Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec hitlerowskiego oprawcy

Redakcja
Gospodarstwo Ludwika Łokasa w Kątach nie wyróżniało się niczym szczególnym: dom, stodoła, chlew, studnia, podwórko. Przypadek zrządził, że 6 grudnia, w dniu, który dzisiaj kojarzy się dzieciom z prezentami od św. Mikołaja, rozegrał się w tym miejscu dramat. Serie karabinów maszynowych, krew, trupy, ranni, strach. Był rok 1944... Wysoki i okrutny

Wilhelm Teodor Baumgartner, pochodzący prawdopodobnie z Hamburga, solidnie zapracował na swoją złą sławę.. W czasie II wojny światowej był komendantem posterunków żandarmerii niemieckiej w Miechowie, Wolbromiu, a od jesieni 1944 roku stacjonował w Dalewicach. Słynął z okrucieństwa i bezwzględności. Już samym wyglądem budził respekt, gdyż mało kto dorównywał mu wzrostem. Najbardziej spektakularnej zbrodni na polskiej ludności cywilnej dopuścił się w styczniu 1944 roku, gdy zamordował (w większości osobiście) w Łyszkowicach 28 mężczyzn. Oprócz tego przypisuje mu się mord pięcioosobowej rodziny Wilków z Wierzbna, zamordowanie małżeństwa świadków Jehowy z Janowiczek (odmówili pracy przy kopaniu okopów), udział w akcji wysiedlania Żydów ze Słomnik.

Partyzanci biorą odwet

Sprawą, która bezpośrednio przyczyniła się do jego likwidacji, było zamordowanie ośmiu partyzantów batalionu AK Skała 4 listopada 1944 roku w Pieczonogach. Partyzanci (siedmiu młodych mężczyzn i jedna kobieta) zostali na zimę odesłani z miejsca postoju w Bolowcu do domów na urlopy. Pochodzili w większości z Łapanowa i Krakowa. Sanitariuszka Klementyna Zienkiewicz mieszkała w Zabierzowie. Zgodnie z rozkazem, mieli iść osobno, ale zlekceważyli polecenie i wyszli razem. W Pieczonogach natknęli się na niemieckich żandarmów i zostali zamordowani. Po tym incydencie partyzanci postanowili się zemścić. I choć akurat w tym zdarzeniu Baumgartner nie brał bezpośredniego udziału, gdyż przebywał wówczas na urlopie w Hamburgu, nie miało to jednak większego znaczenia. Niemiecki oprawca wcześniejszymi zbrodniami w pełni zasłużył na wyrok.

Tu rozstrzygną się losy...

Na dowódcę akcji likwidacyjnej został wyznaczony pochodzący z Wieliczki Zygmunt Kawecki "Mars", późniejszy prof. Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Wraz z ośmioosobowym oddziałem wyruszył 4 grudnia z przysiółku Podgaje Wrocimowskie do Kątów. Tam zatrzymali się w wyznaczonym wcześniej domu należącym do Juliana Wabika. Dramatyzmu całej wyprawie dodał fakt, że w tym samym domu dzień wcześniej zmarł starszy mężczyzna, ojciec gospodarza. W środku, w trumnie nadal znajdowały się jego zwłoki. Mimo to partyzanci postanowili tam pozostać i czekać na dogodną okazję do wykonania egzekucji. Od siedziby Baumgartnera dzieliło ich około kilometra. Dopiero w Kątach pozostali członkowie oddziału dowiedzieli się, po co przyszli do wsi. - Tu rozstrzygną się losy Baumgartnera... Lub nasze - miał powiedzieć do podwładnych dowódca.

Ostatnia ofiara Baumgartnera

Oddział nie miał żądnej gwarancji, że znajdzie dogodną okazję do likwidacji niemieckiego komendanta. Baumgartner był bardzo ostrożny, zwłaszcza po zbrodni w Pieczonogach. Rzadko ruszał się z Dalewic, a jeżeli już, to w towarzystwie uzbrojonej obstawy. 6 grudnia partyzantom dopisało szczęście. Baumgartner pojawił się w Kątach. Zgubiła go własna zapalczywość. Nieco wcześniej Niemcy, będąc w Kątach, u jednego z gospodarzy upatrzyli sobie sporego wieprzka. Lecz gdy po niego pojechali, zastali tylko małego warchlaka. Gdy dowódca się o tym dowiedział, postanowił osobiście ukarać właściciela. Zabrał ze sobą trzech ludzi i psa. Na ich spotkanie wyruszyła czwórka partyzantów (pozostali mieli osłaniać odwrót), poza Kaweckim jeszcze: Kazimierz Lorys "Zawała", Stanisław Maćkowski "Żnin" i Władysław Dudek "Lenard". Do potyczki doszło w zabudowaniach Ludwika Kobasa. Baumgartnera zastrzelił Kazimierz Lorys. Oprócz tego zginął drugi z Niemców, trzeci został śmiertelnie ranny. Uciekł tylko czwarty z członków patrolu, Ukrainiec z oddziału tzw. własowców. Po drugiej stronie ciężko ranny w nogę został Kazimierz Lorys. Drugi z AK-owców został postrzelony w ucho. Niestety, podczas wymiany ognia trafiony przez niemieckiego żandarma w głowę zginął również właściciel gospodarstwa 41-letni Ludwik Kobas. Zostawił żonę i czwórkę dzieci. Można go uznać za ostatnią ofiarę Wilhelma Baumgartnera.
Jeszcze kilka miesięcy wcześniej podobna akcja na pewno zakończyłaby się krwawymi represjami wobec cywilnej ludności. Ale w grudniu 1944 niemiecka potęga była u schyłku. Zbliżał się front. Skończyło się zatem na spaleniu kilku stodół i rekwizycji zwierząt, które zostały jednak zwrócone właścicielom. Aresztowani i zebrani nad rzeką mieszkańcy zostali po kilku godzinach uwolnieni.

ALEKSANDER GĄCIARZ

Tekst powstał na podstawie książki Zbigniewa Pałetko "Likwidacja Baumgartnera"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski