Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kopacz: Seremet musi odejść [WIDEO]

Włodzimierz Knap
Andrzej Seremet mówił wczoraj w Sejmie, że prokuratura nie jest winna wycieku akt ze śledztwa ws. afery podsłuchowej
Andrzej Seremet mówił wczoraj w Sejmie, że prokuratura nie jest winna wycieku akt ze śledztwa ws. afery podsłuchowej Marcin Obara
Polityka. Premier Ewa Kopacz zapowiedziała, że nie przyjmie sprawozdania prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta. Nie oznacza to jednak, że nie dotrwa on do końca kadencji, czyli do marca przyszłego roku.

Aby Andrzej Seremet - wywodzący się z Krakowa - pożegnał się ze stanowiskiem, najpierw szefowa rządu musiałaby złożyć stosowny wniosek do Sejmu. Wczoraj tego nie zapowiedziała. A jeśli złoży, to musiałaby uzyskać poparcie większości dwóch trzecich posłów, czyli co najmniej 307. Oznacza to, że za jego odwołaniem musiałaby opowiedzieć się nie tylko koalicja, ale też PiS.

Brak zaufania. Prokurator Generalny musi odejść

Źródło: TVP

Jarosław Gowin, lider Zjednoczonej Prawicy uważa, że nie ma sensu odwoływać Seremeta przed upływem kadencji. Jak zachowa się PiS? Decyzję podejmie prezes Kaczyński.

Trzeba brać pod uwagę i inny scenariusz: podanie się do dymisji samego Seremeta. To sprawę kończyłoby, lecz również nie od razu. Swój urząd pełniłby do wyłonienia następcy. Prokuratora generalnego wskazuje prezydent spośród dwóch kandydatów, których przedstawia mu Krajowa Rada Sądownictwa i Krajowa Rada Prokuratorów.

Czy możliwe jest, by obie Krajowe Rady zdążyły z wyborem kandydatów przed 5 sierpnia, czyli ostatnim dniem urzędowania Bronisława Komorowskiego? W teorii tak, w praktyce nie.

Decyzja premier najpewniej zaskoczyła Andrzeja Seremeta. Jeszcze wczoraj stwierdził, że nie zamierza podawać się do dymisji, choć był do tego zachęcany, w tym przez polityków obozu władzy. Minister sprawiedliwości Borys Budka powiedział, że jeśli Seremet uzna, iż prokuratura zawiniła, to jako człowiek honoru, podejmie odpowiednie decyzje.

Wczoraj Seremet wystąpił w Sejmie. Nie zamierzał uznać, że prokuratorzy są winni wycieku akt ze śledztwa dotyczącego afery podsłuchowej. Chodzi o ok. 2,5 tys. stron, które Zbigniew Stonoga udostępnił na Facebooku.

Ktoś jednak musiał ujawnić akta z afery podsłuchowej. Prokuratura twierdzi, że wie, kto sporządził kopie. To byli aplikanci adwokaccy (piszemy o tym poniżej). Prokuratorzy nie mają jednak dowodu, że to oni ujawnili akta. Tego zaś nie wolno robić bez zgody prokuratora prowadzącego śledztwo. Grozi za to kara maksymalna do 2 lat więzienia.

Seremet nie miał w Sejmie wątpliwości, że prokurator prowadzący śledztwo działał zgodnie z prawem. Musiał, kierując się nim, udostępniać akta stronom postępowania, zarówno pokrzywdzonym, jak i poszkodowanym. W sumie dostęp do nich miało 15 osób. Nie mógł też zabronić ich kopiowania.

Prokuratura od lat jest ostro krytykowana. Negatywne oceny zbiera również sam Andrzej Seremet.
Jednak zdaniem Gowina, nie ma sensu oceniać działalności Seremeta, bo prokurator generalny ma niewielkie uprawnienia. Prof. Jan Widacki, adwokat, przyznaje, że dopóki nie będzie miał on realnej władzy, to w gruncie rzeczy jego działalność ogranicza się do robienia sprawozdań. - Andrzej Seremet był wysokiej klasy sędzią, a na posadzie prokuratora generalnego miota się, robi, co może, a może niewiele - mówi Widacki.

PiS odgraża się, że po przejęciu władzy połączy w jednym ręku urząd ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. - To byłby fatalny krok - mówi prof. Stanisław Waltoś, który przez 20 lat kierował Katedrą Postępowania Karnego na UJ.

- Rozdzielenie obu urzędów jest konieczne. Powrót do poprzedniego stanu oznaczałby, że prokuratura nadal byłaby "zbrojnym ramieniem" rządzących i to niezależnie od tego, kto w danym momencie będzie sprawował władzę.

Teraz, w ocenie prof. Waltosia, pod tym względem sytuacja jest o wiele zdrowsza, o czym świadczy zmasowany atak na prokuratora generalnego przez polityków z wszystkich stronnictw. Identyczne stanowisko zajmuje prof. Witold Kulesza, były zastępca prokuratora generalnego, oraz prof. Jan Widacki, adwokat.

- Jeżeli narzeka się na funkcjonowanie prokuratury, to warto pamiętać, że działamy na mocno zmurszałym fundamencie - mówi Piotr Kosmaty, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. - Ustawa o prokuraturze ma 30 lat, a w tym okresie była wiele razy nowelizowana. Efekt jest taki, że ustawa kompletnie nie przystaje do obecnych realiów.
Prof. Widacki również stoi na stanowisku, że prokuratura wymaga gruntownej reformy, w tym mentalnej samych prokuratorów.

Należy też zmienić uprawnienia prokuratora generalnego - apelują eksperci. -- On musi uzyskać ustawowo silną pozycję wewnątrz prokuratury, a jej nie ma. Dziś może jedynie wydawać jakiś zalecenia, wnosić prośby do swoich podwładnych - twierdzi prof. Widacki. Zarówno on, jak i prok. Kosmaty, za rzecz niezbędną uważają doprowadzenie do tego, by prokuratura została wpisana do konstytucji.

Obaj też apelują o to, by miała oddzielny budżet. Obecnie jest zdana na to, co da jej minister sprawiedliwości.
Minister ma też inną przewagę: opiniuje sprawozdania prokuratora generalnego. Ale dla prokuratury gorsze jest to, że jego sprawozdanie musi przyjąć premier. Donald Tusk przez całe miesiące go nie przyjmował.

Sądowe przypadki Zbigniewa Stonogi
* O Zbigniewie Stonodze było głośno już przed dwoma dekadami. W związku z najbardziej bezczelnym przekrętem w historii polskiej bankowości.

W lutym 1996 r. Stonoga pojawił się w oleskim oddziale Banku Śląskiego i zwrócił się o pożyczkę 2 mld starych złotych (dziś 200 tys. zł). Pod zastaw zaproponował mszał gregoriański z X wieku, wyceniony na 25 mld starych złotych. Tak przynajmniej wynikało z ekspertyzy Muzeum Narodowego, którą przedstawił bankowcom.

Ci uwierzyli, mszał powędrował do bankowego sejfu, a Zbigniew Stonoga bez problemu dostał kredyt. Oddał pieniądze przed terminem, więc kiedy znów wystąpił o pożyczkę pod ten sam zastaw - tym razem w wysokości 8 mld zł - bank nie widział żadnych przeszkód.

Nie zaniepokoił się też, gdy Stonoga nie spłacał kredytu, bo liczył, że z naddatkiem pokryje to mszał gregoriański. Tyle że wtedy szybko się okazało, iż to nie unikalny zabytek, tylko nic niewart drukowany ewangeliarz ruski z... 1815 roku. A biegły, który rzekomo sporządził jego ekspertyzę, nie istnieje. Zresztą żaden ekspert nie wydałby opinii o autentyczności drukowanego mszału z X wieku, bo druk Gutenberg wynalazł prawie 500 lat później.

Stonoga nigdy nie przyznał się do winy, bronił się, że sam jest ofiarą i ktoś w banku musiał podmienić cenny oryginalny mszał na bezwartościowy ewangeliarz. Prokuratura nie uwierzyła mu, został zatrzymany, a potem stanął przed sądem.
Kilka lat później podawał się za doradcę Andrzeja Leppera i twierdził, że ma cenne informacje na temat afery Rywina.
(BM)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski