Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Komu na tym zależy?

Redakcja
Rozmowa z WŁADYSŁAWEM PIĄTKOWSKIM, który znów prowadzi piłkarki ręczne Gościbi

- Jakie ma Pan skojarzenia ze… starożytnością?

   - Ze starożytnością? W 1981 roku pojechałem do Kartaginy i pamiętam, że byłem nią naprawdę zauroczony. Hannibal, wojny punickie, próbowałem to sobie wyobrazić. Do dzisiaj uważam, że miałem zaszczyt zwiedzać te ziemie. Byłem pod wrażeniem. Ale chyba domyślam się, do czego pan zmierza - nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
- No właśnie. Już starożytni mówili, że _wszystko płynie. _A Pan jednak wszedł do tej samej rzeki.
   - Nie wydaje mi się, żeby to można tak określać. Po prostu wróciłem na ławkę, bo taka była konieczność. Zamierzenia były dobre, bo trener Gawęda na początku sezonu zajął moje miejsce, a ja chciałem trochę odpocząć, popatrzeć na wszystko z boku. Miało być dobrze, ale w sumie wyszło trochę gorzej. Moje mrzonki o nowej jakości w klubie okazały się tylko mrzonkami. Dlatego zmiany były konieczne.
- W ciągu zaledwie ostatnich miesięcy był Pan trenerem, prezesem i menedżerem. Kim Pan właściwie jest?
   - Mówiąc z przymrużeniem oka, wszystkim i niczym, bo jestem uzależniony od wielu czynników. A bardziej poważnie - zależy gdzie mnie pan spotka. Prezesem czuję się tylko w domu, menedżerem - między domem a halą, a trenerem - tylko w hali. Ale zapomniał pan chyba jeszcze o jednym zajęciu. Jestem też zaopatrzeniowcem. Główny problem polega na tym, że jako trener nie wytrzymuję już psychicznie, bo nie mam komfortu myślenia. Ciężko się tak żyje.
- Po kilku miesiącach można się pokusić już o pierwsze podsumowanie. Budowa drużyny nie wypaliła. Miało być zdecydowanie lepiej.
   - Ale o czym możemy mówić, skoro cały czas borykamy się z problemem pieniędzy. Chcąc uprawiać wyczyn na tym poziomie, muszą być odpowiednie środki, a tu problem wciąż nie jest tak rozwiązany, jakbyśmy sobie tego życzyli. Druga sprawa to kontuzje i inne okoliczności. Natalia Artsimienko, Piwowarska, Rusek, Konieczkowicz. Drużyna jeszcze nie grała w pełnym składzie. Dlatego na razie wstrzymałbym się od stwierdzenia, że budowa zespołu nie wypaliła. Prawdziwym papierkiem lakmusowym będą najbliższe cztery mecze: Gliwice, Żory, Ruda Śląska czy Lubin są w naszym zasięgu. Gdybyśmy wygrali trzy z tych meczów, byłoby znakomicie.
- Śni się Panu jeszcze ta nieszczęsna fuzja z Cracovią?
   - Jak mi się może śnić, skoro drużyna Cracovii już nie istnieje. Żałuję tylko, że dałem się w to wciągnąć, bo przez Cracovię odeszli nam niektórzy sponsorzy. Pojawiło się, niestety, za dużo nadziei. Już nie chcę do tego wracać, ale gdy zapadały decyzje, byłem akurat na wakacjach na południu Europy, mój telefon grzał się bez przerwy, także od dziennikarzy. Rachunek przyszedł potem na 1300 zł.
- Mówił Pan o pieniądzach i o kontuzjach. Czy tylko tu tkwi błąd słabszej postawy?
   - Błędu raczej nie widzę, chyba że w entuzjazmie, który nam towarzyszył. Powtarzam jeszcze raz, nadzieje zostały za bardzo rozbudzone, a nie było warunków, żeby je spełnić. Ale tutaj znów konieczna jest poprawka. Jesteśmy w specyficznej sytuacji; przecież to jest ewenement, żeby klub z tak małej miejscowości występował w rozgrywkach na najwyższym szczeblu. Niedawno "Kurier bydgoski" umiejscowił nas obok takich klubów jak Amica Wronki czy Groclin Grodzisk Wlkp. Uważam, że jak na sytuację, w jakiej się znaleźliśmy, wynik i tak jest dobry.
- Pytając o ten błąd, miałem na myśli szerszy kontekst. Gdy patrzy się z boku, to już nie jest ta Gościbia, która była i nie chodzi o sam klub, a może bardziej o jego otoczenie. Mówiąc wprost: komu zależy na piłce ręcznej w Sułkowicach?
   - Chyba trafił pan w sedno. Ja mówię, że to jest małomiasteczkowa zawiść. Wszyscy coś oferują, ale jak przychodzi do konkretów, o pomoc jest trudno. Właśnie dostaliśmy rachunek na opłatę dla gimnazjum za wynajem hali (1881 zł za 33 treningi - red.), czyli obieg pieniądza jest taki: miasto utrzymuje, że nam pomaga, ale my musimy płacić gimnazjum, czyli środki _de facto _wracają do miasta. Na szczęście są jeszcze tacy, którzy chcą, aby sport na wysokim poziomie tu się rozwijał, a przez to korzystały też Sułkowice. Konkretny przykład: bracia Światłoniowie z firmy Juco zaoferowali modernizację boiska treningowego do piłki nożnej.
- Drużyna będzie grała lepiej?
   - Mam nadzieję. Wróciliśmy do starych sprawdzonych ustawień i chcemy poprawić atak. Jeśli wszystkie zawodniczki będą zdrowe, na wiosnę możemy być nawet w pierwszej piątce. Ale podkreślam, wszystko musi grać.
   Rozmawiał:
REMIGIUSZ PÓŁTORAK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski