Sala Muzeum Techniczno-Przemysłowego w refektarzu oo. Franciszkanów. Rycina z "Tygodnika Ilustrowanego" z 1869 r. Repr. Archiwum autora
Jan Rogóż: MÓJ KRAKÓW
Zarówno Czapski, jak i Jasieński przywędrowali do Krakowa ze swoimi zbiorami jakby wabieni swoistym genius loci tego miasta. I nie byli w tym wyborze odosobnieni. Kraków na depozytariusza swych zbiorów wybrał też pochodzący z odległych stron, z Podola, dr medycyny Adrian Baraniecki, twórca Muzeum Techniczno- -Przemysłowego. Pierwszą siedzibą owego muzeum był refektarz klasztoru oo. Franciszkanów, który tak obdarowane miasto wynajęło na pomieszczenie kolekcji. Urządzono w nim także pracownie i salę wykładową, w których odbywały się odczyty dla szerszej publiczności. "Wstęp jest bezpłatny, dla każdego. - czytamy w Tygodniku Ilustrowanym z roku 1869. - Profesorowie także bezpłatnie wykładają nauki przyrodnicze, technologie, inżynieryę cywilną, zastosowanie sztuk pięknych do przemysłu objaśniane przystępnie z pomocą okazów. Audytoryum zgromadza się na te wykłady z najrozmaitszych stanów i wieku, ludzie poważni i naukowi siedzą obok czeladzi i chłopców z terminu. Czasem zabłąka się tu jaki ksiądz, żołnierz, urzędnik, nawet pewnego razu widziano jakiegoś Żyda z Kazimierza". Odbywały się tam też wykłady dla pań, przekształcone z czasem w sławne "Wyższe Kursy dla Kobiet", od nazwiska organizatora zwane żartobliwie "Baraneum". Był to rodzaj placówki naukowej, zastępującej paniom kształcenie w miejsce niedostępnych wówczas dla nich studiów uniwersyteckich.
Pasją kolekcjonowania pod Wawelem zaraził się, obejmując krakowskie biskupstwo, Jan Paweł Woronicz, który wiele trudu włożył w przebudowę i wyposażenie pałacu biskupiego przy Franciszkańskiej. Urządził w nim, wzorem puławskich zbiorów pamiątek Izabeli Czartoryskiej, muzeum poświęcone dziejom ojczyzny. Był w pałacu "gabinet historyczny", gdzie biskup pomieścił m.in. znajdujący się tam do dziś niezwykły eksponat - fragment kości rzekomego palca Bolesława Chrobrego. Otrzymał go w darze od Izabeli Czartoryskiej, ta zaś miała go od Tadeusza Czackiego, który wyprosił ową historyczną relikwię od kapituły katedry poznańskiej, miejsca pochówku Chrobrego.
W sukience duchownej chadzał też inny krakowski kolekcjoner Michał Sołtyk, kanonik wawelski, proboszcz pacanowski. Mieszkał w nieistniejącym już domu kapituły, zwanej Dębno, pod Wawelem u wylotu Grodzkiej. Tak go wspomina w pamiętnikach z epoki Sabina Grzegorzewska: "Wysoki, chudy, ubrany nieodmiennie w długi prawie do kolan czarny frak i złoty łańcuch z emaliowanym białym krzyżem, znakiem kościelnej godności, miał pełne kieszenie zegarków i tabakierek grających, dewizek różnego kalibru. Mieszkanie jego było przepełnione różnemi osobliwościami, choć więcej bogactwem i sztuką, niż dawnością zalecającemi się. Wszedłszy do niego kiedyś z matką zdumiałam się na widok tylu porozrzucanych cacek i świecideł. A kanonik, który lubił dzieci, a bardziej jeszcze rad widział wrażenie, choćby na młodych umysłach spowodowane widokiem zbioru, powiedział do mnie z uśmiechem zadowolenia: »Coś bardzo oczki na wszystkie strony strzelają?«. Ale jakże strzelać nie miały, kiedy tyle świecących przedmiotów walczyło z sobą o pierwszeństwo do mojej dziecinnej admiracyi. Tu misternie wyrobiony kanarek, który śpiewał, tam złote, pływające rybki i tym podobne przedmioty".
Innego zbieracza, pasjonata, ale równie mało krytycznego, uwiecznił w pamiętnikach St. Mieroszewski. Tak portretuje dr K. Hoszowskiego, senatora Wolnego Miasta Krakowa, prezesa Towarzystwa Dobroczynności, także aktywnego członka Krakowskiego Towarzystwa Naukowego, w którym na posiedzeniu Komisji Archeologicznej "znalazłszy w swym domu na śmieciach guzik mosiężny od angielskiego munduru - jakich dużo do nas sprowadzają Żydzi na czapki krakuski i na wyłogi do sukman - z literami »I. S.« oznaczającymi armią indyjską, zaczął dowodzić, że guzik ten jest śladem »indyjsko-słowiańskiego handlu w starożytności«. Drugi raz okazywał jako »starożytną rzeźbę« blaszkę galwanoplastyczną od portmonetki, przedstawiającą francuskiego żołnierza z pieskiem".
Pamiętajmy o tym, odwiedzając odbywające się dwa razy w roku na Rynku targi kolekcjonerów. Nim coś kupimy za ciężkie pieniądze, upewnijmy się, czy nie jest to aby jakiś wygrzebany w kuble relikt indyjsko-słowiańskiego handlu w starożytności.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?