Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejna biała plama została usunięta

Redakcja
Dieter Schenk Fot. Paweł Stachnik
Dieter Schenk Fot. Paweł Stachnik
19 stycznia w krakowskim Muzeum Galicja odbyło się spotkanie z Dieterem Schenkiem, niemieckim historykiem, autorem książki "Noc morderców. Kaźń polskich profesorów we Lwowie i holokaust w Galicji Wschodniej" wydanej przez krakowskie wydawnictwo Wysoki Zamek.

Dieter Schenk Fot. Paweł Stachnik

Autor opowiadał o pracy nad książką, a także o okolicznościach zamordowania przez hitlerowców polskich profesorów we Lwowie w lipcu 1941 roku. Przedstawiamy fragmenty odpowiedzi badacza na pytania publiczności.

- Jaka była geneza i główna motywacja powstania tej książki?

- Od trzydziestu lat zajmuję się tematyką narodowego socjalizmu i niemieckiej okupacji w Polsce, a efektem tego stała się moja pierwsza książka o Gdańsku. Badając tę tematykę wtedy i później, a także ostatnio, gdy pisałem biografię Hansa Franka, zauważyłem, że nie ma ani jednej pracy poświęconej mordowi na polskich profesorach we Lwowie. Pewnego dnia zetknąłem się z profesorem Tomaszem Cieszyńskim z Wrocławia, synem jednego z zamordowanych profesorów, który przybliżył mi tę sprawę. Prof. Tomasz Cieszyński miał w lipcu 1941 r. 19 lat, ale gdy hitlerowcy zapytali, w jakim jest wieku, jego matka odpowiedziała, że ma 16 lat. W ten sposób uratowała mu życie. Uznałem, że trzeba zająć się tą sprawą i wymazać tę białą plamę.

- Dlaczego do narodowego socjalizmu przystępowali chętnie ludzie kultury, artyści?

- Zainteresowanie było obustronne. Narodowi socjaliści próbowali pozyskiwać artystów dla swojego ruchu. Propaganda starała się przedstawiać go w sposób atrakcyjny, by przyciągać jak największe rzesze. Przedstawicieli kultury zapraszano na przyjęcia i spotkania, a następnie zwracano baczną uwagę na ich obecność. Zaś w Niemczech istniała pewna przychylność dla ruchu nazistowskiego, spowodowana kryzysem gospodarczym lat 30. i traumą po przegranej I wojnie światowej. W związku z tym nawet ludzie elit byli skłonni uwierzyć obietnicom Hitlera. Sam Hans Frank był wykształconym człowiekiem, znał się na sztuce, i mimo to stał się wiernym poplecznikiem reżimu, a co wyprawiał w okupowanej Polsce nie muszę chyba mówić.

- Czy wie Pan, kto się wzbogacił na dziełach sztuki z domów zamordowanych profesorów lwowskich?

- Rzeczywiście, część z nich była zamożnymi ludźmi (np. prof. Kazimierz Bartel) i miała bogate zbiory. Jak państwo wiecie, narodowi socjaliści przywłaszczali sobie mienie zamordowanych osób. Jednym z tzw. powierników, który we Lwowie zajmował się majątkiem zabitych profesorów był Pieter Menten, pochodzący z Holandii, ale świetnie mówiący po polsku. Miał kilka antykwariatów w Krakowie, w których handlował rzeczami odebranymi Żydom. Menten był też tłumaczem i donosicielem. W momencie zbrodni przebywał we Lwowie i był widziany przez świadków aresztowań, gdy siedział w samochodzie. Po zbrodni kupił jedną z profesorskich willi za 50 tys. złotych, choć jej wartość była trzykrotnie wyższa. Jego żona widziana była w Krakowie w biżuterii należącej wcześniej do jednej z lwowskich arystokratek. Przywłaszczanie sobie cudzego mienia było wśród nazistów nagminne. SS kradło i wywoziło majątek całymi ciężarówkami. Świadczy to o ogromnej korupcji tam panującej, mimo że formacja ta uważana była za elitarną, taką w której obowiązuje ścisły kodeks moralny. Wspomniany Menten zgromadzony w Polsce majątek przewiózł pociągiem do Holandii. Po wojnie odkryto jego przeszłość i wytoczono mu proces, choć nie za korupcję czy udział w zbrodniach, ale za "wspieranie wroga" (taka konstrukcja prawna istniała w holenderskim prawie). Odsiedział osiem lat.
- Dlaczego zdecydował się Pan na połączenie dwóch tematów w jednej pracy? Z jednej strony mord na profesorach, z drugiej zaś bardzo obszerny temat, jakim jest holocaust?

- Zdecydowałem się na to z kilku powodów. Jednym z nich był związek między tymi dwiema sprawami. Mianowicie istnieje jedna przyczyna obu zbrodni: wynikająca z rasistowskich pobudek chęć eliminacji inteligencji i wynikające z tego samego dążenie do eliminacji Żydów. Drugi powód to ci sami sprawcy. Gdy Galicja Wschodnia dostała się pod niemiecką okupację, na jej teren wkroczyły tzw. Einsatzkommanda, które przystąpiły do popełniania mordów i realizowania planu eksterminacji, najpierw polskiej inteligencji, a później Żydów. Odpowiedzialność spoczywa na esesmanach dr. Ottonie Raschu i dr. Eberhardzie Schöngarcie. Jak państwo słyszycie, obydwaj mieli tytuły doktorskie. Na takich właśnie ludziach szefostwu SS zależało: inteligentnych, wykształconych, ale jednocześnie bez skrupułów wykonujących wszystkie rozkazy. Za zamordowanie lwowskich profesorów i osób im towarzyszących (w mieszkaniach profesorów aresztowano bowiem nie tylko ich, ale i wszystkie przebywające tam osoby, także przypadkowe) odpowiada bezpośrednio komando dowodzone przez Schöngartha. Podobnie postępowano tuż po rozpoczęciu wojny, w 1939 r., kiedy Einsatzkommanda mordowały polską inteligencję na zajętych terenach Polski. Chodziło o wyeliminowanie czynnika, który mógłby stać się zalążkiem i elementem kierowniczym przy tworzeniu się i funkcjonowaniu ruchu oporu. Wszystko to miało też na celu zademonstrowanie potęgi Niemiec i sparaliżowanie ewentualnego oporu. Temu służyły także organizowane w Krakowie przez Hansa Franka obchody nazistowskich świąt, przemarsze wojskowe ulicami miasta. A wracając do Galicji Wschodniej: po dokonaniu mordu na profesorach lwowskich, Einsatzkommando ruszyło dalej. Ludzie ci przenieśli się do innych miejscowości Galicji - Drohobycza, Stanisławowa, Kołomyi - i tam kontynuowali mordy, tym razem na Żydach i już na masową skalę. W sumie w dość krótkim czasie zamordowano 18 tysięcy osób. Wszystkie te zbrodnie miały charakter zorganizowany i przebiegały pod kontrolą władz policji bezpieczeństwa i SS.

- Czy próbował Pan szukać jakichś informacji na ten temat na terenie Ukrainy?

- Próbowałem dotrzeć do ukraińskich materiałów, ale niewiele to dało. Spotykało się to raczej z niechęcią lub obojętnością. Dotarłem natomiast do wielu dokumentów niemieckich (z sądów, archiwów krajowego i federalnego), a także polskich, m.in. z Instytutu Pamięci Narodowej z Warszawy i Krakowa oraz relacji rodzin. Była to wystarczająca baza źródłowa, by móc napisać książkę. Uczestniczyłem w odsłonięciu pomnika zamordowanych profesorów we Lwowie w lipcu 2011 r. Wygłoszone tam przemówienia przedstawicieli strony ukraińskiej pokazują, że sprawa ta nie jest im bliska. Nie odczuwają potrzeby wyjaśnienia tej zbrodni.
- Mam pytanie o współczesność. Jakie są tendencje w środowiskach opiniotwórczych w Niemczech dotyczące II wojny światowej? Jak podchodzi do tego pokolenie młodych naukowców? Jak wygląda stosunek współczesnych Niemców do II wojny światowej? Sądząc z przekazu polskich mediów, Erika Steinbach jest bardziej popularna niż Dieter Schenk. I co z ruchami neonazistowskimi?

- Niemiecki Urząd Ochrony Konstytucji szacuje liczbę osób będących sympatykami skrajnej prawicy na 125 tysięcy, z tego 6 tys. skłonne byłoby do użycia przemocy. Niedawno rozbito skrajnie prawicową grupę, która dopuszczała się na tle rasowym zabójstw cudzoziemców, zresztą zupełnie przypadkowych, np. sprzedawcy w kiosku. Zabiła też jedną policjantkę. Ja również otrzymuję listy od różnych osób, w których piszą, że "przyjdą takie czasy, że takim jak ty pozatykamy gęby". Na szczęście neonazistom nie udało się jeszcze dostać do parlamentu.

Co do badań nad przeszłością wojenną: gdy w 1991 r. zaczynałem swoje badania, dostęp do części akt był ciągle utrudniony. Gdy w sądzie w Szlezwiku-Holsztynie zamówiłem akta dotyczące denazyfikacji sędziego dr. Kurta Bode, który w 1939 r. rozpatrywał sprawę pocztowców gdańskich, odmówiono mi dostępu do akt. Pomogła dopiero moja interwencja u ministra kultury kraju związkowego. Po wojnie spora część elit zachodnioniemieckich miała nazistowską przeszłość. Wielu hitlerowskich zbrodniarzy współpracowało z wywiadem. Zachodnioniemiecki wywiad dobrze wiedział, gdzie ukrywa się Adolf Eichmann. Do dzisiaj jest to biała plama w niemieckiej historii.

Takie podejście oczywiście z czasem uległo zmianie. Wyrosło nowe pokolenie badaczy, które nie boi się takich tematów, pokolenie uwikłane w nazizm odeszło. W ostatnich latach nie ma już z tym żadnych problemów, zarówno w Niemczech, jak i Szwajcarii czy Austrii. Warunki badań są bardzo dobre. Ukazuje się ogromna ilość monografii poświęconych II wojnie światowej. W przeciągu ostatniego roku wyszło np. pięć monografii o getcie w Łodzi. Nie ma tygodnia bez poważnego filmu dokumentalnego o III Rzeszy, zwłaszcza w trzecim programie niemieckiej telewizji.

Paweł Stachnik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski