Wybrana przez urzędników firma Comarch już w grudniu 2016 roku rozpoczęła montowanie specjalnych czujników na ok. 280 miejscach parkingowych na pierwszych czterech krakowskich ulicach – Szlak, Warszawskiej, Ogrodowej i na części pl. Matejki.
To one miały wykrywać, czy miejsce parkingowe jest wolne. A kierowcy, po zainstalowaniu w telefonie darmowej aplikacji i wybraniu na mapie odpowiedniej ulicy, mieli widzieć, czy są na niej wolne miejsca.
System miał zacząć działać już w styczniu 2017 roku, ale „przełom” nastąpił dopiero w październiku 2017 roku. Wtedy został po raz pierwszy uruchomiony. Ale – jak sami się przekonaliśmy – nie działał nieprawidłowo, w wielu przypadkach dezinformował kierowców. A to był dopiero początek kontrowersji.

Niedługo później system (wraz z dużymi elektronicznymi tablicami, które dodatkowo miały wyświetlać liczbę wolnych miejsc w okolicy) został wyłączony. Urzędnicy tłumaczyli wtedy, że... prace związane z wymianą rur, prowadzone przez Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w tym rejonie, zakłócały funkcjonowanie systemu.
Teraz okazuje się jednak, że system został wyłączony na stałe. I jest demontowany. W spółce Miejska Infrastruktura przyznają, że nie sprawdził się w warunkach, w których wzdłuż jezdni nie ma wyznaczonej konkretnej liczby miejsc postojowych, z przypisanym czujnikiem do każdego z nich.
– W przypadku dróg publicznych, na których obowiązuje parkowanie równoległe, zgodnie z przepisami nie możemy wyznaczać liniami konkretnej liczby miejsc. A wiadomo, że parkują auta o różnej długości. Czujniki nie podawały więc wiarygodnej liczby o wolnych lub zajętych miejsc – mówi Bartosz Piłat. Zaznacza, że oczywiście można byłoby rozmieścić czujnik gęściej.
– I na podstawie tych czujników, nad którymi nie stoi pojazd, system mógłby szacować długość wolnego pasa postojowego. Ale dalej rodziłbym się problem, czy np. 6 metrów wolnej przestrzeni uznajemy już za wolne miejsce parkingowe, czy też nie. I dalej byłby chaos. A na dodatek rosłyby koszty całego systemu i mógłby stracić sens ekonomiczny - przekonuje Bartosz Piłat.
Z kolei w Comarch zaznaczają m.in., że „remonty jezdni, w których zainstalowane były czujniki, zdestabilizowały pierwotną konfigurację systemu”.
Za przygotowany system miasto miało zapłacić firmie Comarch około pół miliona złotych. Ostatecznie wypłaciło blisko 400 tys. złotych.
Jednocześnie jednak nałożyło na Comarch kary umowne w wysokości ok. 100 tys. Za opóźnienia w uruchomieniu całego systemu. – Kary zostały nałożone, firma się z nimi nie zgadza, trwa wyjaśnianie słuszności w sądzie – informują w Miejskiej Infrastrukturze.
Krakowscy urzędnicy przekonują, że choć system nie sprawdził się w centrum miasta, nie oznacza to, że jest on bezwartościowy. – Czujniki i tablice elektroniczne będą wykorzystywane na parkingach typu park&ride, gdzie precyzyjnie wyznaczone są miejsca postojowe. Tam spełnią swoją rolę doskonale – przekonuje Bartosz Piłat.
W Miejskiej Infrastrukturze przyznają też, że chcą w niedalekiej przyszłości rozpocząć testy innego systemu wskazującego wolne miejsca na miejskich ulicach. Ma być on jednak oparty nie na czujnikach wbudowanych w jezdnie, a na kamerach. Szczegółowych dat urzędnicy jeszcze jednak nie podają.
WIDEO: Trzy Szybkie. Monika Bogdanowska: Nigdzie nie spotkałam się z takim stanem miasta jak w Krakowie
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?