Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolekcjoner ludzkich dłoni

Redakcja
Ziemia jest wilgotna, oblepia buty i łopatę. Do wieczora grób musi zostać wykopany. Kilkunastoletni Jewgienij Pirożkow (niedawno postanowił, że jego nazwisko będzie się pisało z angielska: Evgeni Pirojkov) z trudem zbiera siły.

Jacek Świder

J_est wysoki i bardzo szczupły - na grabarza raczej się nie nadaje. Nigdy wcześniej nie pracował tak ciężko. Na cmentarzu w Braniewie zarabia kiepsko, ale nie ma wyboru. W 1993 r. przyjechał do Polski, razem z matką i siostrą, wprost z nadwołżańskich Czeboksar…
Inny obraz: słoneczne popołudnie, mały Jewgienij Pirożkow wędruje przez tajgę w Chanty-Mansyjskim Okręgu Autonomicznym, w pobliżu miasta Surgut, na dalekiej Syberii. Razem z rodzicami zbiera żurawinę do trzylitrowych słojów. Dookoła tysiące hektarów błot - kilkuletni Żenia próbuje przeskoczyć bagnisty rów. Stopa obsuwa się na miękkiej, wilgotnej darni…
-___Prawaliłsja! - krzyczy przerażony, zapadając się w lepkiej mazi po kolana, po pas, po szyję.
Czuje uścisk mocnej, ojcowskiej dłoni. Po chwili stoi na ścieżce, w jesiennym słońcu, cały ubłocony.
To zdarzenie Żeńka zapamięta na zawsze. Wtedy po raz pierwszy poprawnie wypowiedział "r". Prawaliłsja!
Rodzice Jewgienija na Syberię pojechali za chlebem. Siergiej Pirożkow prowadzi chór, Lubow Pirożkowa uczy gry na pianinie. W okolicy pojawia się coraz więcej ludzi. Przyjeżdżają z całego Związku Radzieckiego. Pracują przy wydobyciu gazu i ropy z pobliskich złóż. Na wysokiej wieży wiertniczej bez przerwy płonie ogień. Widać go z wielu kilometrów. Wejście do bani (mężczyźni w poniedziałki, kobiety we wtorki, pary małżeńskie w soboty) kosztuje kilkanaście kopiejek. Po większe zakupy lata się śmigłowcem. Zimą temperatura spada do minus 50 stopni.
Po dwóch latach syberyjskiej przygody wracają do rodzinnych Czeboksar nad Wołgą. Żenia idzie do szkoły…

Życie

Żenia o "Życiu" zaczął myśleć, gdy miał 10 lat. Dima - jego o rok starszy kolega, dostał na urodziny popularną grę planszową: Eurobiznes - wersja rosyjska. Grali z przerwami na szkołę, jedzenie i sen. Po tygodniu byli kompletnie znudzeni.
-____Żenia! Wymyśl coś! - zażądał Dmitryj.
Mały Jewgienij Pirożkow zaczął kombinować.
Na początek każdy dostaje dziesięć żetonów. Startujemy… Po drodze są niebezpieczeństwa. Życie można postradać. Jest szpital i apteka, w której czekają lekarstwa pomagające przetrwać.
Można w "Życiu" zrobić błędny krok, wchodząc w kontakty z mafią; można w "Życiu" nieźle się zabawić - w wersji dla dorosłych (powstała niedawno), - nawet w podejrzanym salonie cielesnych uciech.
Pierwsza wersja "Życia" była narysowana na zwykłym, szkolnym brystolu. Kolejne są coraz większe i doskonalsze. Żenia jest małomównym dzieckiem. Brak kontaktów z rówieśnikami nadrabia wyobraźnią, z której czerpie pomysły.
Pisze pamiętnik. Ilustruje go obrysami dłoni swojej rodziny i kolegów. Dlaczego dłoni? Dlatego, że tak szybko się zmieniają i można z nich wiele odczytać. Dłonie dla Żeni są bardzo ważne.
"Życie" rośnie. Już niedługo w niczym nie będzie przypominało prostej, planszowej gry stworzonej przez małego chłopca dorastającego w rozpadającym się ZSRR.
Kilka lat po przyjeździe do Polski, gdy "Żyzń" na dobre stała się "Życiem", Jewgienij Pirożkow uznał, że skoro tyle gier zalega na sklepowych półkach w całej Polsce, to może i jego miałyby szansę na rynkowy debiut? Wysyła propozycje do polskich firm produkujących gry planszowe. Kilkanaście krótkich listów. Większość pozostaje bez odpowiedzi.
Żenia nie traci nadziei. Wreszcie nadchodzi odpowiedź - z Częstochowy. Opłacona podróż w obie strony i hotel na jedną noc. Jewgienij Pirożkow jest w euforii. Z Braniewa do Częstochowy jedzie cały dzień. Negocjacje trwają do późnego wieczora. Żenia przywiózł kilkanaście gier. Słyszy, że za każdą dostanie 300 zł. To będzie jednorazowa zapłata… Odmawia. Nieśmiało sugeruje, że chciałby mieć udział w zyskach od każdego sprzedanego egzemplarza. Właściciele firmy tylko się uśmiechają.
Gdy następnego dnia Żenia wróci do Braniewa, jego matka będzie miała pretensje. Trzysta złotych od każdej z gier - razem to mogło być nawet kilka tysięcy złotych!
Żenia pisze listy. Kolejna odpowiedź nadchodzi ze Śląska. Zakład z siedzibą w Tychach zaprasza autora na spotkanie. Długa podróż pociągiem z torbą pełną gier. Rozmowa jest poważna - rozbudza nadzieje na umowę. Po kilku tygodniach listonosz przynosi pismo na firmowym papierze. Odmowa. Nici z upragnionego kontraktu. Bez dodatkowych wyjaśnień.
Zbiera obrysy dłoni. Zawsze ma przy sobie zeszyt z wciąż rosnącą kolekcją. Zaczepia ludzi w pociągu. Jedni są pełni entuzjazmu, inni odmawiają i pół żartem, pół serio mówią: "Pewnie jesteś z____KGB".
Żenia wpada na pomysł, że swoją - na razie amatorską - wytwórnię filmową nazwie: KGB Film. Za pożyczone pieniądze kupuje amatorską, cyfrową kamerę. Pierwsze filmy kręci w Braniewie. Scenariusz jest prosty - podane w groteskowej konwencji przygody rosyjskiego przemytnika - mafioso. W futrzanej uszance, z pistoletem w jednej kieszeni i butelką spirytusu w drugiej. Jedna ze scen powstała na przejściu granicznym z obwodem kaliningradzkim. Celnicy nie mieli zastrzeżeń - w Braniewie Pirożkow jest postacią rozpoznawalną i traktowaną życzliwie.

Wielki Świat

Polinezję Francuską tworzy pięć archipelagów. Najwcześniej, bo już w 1521 r., Magellan odkrył wyspę Puka Puka, z grupy Tuamotu. Dwieście lat później Europejczycy zobaczyli po raz pierwszy Tahiti.
Żenia obejrzał zdjęcia z Puka Puka w dzieciństwie, w radzieckim czasopiśmie krajoznawczym. Pamięta mocny błękit nieba i zieleń morskiej wody. Obrazu Puka Puka nie może od siebie odpędzić. Zawsze będzie mu towarzyszył. Po wielu latach, już w Polsce, Jewgienij Pirożkow powie: "Odkąd pamiętam moim marzeniem była podróż na Puka Puka i to się nie zmieniło".
"Ma Żenia do spełnienia" - napisał sobie po polsku na małej kartce i tego będzie się trzymał. Na razie wyjazd na Puka Puka jest możliwy w grze "Życie". Oczywiście, tylko w przypadku szczęśliwej kombinacji wyrzuconych kostką liczb.
Jest druga połowa lat 90. Pirożkow mieszka z matką w Braniewie. Jest pomocnikiem piekarza, zbiera pomidory w szklarni, gotuje w kuchni dużej stołówki. Kosi trawę i tę czynność lubi najbardziej. Gdy na kilka miesięcy pojedzie do Niemiec (na zaproszenie - Żenia ma tzw. stały pobyt w Polsce), najczęściej będzie kosił trawę. Trochę zarobi.
W 1997 r. widzi nową grę. Widzi ją w swojej wyobraźni. Przez kilkanaście godzin nie wychodzi z domu, nie je, z nikim nie rozmawia. Rysuje…
Tak powstaje "Wielki Świat". Gracze wędrują przez kolejne kontynenty. Po drodze odwiedzają bazary - kupują tanio, aby sprzedać z zyskiem w innych krajach. Gra jest dość skomplikowana, ale ma jedną charakterystyczną cechę - kończy się w Sopocie. Dlaczego w Sopocie? Dlatego, że tam mieści się siedziba firmy Trefl wydającej gry planszowe. To dla niej Żenia przygotowuje "Wielki Świat". Wcześniej próbował sprzedać "Treflowi" swoje "Życie". Nieskutecznie. Ale "Wielki Świat" narysowany jest z rozmachem. Ma bawić i uczyć. Jednak w "Treflu" uważają, że gra jest zbyt zawiła. Żenia nie potrafi zaprojektować czegoś, co byłoby dla niego nudne. Gry muszą bawić przede wszystkim jego samego, więc są skomplikowane.
Jewgienij Pirożkow uderza do telewizji. Przedstawia kilka projektów telewizyjnych quizów i oczywiście zostawia swoje gry planszowe. Ludzie z TV mają się odezwać za tydzień, najdalej dwa tygodnie. Po dwóch miesiącach oczekiwania Pirożkow traci cierpliwość. Dzwoni do Warszawy, ale tam już nikt nie pamięta o jego wizycie. Próbuje odzyskać zostawione projekty - bez skutku. Po pewnym czasie w jednym z telewizyjnych teleturniejów widzi elementy swojego autorstwa. Próbuje interweniować, ale nikt nie chce z nim rozmawiać.
Żenia często jeździ do Fromborka (10 km od Braniewa), nad Zalew Wiślany. Kamerę ustawia na statywie, do ramion przyczepia papierowe skrzydła i tańczy w rytm muzyki techno. Później zmontuje z tego kilka krótkich i sugestywnych scen. Wpuści je w internetową sieć. KGB Film predstawliajet…

Podaruj mi swoją dłoń

3344 - tyle dłoni ma w swojej kolekcji Żenia. Ostatnia ważna dłoń, to ta z podpisem Edwarda Lubaszenki. Wcześniej był Skiba, Norbi, Michał Bajor. -Mam też Wodeckiego iczłonków kabaretu OTTO - chwali się Pirożkow.
W zeszytach przede wszystkim są obrysy dłoni nieznanych osób, najczęściej młodych, ufnie udostępniających swoje domowe adresy, numery telefonów, niekiedy fotografie. Żenia ma dar zjednywania sobie ludzi. Udało mu się namówić nawet kilku księży. Tylko piosenkarka Kasia Kowalska mu odmówiła, tłumacząc się brakiem czasu.
Żenia wciąż poluje na dłoń Cezarego Pazury. To byłaby dla niego najważniejsza zdobycz. -____Cezary Pazura to mój ulubiony aktor - wyznaje.
Gdy kolekcja sięgnie 10 tysięcy, zostanie zgłoszona do Księgi rekordów Guinnessa. -Albo trafi doKGB - żartuje Żenia i szybko tłumaczy, że pomysł na zbieranie obrysów dłoni narodził się z samotności. Po przyjeździe do Polski nie miał do kogo ust otworzyć. Starzy znajomi pozostali nad Wołgą, a dla rówieśników w Braniewie był po prostu młodym Ruskim. Jednak gdy prosił o dłoń, lody topniały. Po kilku latach "Żenia - kolekcjoner dłoni" stał się w Braniewie sławny. Przy okazji on sam przeżył kilka wzruszających momentów. Jak choćby w czasie wyścigu Tour Pologne. Jeden z kolarzy pozwolił pobrać obrys dłoni i, jak się okazało, był krajanem Jewgienija Pirożkowa - pochodził z Czeboksar…
Żenia poważnie podchodzi do swojej kolekcji dłoni. Rzetelnie wysyła kartki do wszystkich, którzy udostępnili swoje adresy. Chce, aby jego zbiór był potwierdzony, bo tylko taki może trafić do Księgi rekordów Guinnessa.

Kraków

W ubiegłym roku Żenia porzucił Braniewo (jego matka wciąż uczy tam muzyki). Przeniósł się do Krakowa. -Braniewo już zdobyłem, teraz czas naKraków - żartuje.
Pracował kilka miesięcy na czarno w zakładzie poligraficznym na przedmieściach.
-____Żenia nie ma telewizora, Żenia może zostać dłużej - żartowali pracodawcy i obarczali Pirożkowa dodatkową robotą. Na koniec zwolnili.
Teraz pracuje w zakładach tytoniowych, przy produkcji papierosów - już legalnie, dzięki agencji pośrednictwa. Przez rok zmienił kilka wynajmowanych pokoi.
Jewgienij Pirożkow postanowił się ochrzcić. Mówi o tym otwarcie - przygotowuje się do chrztu, który zaplanowano na kwiecień przyszłego roku. Znalazł już nawet matkę chrzestną…
Na początku grudnia przeżył szok. Na sklepowej półce zobaczył niewielki kolorowy karton - charakterystyczny, dokładnie taki, w jaki pakowane są gry planszowe. Wielkimi literami wypisano nazwę gry: "Życie".
Długo obracał karton w dłoniach. Nie wierzył, chciał się przekonać, że to pomyłka. Chciał zobaczyć, że chodzi o coś zupełnie innego, że to nie jest gra planszowa, tylko jakieś kartonowe gadżety, może kolorowe zeszyty dla dzieciaków, albo cos podobnego. Stał tak w sklepie i z każdą minutą mocniej docierała do niego prawda. Poświęcił 100 zł - kupił grę.
-Poczułem się, jakby mi ktoś nóż wplecy wbił - mówi Żenia. W zakupionej grze znalazł elementy ze swojego "Życia", które projektował w dzieciństwie i udoskonalał przez wiele lat. Jest przekonany, że ktoś skorzystał z jego pomysłu. Swoje projekty rozsyłał przecież do wielu firm.
Choć z drugiej strony - mówi Żenia - w tym sklepowym "Życiu" nie ma możliwości wyjazdu na wyspy Puka Puka...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski