Marcin Wolski: SPRAWKI Z WARSZAWKI
Paradoks polega na tym, że wtedy, w koszmarnych latach PRL-u, bohema ciągle jeszcze istniała. W SPATiF-ie mogłeś spotkać Himilsbacha z Maklakiewiczem, w „Kameralnej” postawić Maćkowi Rybińskiemu, u filmowców otrzeć się o Mętraka, Głowackiego czy Polańskiego, u Literatów spotkać postacie z podręczników szkolnych, u Marca zobaczyć przy stoliku Słonimskiego, a w „Czytelniku” parę lat później Konwickiego z Holoubkiem.
Po premierach na Aleje Ujazdowskie zwalała się aktorska młodzież, a równocześnie kipiały życiem kluby studenckie – najlepszą muzykę grano w „Stodole” na Nowowiejskiej, ale najładniejsze dziewczyny przychodziły do „Hybryd” na Mokotowską... Działo się!
Dziś coś podobnego można spotkać chyba tylko w Krakowie. Pojęcie artystycznej Warszawy nie istnieje. Bohemę, dla kręgu wtajemniczonych, zastąpili celebryci ganiający za popularnością między jednym studiem telewizyjnym a drugim. Aktorzy wzięci nie mają czasu na rozrywkę, marni nie mają na nią pieniędzy.
W dodatku artysta nie jest już świętą krową – nawet Łazuce nie ujdzie dziś jazda po pijaku, a ponieważ praktycznie nikt nie mieszka w śródmieściu, po spektaklu garderoby teatralne pustoszeją szybciej od widowni.
W moim życiu „cygana” pamiętam ten zwrotny moment, kiedy zbuntował się nasz organizator.
– Mogę jechać trzy godziny po koncercie z Katowic do Warszawy – deklarował – ale przez następne trzy rozwozić – Kryszaka do Nieporętu, Wolskiego do Wawra, Zaora do Milanówka, a Zykun na Żoliborz – wykluczone!
Wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że łatwiej spotkać się na trasie niż w stolicy. Bo i po co.
Cyganeria mojej młodości kpiła z praw rynkowych, nie przejmowała się kosztami życia i picia (na pół litra zawsze starczyło), nie podróżowała, bo dokąd, nie oszczędzała, bo na co.
W świetlaną przyszłość nikt nie wierzył, a prywatnie wiedział, że Lepsze Jutro już było.
Stan wojenny ostatecznie podzielił ludzi. W SPATiF-ie więcej bywało ubeków i konfidentów niż artystów... Kluby studenckie zmieniły się w tancbudy dla małolatów i amatorów tanich lolitek.
A w wolnej Polsce?
W wolnej Polsce to już nie wróciło. Zresztą im bardziej stawała się wolna, tym mniej było w niej miejsca dla „cyganów” i niepokornych duchów. Toteż ci, którzy chcieli być nimi nadal – wymarli. A poza tym, jeśli ludzie przestali ze sobą rozmawiać, to jak mieliby wspólnie pić?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?