury - w 2007 roku współorganizowali w Andrychowie "Muzeobranie". To wtedy, przy udziale Marii Pytel-Skrzypiec, opiekującej się andrychowską Izbą Regionalną, narodził się pomysł wykorzystania historii drelicharzy do stworzenia gry planszowej, która bawiąc, uczyłaby historii gospodarczej regionu. Pasjonatem planszowych gier jest Piotr Idziak. To on zaproponował reguły. Nazwa nasunęła sie sama: Chłopska Szkoła Biznesu...

Szczepan Babiński z bryczki spadł

Szczepan Babiński - włościanin handlujący drelichami i obrusami zmarł w drodze z Konstantynopola, w mieście Dembicy dnia 19 Septembra 1825 roku... Tyle wiadomo z protokołu zgonu spisanego w XIX wieku. Na podstawie tej krótkiej notatki można też nabrać podejrzeń, co do kondycji Babińskiego w ten feralny dzień, jako że bezpośrednią przyczyną zgonu było potrzaskanie głowy podczas upadku z bryczki. Wiadomo, że zmarły sprzedał wcześnie dużą partię płótna w Turcji i wiózł do Andrychowa skrzynkę pieniędzy oraz sto funtów barwnika indygo - cennego surowca farbiarskiego. Po śmierci Babińskiego barwnik zlicytowano.

Andrychowianie w stronę Azji wyprawiali się zresztą już wcześniej. Ze źródeł pisanych wiadomo, że statek z poważną partią andrychowskich drelichów, serwet i obrusów rozbił się w 1782 roku u wybrzeży Morza Czarnego, podczas rejsu do Konstantynopola. Wilkami morskimi Koledzy z Andrychowa nie byli - preferowali podróże lądowe, do których przygotowywali się sumiennie. Wspomniany, tragicznie zmarły Szczepan Babiński podróżował bryczką kutą. Miał kapotę sukienną, buty, kapelusz i kożuch do okrycia w zimne noce. Jadło przygotowywał w spiżowym kociołku, a pieniądze trzymał w zamykanej na klucz "zielonej skrzyneczce". Miał też spinkę srebrną - jedyny chyba w tej podróży atrybut luksusu. Chłopi-kupcy nie byli aniołami - w zestawieniach ich długów znaleźć można nawet spore zobowiązania z tytułu wódki wypitej na kreskę w okolicznych karczmach. Pijane bywały zwłaszcza targi i jarmarki, a tych ostatnich Andrychów miał aż dwanaście w roku.

W gronie siła

Tkacz produkował wysokiej jakości płótna, a drelicharz organizował ich sprzedaż. Blecharz bielił płótno, farbiarz je barwił. Kowal okuwał wóz, który budował stelmach, a rymarz robił uprzęże...

Dla Sebastiana Wacięgi i Piotra Idziaka z Małopolskiego Instytutu Kultury współpraca rzemieślników w ośrodku andrychowskim to idealny przykład na siłę "grona". - Dzisiaj nazwalibyśmy to efektem współpracy firm tworzących przemysłowy klaster - mówi Sebastian i tłumaczy, że wraz z Piotrem długo się zastanawiali, jak zaprojektować grę planszową na podstawie strzępów historycznych źródeł. Stanęło na tym, że będą się trzymać faktów, na ile to możliwe, ale pozwolą też pracować wyobraźni. Oparli się na dwóch opracowaniach - wydanych jeszcze przed wojną "Drelichach andrychowskich" Albina Jury i drobiazgowej analizie prof. Mariusza Kulczykowskiego pod tytułem "Andrychowski ośrodek płócienniczy w XVIII i XIX wieku".

- Zrozumieliśmy, że w XVIII wieku pańszczyźniani chłopi z okolic Andrychowa stworzyli wielki ośrodek tkacki, który eksportował poza granice naszego kraju 80 proc. swojej produkcji. W tym czasie nie było w Polsce drugiego centrum wytwórczego z tak rozległymi kontaktami handlowymi - mówi Sebastian Wacięga i tłumaczy, że w tamtych czasach w prawie każdym andrychowskim domu stukał warsztat tkacki. - XVIII-wieczne okute żelazem TIR-y docierały z Andrychowa do Lwowa, Stambułu, Aleksandrii, Wenecji, Marsylii, Barcelony, Lubeki, Hamburga, Gdańska i Moskwy - żartuje i już na poważnie tłumaczy, że wszystkie te miejsca zaznaczyli wraz z Piotrem na planszy Chłopskiej Szkoły Biznesu. Plansza jest wielką mapą Europy, bo andrychowscy kupcy-drelicharze - podróżujący nawet tysiące kilometrów - byli Europejczykami pełną gębą. We wsi byli szanowani, zapraszano ich w kumy, proszono ich o porady w ważnych sprawach.

Innowatorzy Szwarcenbergowie

Czerni-Szwarcenbergowie - właściciele dóbr andrychowskich, w XVII i XVIII wieku zrobili coś, co spowodowało eksplozję przedsiębiorczości. - Stanisław Czerny i jego następca Franciszek chętnie przekazywali chłopom ziemię przez tzw. zakupieństwo - Sebastian Wacięga żałuje, że historii uczy się przede wszystkim przez analizę wojen i polityki. - Dzieje gospodarcze bywają o wiele bardziej fascynujące - przekonuje i z zapałem wyjaśnia, jak to Franciszek Czerny sprowadził do Andrychowa wyspecjalizowanych tkaczy z Saksonii i Belgii. To tak, jakby dzisiaj zakupić licencję, skorzystać z know-how.

Czerni zyskali wiele dzięki swemu wizjonerstwu: pańszczyźniani chłopi nie uciekali ze wsi, wciągała ich bez reszty przedsiębiorczość. Chłopi brali kredyty pod zastaw przejętej przez "zakupieństwo" ziemi. Lichwy wtedy chyba nie było, bo kredytów udzielano na "pięć od sta" (na 5 proc.). Jednak to zadłużenie sprowadzało niekiedy na chłopskie głowy nieszczęścia - nie wszyscy byli zapobiegliwi, tracili majątki. Tak czy inaczej, to dzięki wizjonerstwu Czernych pod koniec XVIII wieku w ośrodku andrychowskim przez cały rok pracowało ponad 600 warsztatów tkackich. Rocznie mogły utkać nawet 20 tys. sztuk płótna po 60 łokci każdy. Dawało to ponad 700 tys. metrów bieżących płótna. Gdyby je rozłożyć, pokryłoby kobiercem drogę na wskroś współczesnej Polski, niemal od granicy do granicy.

Odkrywanie pamięci

- Widziałam na własne oczy, jak powoli, kwadrans po kwadransie, Chłopska Szkoła Biznesu bez reszty wciąga graczy - Maria Pytel-Skrzypiec , opiekunka andrychowskiej Izby Regionalnej, przyglądała się pierwszym próbom zastosowania gry wymyślonej przez Idziaka i Wacięgę. - Na początku szło opornie, bo przecież trzeba poznać reguły, ale z każdą chwilą widać było, jak nasza młodzież coraz bardziej się angażuje - mówi. W Chłopską Szkołę Biznesu grali już wielokrotnie uczniowie andrychowskiego Zespołu Szkół nr 1. Jak wszystko pójdzie dobrze, w październiku rozpocznie się edycja międzyklasowego i międzyszkolnego turnieju. - Ta gra pozwala się bawić, ale jednocześnie to odkrywanie naszej regionalnej pamięci. Nawet rodowici mieszkańcy Andrychowa i okolic często niewiele wiedzą o XVIII-wiecznych drelicharzach. Wszyscy kojarzą raczej późniejszy okres "bawełniany", a ten najstarszy i najbardziej ciekawy czas, gdy surowcem był len, a formą biznesu Kolegacje, poszedł w zapomnienie. Choć chyba już na zawsze pozostało przysłowie: "Nasz Andrychów, chociaż lichy, przyodziewa świat w drelichy" - wyjaśnia Maria Pytel-Skrzypiec.

Sebastian Wacięga tłumaczy reguły gry: - Uczestnicy dzielą się na kupców, kowali, piekarzy, stelmachów. Wszystkie te profesje były istotne dla XVIII kolegacji. To dzięki temu podziałowi zadań chłopskie spółki mogły zawojować Europę.

Gracze dostają specjalne karty - to kapitał i czas, bo w biznesie pieniądz i czas liczą się najbardziej. Później dokonują wyborów - wchodzą w układy, podejmują strategiczne decyzje, brzemienne w skutki. - Kolegacja nie chroniła przecież przed bankructwem - tłumaczy Sebastian i zwraca uwagę na edukacyjną rolę gry. - Wszyscy porównują nasz pomysł do popularnej planszówki "eurobiznes", ale to jednak coś zupełnie innego.
Wacięga i Idziak planują profesjonalne wydanie Chłopskiej Szkoły Biznesu (na razie pojawiła się w próbnych egzemplarzach). Nie liczą na międzynarodowy sukces. - W każdym regionie kraju odkryjemy ciekawe, niekiedy już zapomniane historie związane z gospodarką. Można by je przypomnieć w postaci gry planszowej takiej jak nasza, która uczyłaby nie tylko dziejów, ale i przedsiębiorczości - mówi Sebastian...

JACEK ŚWIDER

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski