MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kolekcjonerska pasja aktora

Redakcja
Ferdynand Kijak-Solowski Fot. Ewa Piłat
Ferdynand Kijak-Solowski Fot. Ewa Piłat
Gdybym miał się jeszcze raz urodzić, zostałbym aktorem i zbierałbym świątki - tak Ferdynand Solowski odpowiedział całkiem niedawno znajomemu, który, obejrzawszy jego imponującą kolekcję, zapytał: Nie żal ci życia na to? Ferdynand Solowski jest aktorem z dorobkiem. Na deskach teatru spędził 35 lat. I jest kolekcjonerem. Najstarszym żyjącym kolekcjonerem w Krakowie. Skoro nie wahałby się pójść tą samą drogą jeszcze raz, widocznie wybrał najlepszą.

Ferdynand Kijak-Solowski Fot. Ewa Piłat

W niewielkim pokoju na krakowskim Kazimierzu ogromna kolekcja musi się podzielić miejscem z kilkuset książkami i 120 albumami fotograficznymi

W marcu 2007 r. Muzeum Etnograficzne wyeksponowało jego zbiory na wystawie pt. "Cztery kąty Ferdynanda Kijaka-Solowskiego. Świat aktora i kolekcjonera". Na wernisaż przybyło 120 osób: krytycy sztuki, przyjaciele, rodzina, aktorzy, media i osoby, wydawało się całkiem nieznane. Wśród nich pewna wiekowa dama. Podeszła do właściciela zbiorów i ze wzruszeniem powiedziała: "Jestem pana wielbicielką. Pamiętam pana jeszcze, jak pan grał w ťStwoszowym domuŤ. Co to była za rola!".
- Tę sztukę, proszę pani, wystawialiśmy w 1954 r. Ja grałem służącego. Rzeczywiście, zebrałem bardzo dobre recenzje, ale nie sądziłem, że ktokolwiek jeszcze o tym pamięta - wspomina Ferdynand Solowski, w teatrze zwany Ferdziem. Tak zwykł mawiać do niego Iwo Gall, największy autorytet i mistrz teatru. Zaraz po Ludwiku Solskim, któremu Ferdynand Kijak zadedykował swój artystyczny przydomek - Solowski.

\\\*

Która z pasji - aktorska czy kolekcjonerska - ujawniła się wcześniej? Szły ze sobą w parze od dzieciństwa. Mały Ferdynand zachwycał się szopkami. A szopki to przecież miniteatr. Występują w nich drewniane figurki. Tak był nimi urzeczony, że myślał, iż kukiełki są krasnoludkami.
- Przecież diabeł pokazał mi język - oburzał się jako kilkuletni chłopiec, gdy ktoś próbował przywołać go do rozsądku.
Gdy miał 12 lat, na odpuście w Kalwarii Zebrzydowskiej, dokąd pojechał z rodzicami, poznał samego Jędrzeja Wawrę, tego samego, którego opisywał Emil Zegadłowicz. Rzeźbiarz wyprzedał już wszystkie świątki, w koszyku zostały mu tylko malowane ptaszki. Kupili dwa. Może wtedy zaczęła się jego kolekcjonerska pasja?
Dwa lata później zachorował na odrę. Przeziębił ją i był tak ciężko chory, że prawie umierający. Gdy po trzech miesiącach wrócił do zdrowia, ojciec obiecał mu rower, w zamian za zdany egzamin do gimnazjum. Egzamin zdał, ale poprosił o... szopkę. Zobaczył ją u kolegi na wakacjach w Lanckoronie. Szopkę wyrzeźbił dziadek kolegi, twórca ludowy - Franciszek Żmija. Kosztowała tylko 30 zł, podczas gdy rower 120. To był początek kolekcji. Po ponad 70 latach rozrosła się do kilkuset egzemplarzy. Są to szopki, niektóre z kilkudziesięcioma elementami, figurki świętych, postacie Chrystusa, Madonny, Mikołaje, anioły. W ich zbieraniu niebagatelną rolę miała praca w teatrze. Przez prawie 30 lat teatr "Bagatela"(noszący wcześniej nazwę Teatru Młodego Widza, teatru "Rozmaitości") jeździł z przedstawieniami po południowej Polsce. Koledzy Ferdynanda Solowskiego wspominają, że nie przepuścił żadnego wyjazdu, aby nie odwiedzić okolicznego muzeum. Starał się, aby osobiście poznać tutejszych twórców. Z wieloma się zaprzyjaźnił. Do dziś listy od ludowych artystów przechowuje jak najcenniejsze pamiątki. Tak jak ten, od Władysława Chajca:
"(...) Teraz rzeźbię nowe, których jeszczem nie rzeźbił. Chrystus śpi, ma ręce złożone jedna na drugą na kolanach i głowę spartą na rękach (...). Drzewo wykojca mi się i co rok słabszym. Pieniędzy mam pod dostatkiem, to bieda ino, że nie mogę się wymówić, jak mnie ktoś prosi aby mu coś wyrzeźbić. Mnie nie wypada, tylko w tym zakochany, jak żaba w błoto lezę i przy tym tak życie leci, że muszę dobrze zwozać, aby w Niedzielę niechcący nie wziąć się do rzeźbienia. Na co mnie tyle rzeźbienia? Żegnam Pana wraz z Rodziną i życzę Wam wszystkim zdrowia ot Ducha Świętego (...)".
Najwyżej cenił króla świątkarzy - Jędrzeja Wawrę, potem Józefa Piłata z Dębskiej Woli, Józefa Janosa, Jana Lameckiego, Wojciecha Oleksego, Izydora Lipca, Antoniego Barana, Michała Boczka, Feliksa Czajkowskiego. Poczesne miejsce zarezerwowane jest dla Nikifora.

\\\*

Siedział na murku i pilnie rysował coś na kartce papieru. Obok tanie akwarele i słoik z wodą. Ale pędzel zwilżał śliną, a wodę popijał. Co chwilę odrywał wzrok od kartki i patrzył przed siebie. Przed nim stała cerkiewka. Ale na papierze powstawał zupełnie inny obraz.
Tak wspomina swoje pierwsze spotkanie z Nikiforem Ferdynand Solowski. Był 1948 r. Aktorzy z Teatru Młodego Widza przyjechali z przedstawieniem do krynickiego sanatorium. Solowski kupił wówczas rysunek od Nikifora. A potem wracał do artysty, ilekroć był w Krynicy. Był często, ponieważ teatr podpisał umowę z sanatorium i zapewniał spektakl teatralny dla każdego turnusu kuracjuszy. Solowski nieraz spóźniłby się na występ, zasiedziawszy się u Nikifora. Był jednym z nielicznych, którzy potrafili się porozumieć z malarzem prymitywistą. Nikifor był uznawany za głuchoniemego, ale to jego matka była głuchoniema i bełkotała do syna. Ten zaś słyszał, ale miał przyrośnięty język. Przyjaźnili się aż do śmierci Nikifora.
Solowski znalazł pracę w Krynicy swojemu przyjacielowi, malarzowi po ASP Marianowi Włosińskiemu. Ten zaś serdecznie zaopiekował się kolegą po fachu - analfabetą i samoukiem. Ich spotkanie i przyjaźń stała się kanwą obsypanego nagrodami filmu w reżyserii Krzysztofa Krauzego "Mój Nikifor". Niektóre kwestie konsultowano z Ferdynandem Solowskim, np. dotyczącą sposobu mówienia Nikifora. Wszak był aktorem i potrafił znakomicie naśladować. Przy okazji wówczas odświeżył znajomość z Krystyną Feldman (odtwórczynią roli Nikifora), z którą znali się jeszcze z Bagateli.

\\\*

- Mój brat też jest aktorem. Wysoki, przystojny i dlatego powierzano mu głównie role amantów. Ale ja nie chciałbym tej jego urody i jego ról. Mnie pasjonowały zawsze role trudne i dramatyczne - opowiada Ferdynand Solowski. Wspomina, z jakim zafascynowaniem jako gimnazjalista oglądał na przełomie 1937/38 r. w Teatrze Słowackiego sztukę "Judasz z Kariotu" K.H. Rostworowskiego. Dramatyzm, niejednoznaczność, dylematy i wewnętrzna walka, skrywane zamiary, zaskakujące rozstrzygnięcia - to najpiękniejsze elementy w grze aktorskiej. Dlatego z wielkim sentymentem wspomina takie role, jak sierżanta Trottera w "Pułapce na myszy", główną rolę w "Kiss me Kate", starego księcia Bołkońskiego w "Wojnie i pokoju", Fileasa Fogga w "80 dni dookoła świata", Wita Stwosza w "Żółtej ciżemce", Twardosza w "Dożywociu".
- Grałem role pierwszoplanowe, a nie epizody - mówi przeglądając albumy.
Zagrał w ponad 120 sztukach i w kilku filmach fabularnych. Na emeryturę odszedł w 1982 r. Ale nie było mowy o odpoczynku. Nadal zbierał świątki i porządkował zbiory. Dziś w niewielkim pokoju na krakowskim Kazimierzu ogromna kolekcja musi się podzielić miejscem z kilkuset książkami i 120 albumami fotograficznymi, w których miesiąc po miesiącu, rok po roku udokumentowane są spektakle teatralne i spotkania z twórcami ludowymi.
A w okresie Bożego Narodzenia Solowski zamienia się w Świętego Mikołaja. Jeszcze przed wojną zorganizował zespół, który chodził z miniprzedstawieniami po domach. Potem występował z bratem i córką, która grała Anioła.
- Mam wiele wspólnego z tym świętym. Jako dziecko chodziłem do szkoły im. św. Mikołaja na ul. Lubomirskiego. Przez ponad 70 lat zamieniałem się w tego świętego co rok. A teraz mam prawnuka - Mikołajka. Życie zatoczyło koło. W ubiegłym roku zrobiliśmy sobie zdjęcie: św. Mikołaj w czerwonym płaszczu i z białą bodą trzyma małego Mikołajka. Będę miał komu przekazać zbiory - uśmiecha się Ferdynand Solowski.
EWA PIŁAT

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski