MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Koniec kariery Nikodema Dyzmy

Redakcja
Franciszek Smuda po meczu z Czechami obwieścił, że to jego koniec "pracy" z reprezentacją Polski. Dobrze, że powiedział, bo sami byśmy się nie domyślili, a trener na pewno dostałby propozycję przedłużenia kontraktu na kolejne 8 lat.

KOMENTARZ. Trener był marionetką i liczył, że całą karierę da się przejechać na farcie. W sobotę się nie dało

Przed mistrzostwami napisałem, że Polska podczas Euro 2012 nie wygra żadnego meczu (niewiele brakowało, aby nawet żadnego nie zremisowała). Nie mam jednak satysfakcji z tego, że nie wygraliśmy żadnego spotkania, będąc gospodarzami turnieju, w najsłabszej grupie Euro. Jedynie złość, że niewiele zrobiono, by było inaczej.

Nie mam żalu do Smudy. To tak jakbym miał pretensje do osła, że nie wygrał Kentucky Derby w rywalizacji z ogierami pełnej krwi angielskiej. Mam żal do tych, którzy dali się temu facetowi omamić - działaczy, kibiców, mniej do piłkarzy, bo z tego co do mnie docierało, oni od początku podśmiewali się z niego na boku. Ci piłkarze zmienili mu po łomocie 6:0 od Hiszpanii taktykę, bo trener nie wiedział, o co chodzi. Oni powoływali mu zawodników (Wasilewski), odwoływali treningi. Trener był marionetką i liczył, że całą karierę da się przejechać na farcie. W sobotę się nie dało. Wiekszość osób, "napompowanych" na sukces z Czechami, nie chciała widzieć, że z Grecją graliśmy kompromitująco i podbudował ich remis z Rosją, która w drugiej połowie grała jak Andora.

To nie Artur Boruc nadał Smudzie pseudonim Nikodem Dyzma. On go tylko wypromował. Pierwszy raz określenie Dyzma pod adresem Franza usłyszałem w 1999 r. od Marka Lubawińskiego, szefa sportu w "Głosie Wielkopolski". Amica grała we Wronkach z Legią i dziennikarz prowokacyjnie pytał, jak ta Legia chce wygrać z Amicą, mając Dyzmę na ławce. Minęło 13 lat, a nic się nie zmieniło - jak ta Polska chciała awansować do ćwierćfinału Euro 2012 mając Nikodema na ławce. Porównajcie sobie Smudę z Loewem albo Olsenem. Nawet trudno śmiać się przez łzy. Po meczu z Czechami Franz, zapytany co było powodem porażki, odparł, że powodem porażki była... porażka. Facet nie wie, co mówi i o co jest pytany, trudno mu sklecić zdanie i ciągle tylko chrząka, robi dziwne miny.

Jaka polska piłka, jaki prezes PZPN, taki selekcjoner i jego kadra, ale to uproszczenie. Bałem się tylko jednego, że w wyniku splotu okoliczności, słynnego fartu Smudy, przypadkiem wejdziemy do ćwierćfinału, co przykryje prawdziwe oblicze polskiego futbolu i da przepustkę Lacie i Smudzie na kolejne kilka lat rządzenia. Na szczęście i szczęście też ma swoje granice.

Gdy ostrzegałem, że Czesi są od nas lepsi, że im wystarcza remis, że ta wiara w awans jest ślepa, że zespół Smudy przez trzy lata nie wygrał żadnego meczu z mocną drużyną, nawet w spotkaniu towarzyskim nie pokonał żadnego finalisty Euro, patrzono na mnie jak na wariata.

