Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komu 500, komu?

Paweł Kowal
Od Krakowa do Brukseli. Kto by pomyślał, jak wiele można powiedzieć i napisać o 500 złotych i to zanim rząd wypłacił choćby złotóweczkę. Najsłabsza strona projektu to odpowiedź na pytanie, skąd wziąć te pieniądze, a właściwie, żeby otwarcie powiedzieć obywatelom, dlaczego ich jest pół tysiąca a nie więcej lub mniej.

Oczywiście mógłby się rząd umówić z Markiem Belką i wprowadzić swój program wraz z nowym banknotem NBP, bo na miejsce dawnego Kościuszki szykowany jest już godny następca. Wytłumaczenie musi być klarowne. Problem w tym, by kwota inwestycji rodzinnej nowej władzy nie była przedmiotem kolejnych kampanii. By lewica nie powiedziała, że da więcej, ale w zamian za wpływ na to, na co rodzice wydają okrągłą sumkę, by ktoś inny nie powiedział, że da 600, a inny, że 700, itd. By obywatele nie poczuli się w następnej kampanii jak na straganie.

Zresztą, żeby pięćsetka zadziałała, musi pójść w parze z innymi działaniami na rzecz rodziny: najważniejszy w tym bukiecie prorodzinnych pomysłów jest powrót matki do pracy po krótszym lub dłuższym wychowywaniu maleństwa. Żeby gwarancje prawne dawały jej pewność, że powrót do zawodu nie będzie traumą. Nie mniej ważne jest poczucie stałości, dlatego najlepiej by było, aby 500 zł było nie tyle prezentem dla obywateli od jednego rządu, ale rodzajem kontraktu społecznego. By opozycja zobowiązała się, że tak samo będą wyglądały warunki jego wypłacania za kilka czy kilkanaście lat. Polityka rodzinna bowiem jest trochę jak sadzenie sadu. Choćby ktoś kupił najlepsze sadzonki, jeśli będzie co parę lat zmieniał koncepcję, wymieniał wiśnie na śliwy, a potem na jabłonie, niewiele z tego dobrego będzie.

Nie jest bez znaczenia dobro budżetu państwa. Dlatego rząd powinien powiedzieć, że z przeliczenia środków, jakie są w budżecie na wydatki społeczne, wynika po pierwsze, że konieczne jest zreformowanie tych wydatków, rezygnacja z niektórych niepotrzebnych elementów, przypilnowanie, by pomoc dla najbiedniejszych nie przelatywała między palcami, itd. Mógłby nawet któryś z ministrów powiedzieć, że stać nas np. na 490 zł albo, że wyszło po 505 zł. Chodzi o to, by nie powstało wrażenie, że prorodzinny ruch rządu nie ma związku ze stanem środków w budżecie. Państwo to też jedna wielka rodzina, a najważniejszą cechą dobrego budżetu rodzinnego jest niezadłużanie się na rympał.

I najważniejsza sprawa projektu „500”, żeby nie obudowali go koniecznością wypełniania kwitków, gromadzenia rachunków itd. By nie stał się kolejnym zajęciem pracowników ośrodków pomocy społecznej. Nie tylko z tego punktu widzenia dobrze, że do Ministerstwa Rodziny idzie na wiceministra Bartosz Marczuk, który jak mało kto rozumie, ile znaczy to 500+.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski