Kontuzja nie pozwoliła walczyć o mistrzostwo

W Argentynie, w zawodach ostatniej szansy na przedłużenie nadziei, „Taddy” przegrał walkę z samym sobą. Najświeższa kontuzja - niedawno zawodnikowi przyszyto kciuk lewej dłoni, po feralnym upadku na treningu - nie pozwoliła stanąć na starcie żadnego z trzech wyścigów finałowych.

Błażusiak nie wyobrażał sobie oddania rywalizacji walkowerem. - Sam ból pewnie będzie do zniesienia. Gorzej, jeśli „odłączy” mi dłoń i nie będę w stanie oburącz trzymać kierownicy. To jest kluczowa kwestia. Jeżeli stracę siłę w lewej ręce, co będzie poza moją kontrolą, wtedy faktycznie trzeba będzie się wycofać - mówił przed zawodami.

Niestety, z punktu widzenia motocyklisty zrzeszonego w Automobilklubie Krakowskim, ziścił się najczarniejszy scenariusz. „Taddy”, tak jak zapowiadał, spróbował swoich sił na torze w nadmorskiej miejscowości Pinamar, ale już w trakcie sesji treningowej powiedział „pas”.

- Robiłem, co mogłem, ale po przejechaniu dwóch sesji treningowych zrozumiałem, że szarpanie się nie ma najmniejszego sensu. Decydując się na start, mogłem co najwyżej ryzykować odniesieniem dużo poważniejszej kontuzji, bo lewa ręka po prostu spadała mi z kierownicy. W takim stanie nie było mowy o __podjęciu rywalizacji - wyjaśnia gwiazdor fabrycznego zespołu KTM.

Brak punktów w Argentynie oraz rezygnacja ze startu w najbliższą sobotę w Belo Horizonte w Brazylii oznaczają, że Błażusiak definitywnie pożegnał się ze wspaniałą serią zdobytych tytułów, zapoczątkowaną w 2010 roku w hiszpańskim Vigo.

- Już zaakceptowałem, że mój sześcioletni okres dominacji dobiegł końca. Można mówić „niestety”, ale w sporcie, jak w życiu, każda passa kiedyś się kończy. Nowym celem zapewne będzie próba odzyskania tytułu - zapowiada sportowiec.