Druga połowa meczu z Czechami to była absolutna żenada, nawet z Grekami nie graliśmy tak dramatycznie. To był teatr bezradności. Tak źle reprezentacja Polski nie grała chyba nigdy w historii. Facet musi wygrać mecz, by awansować, a wystawia trzech defensywnych pomocników, jak z Rosją, gdy miał się bronić. Kompletnie irracjonalne. Nawet moja babcia widziała, że Rafał Murawski w tych mistrzostwach potyka się o własne nogi i nie nadaje się do gry. Nie widział tego tylko Smuda i czekał ze zdjęciem Murawskiego aż do momentu, gdy ten podał piłkę Czechom, poszła kontra i straciliśmy gola, a na koniec akcji jego ulubieniec z Lecha usiadł na czterech literach. No brawo, Jasiu. Poprzedni trenerzy w XXI wieku też nie wychodzili z grupy, ale potrafili wygrać choć po jednym meczu. Smuda żadnego, choć miał najsłabszą grupę w mistrzostwach.
Lato i Smuda to są ludzie, którzy niewiele umieją i zdają sobie z tego sprawę. Działają na zasadzie zaczepić się w dobrze płatnym miejscu, wyssać jak najwięcej i jakoś to będzie. Smuda przez 30 miesięcy pracy w PZPN zarabiał miesięcznie 120 tys. zł. Plus premie, wpływy z reklamy - w sumie zarobił około 5 mln zł! Za nic! Za to, że nie wygrał żadnego meczu przez trzy lata z dobrym rywalem. Najbardziej zmarnowane pieniądze w naszym futbolu. W kraju, gdzie pielęgniarki czy nauczycielki zarabiają po 1500 zł za ciężką harówę, niedouczonemu trenerowi bez matury (minister Łybacka warunkowo dopuściła go do egzaminu) płaci się 5 mln zł. To nie absurd, to coś więcej. I do tego nie chce oddać premii 100 tysięcy złotych, którą dostał dzięki temu, że Zagłębie Lubin, które prowadził, kupiło mecz. Prawie wszyscy piłkarze z Lubina kupowali mecz, wiedzieli o przekręcie, dostali wyroki i zwrócili pieniądze. Tylko Smuda - który chwalił się, że zawsze wie wszystko, co się dzieje w drużynie - nie kupował, nie wiedział, nie oddał. Włosi, gdy wyszła na jaw korupcja, wyrzucili piłkarza z kadry tuż przed Euro. Smuda, który deklarował wcześniej, że korupcję będzie wypalał żelazem, trzymał Piszczka w drużynie. Może bał się, że młody za dużo sobie przypomni? Mówił też, że żadnych Rogerów nie będzie, później zrobił z kadry wieżę Babel. Jedni rezerwowi w klubach nie mogli u niego grać, inni mogli. Całkowity brak konsekwencji i zasad.

Porównania do Dyzmy to nie jest przypadek i złośliwość. Skąd wziął się w wielkim futbolu Smuda? Najpierw w Stanach czyścił kominy na statkach. Później w Niemczech prowadził jakieś amatorskie zespoły w siódmych ligach. I nagle znalazł zaproszenie na rządowy raut, jak Dyzma. To znaczy zadzwonił jego znajomy z Niemiec Andrzej Grajewski, który nie miał pomysłu, kogo zrobić trenerem Widzewa. Powiedział, że jak Franz do rana dojedzie do Łodzi, to będzie trenerem. Smuda wsiadł w samochód i tak wskoczył do karuzeli, która wyniosła go aż na Euro. Miał megafart, trafiał w najlepszym momencie we właściwe miejsce. W Widze-wie i Wiśle miał najlepsze składy w Polsce, samych reprezentantów, samograje - nie dało się nie zdobyć mistrzostwa Polski, każdy trener by zdobył. Do tego w tamtych latach mocarzom sędziowie nie przeszkadzali. Maciej Szczęsny wprost mówi, że w meczu o tytuł Legia - Widzew (1:2) jego kilku kolegów z Legii grało dla Widzewa. Do tego Franz starał się przypodobać dziennikarzom.

Gdy Smuda musiał coś budować sam, to zwykle była klapa. Jak w Legii, gdy za największe pieniądze w historii klubu ściągnał od Grajewskiego piłkarzy-inwalidów. Citkę po operacji Achillesa, Siadaczkę z cukrzycą, Wojtalę z problemami z kolanem i Łapińskiego, który przez 2 lata zagrał pół meczu. Smuda przegrał w Legii wszystko i go pogoniono. W Lechu - choć miał polski dream team, z Lewandowskim, Arboledą, Murawskim, Peszką, Stiliciem, Kriwcem, Rudnevsem - przez trzy lata nie potrafił zdobyć mistrzostwa Polski. Jacek Zieliński zdobył z Lechem tytuł już w pierwszym sezonie. Na temat taktyki Smudy, treningów, zimowych przygotowań, od lat krażą szydercze dowcipy i anegdoty wśród piłkarzy. Jakim więc cudem został wybrany selekcjonerem. Lato twierdzi, że to nie on, że lud tak chciał. Może więc niech nam już lud więcej nie wybiera selekcjonera. Bo w spadku zostawił nam piłkarskiego kaca i "farbowane lisy", a mogliśmy mieć po Euro już ogranych młodych zdolnych.
Czy to już koniec wielkiej kariery szczęściarza Franciszka? Raczej tak, choć wróble ćwierkają, że ma już przygotowaną posadę w Wiśle, bo... matka Bogusława Cupiała bardzo Franza lubi, a właściciel klubu lubi z Frankiem pogadać.

Co na to obecny trener Wisły Michał Probierz?

Robert Zieliński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski