Konstruuje drony i chce nimi patrolować torowiska

Konrad Wójtowicz z Rabki-Zdroju, pracownik służby ochrony kolei, ma pomysł na poprawienie bezpieczeństwa. Konstruuje on latające drony z kamerami. Chce je wykorzystywać do patrolowania terenów PKP i wyłapywania złodziei okradających składy. Spółka kolejowa rozpoczęła testy takiego systemu monitoringu. Na razie jednak nie wiadomo, czy kolejowy gigant zainteresuje się konstrukcjami górala z Rabki i jego umiejętnościami.

Obecnie bezpieczeństwo na kolei zapewniają nie tylko dworcowi ochroniarze i patrole Straży Ochrony Kolei (SOK). Podróżni, pociągi, ładunki, tory są także pod nadzorem systemów monitoringu. Kilka dni temu PKP Cargo poinformowało, że rozpoczęło testy patrolowych dronów nad torowiskami na Śląsku.

Mają one wyłapywać złodziei ładunków towarowych, głównie węgla. Kolejowych złodziei jest jednak więcej. I to nie tylko na Śląsku. W Małopolsce plagą są kradzieże urządzeń sterujących ruchem pociągów. Rocznie SOK rejestruje w naszym województwie ok. 200 takich przypadków.

- I tutaj właśnie drony mogą pomóc. Bo można nimi obserwować spory teren z góry. Kamera na latającej maszynie może znaleźć się nawet 20 kilometrów od operatora - mówi 33-letni Konrad Wójtowicz w Rabki. Jest on pracownikiem Służby Ochrony Kolei. Na co dzień pełni służbę w Suchej Beskidzkiej. W wolnych chwilach zamienia się w konstruktora dronów.

- Od ponad sześciu lat konstruuję latające modele samolotów oraz helikopterów, do których podwieszam aparaty cyfrowe lub kamery. To moja pasja - wyjaśnia konstruktor amator.

Okazuje się, że wykonanie takiego drona wcale nie jest trudne. Wójtowiczowi wystarczą niespełna dwa tygodnie, by w czasie wolnym od pracy na kolei stworzyć gotowe dronokoptery.

- To o tyle łatwe, że podzespoły są teraz dostępne w internecie w wielu sklepach - jeśli nie w Polsce, to za granicą - opowiada.

Do tej pory zrobił ok. 20 latających maszyn. Średni koszt części do budowy drona (bez aparatu fotograficznego) to ok. 5 tys. zł. Większość zbudowanych maszyn sprzedał. Teraz konstruuje maszynę, która jest w stanie długotrwale i precyzyjnie patrolować teren z powietrza.

- To oczywiście uzależnione jest od kosztów, bo drona można zrobić i za 30 tys. zł. Ja staram się kupować części, na które mnie stać. To różnej mocy silniki elektryczne, baterie, mocowania dla kamer, odbiorniki GPS czy urządzenia do zdalnego sterowania - wylicza.

Być może marzenie Konrada Wójtowicza o latającym moni-toringu nad torami spełni się. Kolej zainteresowała się bowiem powietrznym patrolowaniem. PKP Cargo testuje drony w nadzorowaniu transportów węgla. Straż Ochrony Kolei będzie przyglądała się lotniczym eksperymentom. Jak informuje Paweł Boczek z warszawskiej Komendy Głównej SOK, ich funkcjonariusze będą analizowali koszty i efektywność użycia dronów. Jeżeli powietrzny nadzór przyczyni się do ograniczenia kradzieży, to niewykluczone, iż także SOK będzie miała własny sprzęt latający.

- Jestem przekonany, że wprowadzenie dronów do służby SOK to tylko kwestia czasu - uważa Wójtowicz. Dodaje on, że o jego pasji wiedzą bezpośredni zwierzchnicy w pracy. - Nawet gdyby nie chcieli moich dronów, na pewno będą potrzebowali wykwalifikowanych operatorów tego sprzętu. Bo latanie dronem, choć pozornie wygląda na łatwe, takie nie jest. Trzeba nie tylko uważać na samą maszynę, ale także by nic nie uszkodzić i nikogo nie zranić.