Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec długiej drogi do ojczyzny. Na powrót do Polski czekał 75 lat

Piotr Subik
Płk Krasnodębski podczas służby w Anglii
Płk Krasnodębski podczas służby w Anglii Fot. Archiwum
Pułkownik Zdzisław Krasnodębski miał we krwi patriotyzm. Na ochotnika wstąpił do piechoty podczas wojny z Rosją, później został lotnikiem. Po Wrześniu 1939 r. znalazł się na Wyspach Brytyjskich. Był twórcą i dowódcą legendarnego 303. Dywizjonu Myśliwskiego.

Szpaler żołnierzy kompanii reprezentacyjnej Sił Powietrznych pręży się, a członkowie honorowej asysty trzymają w rękach dwa portrety i oprawione w ramy ordery, m.in. Virtuti Militari. Szarfę w kolorach niebieskim i czarnym, które symbolizują to najwyższe polskie odznaczenie, przyznawane za wybitne zasługi bojowe, owinięto wokół jednej z dwóch urn. Tuż obok powiewa na wietrze szarfa biało-czerwona.

Urny kryją prochy płk. Zdzisława Krasnodębskiego, twórcy i pierwszego dowódcy legendarnego Dywizjonu 303, oraz jego żony Wandy – żołnierza Armii Krajowej, uczestniczki powstania warszawskiego. Od lat o sprowadzenie ich do kraju starali się weterani Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie. We wtorek, 13 maja, na lotnisku wojskowym na Okęciu witano je z należnymi honorami.

– Należeliście do tych niewielu, którym tak wielu zawdzięcza tak wiele – mówił, parafrazując słowa brytyjskiego premiera Winstona Churchilla, dowódca generalny polskiego wojska, pilot generał Lech Majewski.

Padają wzniosłe słowa: że płk Krasnodębski był zawsze z przodu; wśród tych, którzy bili się o Polskę w pierwszym szeregu. I że bohater, patriota wraca do ojczyzny po długiej tułaczce. Tułaczce, która trwała od Września 1939 r.

Przychodzi na świat 10 lipca 1904 r. w Woli Osowińskiej, wsi na Lubelszczyźnie. Ojciec przyszłego lotnika, Zdzisław Jan, jest zarządcą majątku powstańca listopadowego Andrzeja Markowskiego. Młody Krasnodębski ma we krwi patriotyzm: dziadek Józef walczy w powstaniu styczniowym, za co zostaje zesłany na Syberię. Ale Zdzisław junior – ze względu ma wiek – nie zdołał się załapać do wojska podczas Wielkiej Wojny. Uczy się wtedy w Warszawie, gdzie ojciec wysyła go po śmierci matki chłopaka.

Inaczej jest podczas wojny z bolszewikami: 16-latek wstępuje do 201. Ochotniczego Pułku Piechoty, którym dowodzi dawny legionista, płk Jan Edward Dojan-Surówka. Po wojnie kontynuuje naukę w Korpusie Kadetów we Lwowie. Tam uważa się go za słabo uzdolnionego i średnio inteligentnego, jednak ambitnego w służbie. „Bardzo dobry materiał na pilota” – takie referencje dają mu przepustkę do szkoły lotniczej w Grudziądzu, którą – już po przeniesieniu jej do Dęblina – kończy w 1928 r. jako obserwator w stopniu podporucznika. Później odbywa też kursy pilotażu kolejnych stopni w Dęblinie i Krakowie, aby ostatecznie, 13 listopada 1935 r. objąć dowództwo 111. Eskadry Lotniczej na Okęciu. A po dwóch latach III/1 Dywizjonu Myśliwskiego, w jego składzie zastał go Wrzesień’39.

Wojna z Niemcami nad Polską kończy się dla Krasnodębskiego, gdy zostaje zestrzelony. Ranny, ratuje się skokiem na spadochronie. Wraca do dywizjonu i z dziesięcioma ocalałymi samolotami ewakuuje się przez Rumunię do Francji. Lata w dywizjonie francuskim. Ale ostatecznie przedostaje się do Anglii, żeby – jak wspomina po wojnie – „dalej walczyć za waszą wolność i naszą”.

Początkowo Brytyjczycy niechętnie podchodzą do współpracy z Polakami. Powód? Latali przecież na starych samolotach (czym był polski PZL-11c, w porównaniu z brytyjskim spitfire’em) i przeważnie nie znali języka. A poza tym należeli do armii rozbitej przez Niemców. Tajny raport w tej sprawie sporządził nawet Hugh Dowding, późniejszy naczelny dowódca RAF.

Brytyjska optyka zmieniła się jednak, kiedy w połowie 1940 r. Niemcy przypuszczają lotniczy szturm na Anglię. To wtedy zapadła decyzja o sformowaniu na Wyspach polskich dywizjonów bombowych i myśliwskich. Wśród tych ostatnich znalazł się 303. Dywizjon Myśliwski, stacjonujący na lotnisku Northolt, w zachodniej części Londynu.

Tworzą go w znacznej części lotnicy z III/1 Dywizjonu Myśliwskiego. Gotowość operacyjną osiąga 30 sierpnia 1940 r., po niecałym miesiącu przygotowań. Najważniejsze stanowiska początkowo miały podwójną, brytyjsko-polską obsadę, dlatego Ronalda Kelletta – jako dowódcę dywizjonu – dublował płk Zdzisław Krasnodębski. Ale to ten ostatni był inicjatorem nadania dywizjonowi imienia Tadeusza Kościuszki i to dzięki niemu na kadłubach myśliwców hurricane pojawiła się czapka kościuszkowska i skrzyżowane kosy. Emblemat, który z czasem stał się symbolem umiejętności i waleczności polskich pilotów w bitwie o Anglię.

Pechowy dzień przyszedł dla pułkownika Krasnodębskiego po kilku dniach – 6 września 1940 r. Podczas misji przechwycenia niemieckich bombowców samolot dowódcy zostaje trafiony gdzieś między Hextable a Wilmington. Zapala się zbiornik z paliwem, a potem także kabina. Lotnika po raz drugi ratuje spadochron. Ma poparzone 70 proc. ciała. Ale ma też szczęście. Przeżył.

W szpitalu East Grinstead odwiedza go Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski. Leżącemu w łóżku bohaterowi przypina do piersi order Virtuti Militari. Fotografia tego wydarzenia obiegła całą Wielką Brytanię. To znak, że Brytyjczycy zaczęli doceniać poświęcenie Polaków.

Pułkownik Krasnodębski nie wrócił do Dywizjonu 303 (zastąpił go Witold Urbanowicz). Na Malcie szukał kandydatów do służby w Polskich Siłach Powietrznych na Zachodzie, po powrocie był m.in. dowódcą stacji myśliwskiej w Heston, współorganizatorem 131. Skrzydła Myśliwskiego, a u schyłku wojny dowódcą szkoły pilotów w Newton.

Po zakończeniu wojny nie chce wracać do komunistycznej Polski; uważa, że w Jałcie Amerykanie i Brytyjczycy zdradzili Polaków. Wyjeżdża do Związku Afryki Południowej – dominium brytyjskiego – i pracuje tam jako… taksówkarz. Jest już z nim żona Wanda. W 1951 r. osiada na stałe w Kanadzie. Po pięciu latach jest już obywatelem tego kraju. Umiera w 1980 r. Pochowano go na Prospect Cementary w Toronto. „W ostatnich dniach życia przepełniała go tęsknota za krajem. Ta tęsknota i gorycz w końcu go zabiły” – napisali o płk. Krasnodębskim amerykańscy dziennikarze w poświęconej Dywizjonowi 303 książce „Sprawa honoru”. Dwadzieścia sześć lat później spoczęła przy mężu Wanda Krasnodębska.

– Poznając życiorysy tych ludzi, możemy z przekonaniem powiedzieć: „Tak, to prawda, życie człowieka jest nieustannym bojowaniem”__– mówił w środę, podczas mszy św. w warszawskiej katedrze polowej WP biskup Józef Guzdek. Godzinę później prochy małżeństwa Krasnodębskich dotarły do końca tułaczki – dla nich było to kolumbarium żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie na Powązkach Wojskowych.

Korzystałem m.in. z informacji opublikowanych na stronie internetowej www.krasnodebscy.com.pl
***

303. Dywizjon Myśliwski Warszawski im. Tadeusza Kościuszki powstał 2 sierpnia 1940 r., a zadania bojowe wykonywał do 25 kwietnia 1945 r. Przez historyków zaliczany jest do najlepszych jednostek myśliwskich II wojny światowej, mimo że spierają się oni o liczbę zestrzeleń samolotów niemieckich. Podczas bitwy o Anglię miało być ich nawet 126 (według innych danych – 44 lub ok. 60).

Lotnicy z Dywizjonu 303 byli jedynymi polskimi żołnierzami zaproszonymi do udziału w wielkiej paradzie zwycięzców, która 8 czerwca 1946 r. przeszła ulicami Londynu. Wcześniej, po zwycięskiej bitwie o Anglię, premier Winston Churchill mówił o lotnikach z Polski: „Jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele, tak nielicznym”.

Najsłynniejszą książką mówiącą o bohaterskich lotnikach jest „Dywizjon 303” Arkadego Fiedlera. Po raz pierwszy ukazała się na Wyspach w 1940 r. „Spośród wszystkich moich książek »Dywizjon 303« jest chyba utworem pisanym najbardziej na gorąco, pod bezpośrednim wrażeniem rozgrywających się w 1940 roku wypadków” – mówił Arkady Fiedler.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski