Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec milczenia o zbrodniach

Joanna Lubecka, historyk, pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej Oddział w Krakowie, jest adiunktem Akademii Ignatianum w Krakowie
Prokurator Fritz Bauer doprowadził do procesu esesmanów
Prokurator Fritz Bauer doprowadził do procesu esesmanów Fot. Archiwum
Krakowski Oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają. 10 sierpnia 1965. We Frankfurcie zapadają wyroki w procesie zbrodniarzy z obozu Auschwitz. W sądach staje się on wstrząsem dla Niemców przyzwyczajonych do milczenia o swej mrocznej przeszłości.

50 lat temu, 10 sierpnia 1965 roku we Frankfurcie nad Menem zakończył się niemiecki proces załogi Auschwitz. Z 22 oskarżonych, 18 skazano na kary więzienia (w tym 6 na dożywocie), Richard Baer – ostatni komendant KL Auschwitz – zmarł w trakcie procesu, 3 oskarżonych uniewinniono. Proces wstrząsnął społeczeństwem RFN, które do tej pory wolało milczeć.

Bauer budzi Niemcy
Po powstaniu RFN w 1949 r. władze zachodnioniemieckie, które w wyniku zimnej wojny stały się naturalnym sojusznikiem Zachodu, zaprzestały intensywnego poszukiwania zbrodniarzy wojennych. Dla nowych władz, na czele których stał kanclerz Konrad Adenauer, najważniejsza była wewnętrzna integracja społeczeństwa niemieckiego oraz odbudowa zniszczonej wojną gospodarki.

Sprawę rozliczenia zbrodni niemieckich uznawał za załatwioną w procesach norymberskich, a wracanie do niej uznawał za działanie szkodliwe i antypaństwowe. Jego słowa wypowiedziane w 1951 r. dobrze odzwierciedlały przekonania Niemców: „Pora przestać węszyć za nazistami. Jeśli raz zaczniemy, nie wiadomo, dokąd nas to zaprowadzi…”.

Społeczeństwo niemieckie również nie chciało wracać do rozliczeń, gdyż dotknęłyby one prawie każdą rodzinę. Sądownictwo niemieckie, prokuratura i administracja budowane były na starych kadrach uwikłanych w mniejszym lub większym stopniu w zbrodniczy system III Rzeszy, nie miały więc żadnego interesu w tym, aby ścigać zbrodnie. Niemiecki historyk Dieter Schenk nazwał ten okres „strukturalnym nieściganiem”.

Po procesie tzw. Tilsit Einsatzgruppe w 1958 roku, gdy przed sądem postawiono 10 funkcjonariuszy gestapo i SD (Służby Bezpieczeństwa), którzy w ciągu 2 miesięcy 1941 r. zamordowali ponad 5 tys. Żydów z obszarów granicznych litewsko-niemieckich, powołano instytucję mającą na celu ściganie zbrodni narodowego socjalizmu tzw. Zentrale Stelle. Jednak zbyt szczupła obsada personalna i skromne środki finansowe celowo i skutecznie ograniczały jej działalność.

Mimo to powołanie tej instytucji miało głęboki sens, gdyż do pracy w centrali szli wybitni prawnicy przekonani o słuszności i moralnej powinności ścigania zbrodni. Wspierał ich Fritz Bauer, prokurator generalny Hesji, który w okresie rządów Hitlera sam był ofiarą prześladowań. Bauer działał mimo, a nawet wbrew środowisku prawniczemu. Dostawał listy z pogróżkami, spotykał go zawodowy ostracyzm. Mówił: „Gdy wychodzę z biura, jestem w kraju wroga”. Nie wierzył w determinację władz w kwestii ścigania zbrodniarzy, dlatego informację o miejscu pobytu Eichmanna przekazał władzom Izraela.

Na początku 1958 r. były więzień KL Auschwitz rozpoznał na ulicy jednego z esesmanów Wilhelma Bogera. Okazało się, że zaraz po wojnie aresztowali go Amerykanie i na wniosek Polski ekstradowali. Niestety, Boger w 1946 r. uciekł z transportu deportacyjnego, przez krótki czas ukrywał się, po czym zamieszkał pod Stuttgartem, ożenił się, pracował w fabryce silników Heinkel. Co ciekawe – pod własnym nazwiskiem.

Sprawą natychmiast zainteresowali się niemieccy członkowie Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego, którzy dostarczyli do prokuratury w Stuttgarcie dowody zbrodni Bogera oraz jego adres zamieszkania. Przez kilka miesięcy w zasadzie nic się nie działo. Komitet upominał się o podjęcie działań, a prokuratura ignorowała kolejne dowody. Sytuacja zmieniła się w 1959 r., gdy do postępowania włączył się Fritz Bauer. Postanowiono, że oskarżenie zostanie wniesione nie tylko przeciw Bogerowi, ale również innym członkom załogi KL Auschwitz. Zentrale Stelle ustaliła adresy byłych esesmanów, a Trybunał Federalny przekazał postępowanie Sądowi Krajowemu we Frankfurcie nad Menem. W tym samym roku dziennikarz Thomas Gnielka dotarł do listy więźniów z Ausch-witz, którzy zostali „zastrzeleni podczas ucieczki”, co ważniejsze, były tam również nazwiska esesmanów, którzy ich zabili, a całość była podpisana przez komendanta Rudolfa Hössa. Gnielka przekazał te dokumenty Fritzowi Bauerowi, a ten wiedział, jak zrobić z nich użytek.

Przygotowania
Do przygotowania procesu wyznaczono Joachima Küglera i Georga Friedricha Vogla. Dr Heinz Düx, który prowadził śledztwo sądowe osobiście, podróżował i przesłuchiwał świadków. Tworzono też listę świadków. Wielu z nich pochodziło zza żelaznej kurtyny, a władze krajów komunistycznych nie wydały zgody na wyjazd. Dotyczyło to w dużej mierze polskich świadków, byłych więźniów Auschwitz. Ostatecznie część z nich została przesłuchana w Polsce w obecności niemieckich prawników.

Proces rozpoczął się w budynku sądu we Frankfurcie, ale sala okazała się zbyt mała. Dlatego też w kwietniu 1964 r. przeniesiono obrady do Domu im. Gallusa, w którym odpowiednio przystosowano salę posiedzeń frankfurckich radnych. Powieszono w nim plan obozu, udostępniony przez Muzeum Auschwitz, model komory gazowej, plany podobozów. W trakcie postępowania odtworzono, na ile było to możliwe, funkcjonowanie obozu.

W tym celu delegacja niemieckich prawników w towarzystwie świadków i dziennikarzy odbyła w grudniu 1964 r. wizję lokalną w KL Auschwitz. Było to wydarzenie niezwykłe, gdyż PRL nie utrzymywała stosunków dyplomatycznych z RFN, a nieuznawanie przez RFN zachodniej granicy polskiej dodatkowo zaogniało sytuację. Ostatecznie 24 uczestników procesu przez 3 dni brało udział w wizji lokalnej. Ze strony polskiej towarzyszył im wybitny polski prawnik prof. Jan Sehn, który wcześniej zbierał materiały dowodowe w procesie Rudolfa Hössa i krakowskim procesie załogi KL Auschwitz.

Zgodnie z niemieckim prawem karnym sądzone mogły być tylko te zbrodnie, które nie uległy przedawnieniu, a więc sprawstwo morderstwa lub pomocnictwo w morderstwie. Ale ważniejszy od osądzenia poszczególnych zbrodniarzy był szerszy aspekt procesu. Jak wspomina po latach prokurator Kügler: „Proces miał na celu nie tylko udowodnienie konkretnych zbrodni i osądzenie konkretnych ludzi, lecz przede wszystkim ukazanie maszyny śmierci, w której brali udział”. Proces obserwowało wielu dziennikarzy z całego świata, a także wybitne osobistości świata kultury, m.in. Arthur Miller, amerykański dramaturg, pisarze: Max Frisch, Martin Walser.

Ratowali Żydów…
Proces rozpoczął się 20 grudnia 1963 i trwał do 10 sierpnia 1965. Przesłuchano 359 świadków, większość z nich stanowili byli więźniowie z 19 krajów (najwięcej, bo aż 60 z Polski), ale przesłuchano również 85 byłych esesmanów. Na filmach dokumentalnych słychać zeznania świadków – składane często drżącym głosem. Trudno wyobrazić sobie, jak musieli czuć się ci ludzie, stojąc twarzą w twarz z własnymi oprawcami.

Psychologowie i opiekunowie z Niemieckiego Czerwonego Krzyża opowiadali o traumie, jaką ponownie przeżywali ci ludzie, płakali, nie mogli spać… Często byli brutalnie atakowani przez obrońców oskarżonych. Oskarżeni byli pewni siebie, niektórzy zachowywali się wręcz butnie. Robert Mulka (adiutant Hössa) wygłaszał patetyczne przemowy, wypowiedzi Oskara Kaduka raziły prymitywizmem, Victor Capesius (aptekarz obozowy) zachowywał się bezczelnie.

Każdy z oskarżonych miał dwóch adwokatów, choć niektórzy z nich reprezentowali kilku oskarżonych. Zachowanie niektórych obrońców wzbudzało niesmak i oburzenie. Próbowano przede wszystkim podważyć wiarygodność świadków, zadając pytania o szczegółową datę i godzinę wydarzeń, natarczywie pytano, czy świadek widział wydarzenia na własne oczy i czy na pewno ma dobry wzrok, skoro nosi okulary, sugerowano, że wiedza jest zasłyszana lub przeczytana.

Jeden z obrońców Hans Laternser przekonywał, że skoro Hitler zadecydował o całkowitej zagładzie Żydów, a jego wola była w III Rzeszy prawem, to esesmani, biorący udział w selekcjach, nie tylko sprzeciwiali się Hitlerowi, ale poprzez „wybór ludzi do pracy i tym samym do życia, chronili ich przed śmiercią w komorach gazowych”. A więc, jak dowodził Laternser, zmniejszali rozmiar zbrodni. Obrońca chciał, aby oskarżeni przyznali się do udziału w selekcjach, bo jego zdaniem, tym samym dowiodą, że aktywnie ratowali Żydów. Jednak żaden z oskarżonych nie przyznał się do winy.

Proces oglądnęło 20 tys. osób, wśród których na wniosek Fritza Bauera znaleźli się również uczniowie i studenci. Wielu dziennikarzy na bieżąco informowało czytelników codziennych gazet i tygodników. Auschwitz przestało być nic niemówiącym słowem, a szczególnie młodzi Niemcy nie chcieli już dłużej milczeć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski