Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komentarz numer 295

Jan Maria Rokita
Ten komentarz nosi kolejny numer 295 i jest ostatnim z cyklu „Luksus własnego zdania”. W ciągu pięciu lat i siedmiu miesięcy, jakie upłynęły od powstania tej rubryki na łamach „Dziennika Polskiego”, starałem się analizować tutaj najważniejsze procesy polityczne zachodzące w Polsce i na świecie. A przy tym zachować coś, o co trudno w dzisiejszej rzeczywistości - polityczną bezstronność.

Pisałem nie dlatego, aby u kogokolwiek z Czytelników pobudzić wrogie namiętności wobec Platformy albo PiS-u. Ani też nie dlatego, aby tej albo innej partii okazać poparcie bądź posłuch. Jestem bowiem głęboko przekonany, iż największą wadą polskiej publicystyki politycznej jest to, iż jej celem nie jest zrozumienie skomplikowanego świata współczesnej polityki, ale zagrzanie Czytelników do partyjnego boju. Dzisiejsi polscy publicyści to raczej waleczni bojownicy, każdym słowem starający się trafić i powalić politycznego wroga. Niewiele zostało w nich z misji analityka i obserwatora, który chce przecież tylko jednego: samemu lepiej rozumieć świat, a Czytelnikom mającym w życiu mniej czasu na codzienne studia nad polityką - choć trochę pomóc w jego rozumieniu. Tę lukę w polskiej publicystyce starałem się tu w miarę swych skromnych umiejętności choć trochę nadrabiać.

Wdzięczny jestem Redaktorowi Naczelnemu Markowi Kęskrawcowi, który przychodząc do „Dziennika Polskiego” przed ponad pięciu laty, napisał do mnie e-mail: „Czy podjąłby się Pan dla nas tworzenia cotygodniowych komentarzy politycznych?” I przez cały ten czas zapewnił mi komfort wyrażania własnych opinii, bez jakiejkolwiek cenzury albo nacisku. Dla publicysty absolutna swoboda słowa jest przecież warunkiem, bez którego w ogóle nie da się pracować. To od tamtego e-maila zaczęła się ta rubryka w marcu 2012 roku. Wracam teraz do pierwszego napisanego wtedy komentarza, w którym analizowałem szanse kanclerz Angeli Merkel w jej ówczesnym starciu z potężnym lobby największych bankierów, całej europejskiej lewicy i bankrutujących krajów Południa Unii, z Włochami i Grecją na czele. Wszyscy oni chcieli zmusić Merkel do tego, aby przestała domagać się od Europy oszczędności, rozwagi budżetowej i skończenia z łatwym i przyjemnym życiem na kredyt. Z tamtego komentarza przebijało moje uznanie dla polityka, który trzyma się zasad, na przekór (jak się wtedy mogło wydawać) niemal całemu światu. To oczywiście zbieg historycznych okoliczności, że od tego zaczęło się moje pisanie w „Dzienniku Polskim”. Ale Czytelnicy, umiejący przecież czytać także „między wierszami”, nieraz zapewne mogli się domyślić mojego podziwu dla polityków z silnymi zasadami oraz nieco lekceważącej ironii wobec tak licznych w polityce oportunistów.

Możliwość analizowania polityki na łamach „Dziennika Polskiego” ceniłem sobie tym bardziej, że moje opinie mogły być czytane przez Państwa, czyli mieszkańców mojego miasta - Krakowa. To dla publicysty doprawdy wyjątkowy komfort, kiedy na Plantach, na Rynku, a chyba najczęściej na Starym Kleparzu, mógł spotkać swoich Czytelników chcących zamienić choć parę słów o polityce. Byłbym niewdzięcznikiem, gdybym teraz nie powiedział: „dziękuję” tym wszystkim Czytelnikom „Dziennika Polskiego”, którzy po przeczytaniu komentarza, widząc mnie na drugi dzień, jak objuczony torbami z zakupami, wracam Plantami do domu, zatrzymywali mnie, aby chwilę pogadać. Podziękowanie jestem winien też Redaktorom, z którymi przez te lata przyszło mi wspólnie pracować, a w szczególności Pani Redaktor Katarzynie Kachel, która co tydzień nerwowo przypominała mi o nienaruszalnym terminie nadesłania komentarza.

Myślę, że w polityce idą wyjątkowo ciekawe czasy. I będziemy jeszcze mieć niejedną okazję do jej komentowania. A na razie: do widzenia!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski