Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komendant Kwinta: W razie zagrożenia nie będę siedział za biurkiem

Aleksander Gąciarz
Aleksander Gąciarz
Komendant powiatowy PSP w Proszowicach mł. bryg. Zbigniew Kwinta
Komendant powiatowy PSP w Proszowicach mł. bryg. Zbigniew Kwinta Aleksander Gąciarz
Rozmowa z nowym komendantem powiatowym Państwowej Straży Pożarnej w Proszowicach mł. bryg. Zbigniewem Kwintą

FLESZ - Rosyjska horda w Charkowie - Relacja

od 16 lat

- Zawsze chciał Pan zostać strażakiem?
- Nie, moje pierwsze życiowe plany były związane z policją. Jednak w piątej klasie Technikum Mechanicznego w Miechowie uznałem, że to będzie straż pożarna. Po maturze przystąpiłem do egzaminów do Centralnej Szkoły PSP w Częstochowie.
- A jakieś strażackie tradycje w rodzinie były?
- Mój tata był skarbnikiem w OSP w Miroszowie, skąd pochodzę. Już jako szesnastolatek brałem udział w zawodach sportowo-pożarniczych. Do dzisiaj zresztą jestem członkiem OSP Miroszów.
- To pewnie tata namówił pana na wybór kariery…
- Raczej mój dwa lata starszy kolega, który był uczniem Szkoły Aspirantów Pożarnictwa Krakowie. Mocno przekonywał mnie do wstąpienia do straży zawodowej. Mówił, że w tej pracy można liczyć na dużą wdzięczność ze strony ludzi, którym się pomaga.
- Chyba miał racje, bo pamiętam sytuację w 2010 roku, gdy okolice Koszyc dotknęła powódź i mieszkańcy zagrożonego zalaniem Witowa bardzo dziękowali m. in. Panu za okazane wtedy wsparcie.
- Było to ciężkie wyzwanie dla mnie, jako młodego oficera. Woda potężna, jakiej nigdy wcześniej, ani później nie widziałem. Do tego ryzyko przerwania wału. Około stu strażaków z pomocą mieszkańców przez kilkanaście godzin uszczelniało wał i udało się zapobiec katastrofie. Mimo poważnej sytuacji wytworzyła się tam pozytywna atmosfera. Dostałem nawet później pismo z podziękowaniami. Dzięki takim reakcjom ludzi widzi się sens tej pracy.
- A gdy trzeba wydobyć z rzeki zwłoki martwego dziecka… Pamiętam naszą rozmowę na kładce koło młyna w Piotrkowicach Wielkich, gdy podczas wezbrania rzeki utonęła mała dziewczynka i znajomy jej rodziny, który zabrał dziecko na przejażdżkę kajakiem.
- Byłem tam kilkadziesiąt minut po zdarzeniu. Syn właściciela młyna opowiadał, jak bardzo niewiele brakowało mu, aby złapać dziewczynkę za rękę, gdy przepływała kajakiem pod kładką. Zabrakło mu kilka centymetrów i nie mógł sobie tego darować. Kilka dni później byłem przy wyciąganiu zwłok dziewczynki i tego mężczyzny rzeki. Widok martwego dziecka był naprawdę wstrząsający. Ogromna tragedia, przede wszystkim dla rodziny.
- Kiedy się Pan dowiedział, że jest kandydatem na stanowisko komendanta powiatowego w Proszowicach.
- Już 7 stycznia komendant wojewódzki wezwał mnie do siebie i zaproponował tę funkcję. Od razu się zgodziłem. Uważam, że dowodzenie to umiejętność podejmowania szybkich i – oby - trafnych decyzji.
- Jest Pan pierwszym komendantem powiatowym, który wywodzi się z tej jednostki, a nie trafił do niej z zewnątrz. O czym to świadczy?
- Mam nadzieję, że o zaufaniu do naszej pracy. Dużą rolę odegrały z pewnością pozytywne opinie strażaków ochotników i samorządowców, z którymi współpracujemy.
- Gdy rozmawialiśmy w dniu oficjalnej nominacji, mówił Pan, że obawia się trochę pracy biurowej. Nie da się ukryć, że komendant jest w dużej mierze urzędnikiem, a Pan do tej pory, jako dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej, był zawsze blisko akcji.
- Pracy papierowej rzeczywiście jest masa, a nie ukrywam, że nigdy się w tym specjalnie mocny nie czułem. Ale mam nadzieję, że dam radę. A co do wyjazdów, to nie zamierzam z nich rezygnować. Nie wyobrażam sobie, żebym nie pojechał gdy jest jest duży pożar, wypadek, czy zagrożenie powodziowe. Na pewno nie będę w takich sytuacjach siedział za biurkiem w komendzie.
- Pierwsze pomysły nowego komendanta to...
- Na pewno musimy nadrobić spowodowane pandemią dwuletnie zaległości w szkoleniach i warsztatach dla ochotników, bo to oni są z reguły jako pierwsi na miejscu zdarzenia i muszą umieć podejmować właściwe decyzje i działania. Jesteśmy też jedną z nielicznych komend powiatowych, które nie mają swojego sztandaru. Chciałbym, abyśmy w przyszłym roku taki symbol pozyskali.
- A jeżeli chodzi o sprzęt strażacki.
- Do wymiany są dwa ciężkie samochody, które mają po kilkanaście lat. Obydwa są mocno wyeksploatowane. To samo dotyczy nissana navary, który służy do działań rozpoznawczo-ratowniczych. Myślimy też o pozyskaniu akumulatorowego sprzętu hydraulicznego, którego wartość to koło 100 tysięcy złotych. Na temat naszych potrzeb i zamiarów będę mówił na najbliższe sesji powiatowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski