Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koronawirus. Nowy Sącz. Pracownica sklepu spożywczego i ratownik opowiadają o swojej ryzykownej pracy w czasie epidemii

Tatiana Biela
Tatiana Biela
Sprzedawcy proszą klientów, by stosowali się do wprowadzonych obostrzeń. - To w naszym wspólnym interesie - apelują
Sprzedawcy proszą klientów, by stosowali się do wprowadzonych obostrzeń. - To w naszym wspólnym interesie - apelują fot. Janusz Bobrek
Pielęgniarki, pracownicy sklepów spożywczych i ratownicy medyczni są najbardziej narażeni na kontakt z koronawirusem. Wykonywanie codziennych obowiązków nie tylko wpływa na ich zdrowie fizyczne i psychiczne, ale może również zagrozić bezpieczeństwu ich rodzin rodzin. Dlatego niektóre osoby, aby uchronić najbliższych przed zagrożeniem, decydują się wynająć osobne mieszkanie, być może nawet nie wrócą na Wielkanoc do domu. O tym, jak bardzo ryzykowną mają pracę świadczy fakt, że trzy limanowskie pielęgniarki zaraziły się wirusem w Szpitalu Powiatowym im. Miłosierdzia Bożego w Limanowej.

Chcąc poznać codzienne wyzwania przed którymi stoją obydwie branże poprosiliśmy o rozmowę kierowniczkę jednego ze sklepów sieci Lewiatan oraz ratownika Sądeckiego Pogotowia Ratunkowego (nazwiska do wiadomości redakcji). Odsłaniają kulisy pracy w na pierwszej linii ognia w czasie pandemii chińskiego wirusa.

Lęk w tyle głowy

Pracowniczka sieci Lewiatan, ma męża i dwójkę dzieci. Choć od początku epidemii stara się trzymać nerwy na wodzy i normalnie wykonywać swoje obowiązki, to w tyle głowy wciąż czai się lęk przed zarażeniem.

- Codziennie stykam się z wieloma różnymi ludźmi. Nie wiem z kim mieli kontakt i czy przestrzegają podstawowych zasad bezpieczeństwa - mówi.

Wprawdzie pracodawca zaopatrzył ją w maseczki, rękawiczki a nawet przyłbicę, ale środki ochrony tylko w pewnym stopniu likwidują codzienny stres i poczucie zagrożenia.

- Ludzie różnie radzą sobie z tym napięciem. Część koleżanek z pracy poszła na przykład na opiekę nad dzieckiem, są również osoby, które myślą o odejściu z pracy - opowiada.

Jej słowa potwierdza Józef Pyzik, właściciel kilku sklepów spożywczym w Nowym Sączu. Zaopatrzył swoich pracowników we wszystkie wymagane środki ochrony, ale widzi, ile nerwów kosztuje ich codzienna praca.

- Niektórzy odchodzą i deklarują, że już nigdy nie będą pracować w handlu - wyjaśnia.

Józef Pyzik, właściciel m.in. Lewiatana i sklepów ABC nie ma jeszcze poważniejszych kłopotów ze skompletowaniem załogi, ale obawia się, że sytuacja może się w każdej chwili zmienić. Właściciel sklepów podkreśla, że wyszkolenie nowego pracownika, nie jest prostą sprawą i wymaga czasu. Po raz pierwszy od kilku lat zaczynają się jednak pojawiać u niego osoby pytające o pracę.

- Jeszcze do niedawna, to raczej ja szukałbym pracownika - dodaje.

Epidemia to nie jedyne zmartwienie sądeckich sprzedawców. Boją się nie tylko samego wirusa, ale także skutków, które ze sobą przyniesie.

- Ludzie już zaczynają tracić pracę, a potem może być tylko gorzej. A kiedy klienci stają się coraz biedniejsi, kupują tylko podstawowe produkty, co odbije się na całej naszej branży - wyjaśnia sądecka ekspedientka.

Życie czy bezpieczeństwo

W jeszcze trudniejszej sytuacji znajduje się personel pogotowia ratunkowego. W tym wypadku, każdy wyjazd do chorego może zakończyć się zarażeniem koronawirusem. Ratownicy nigdy nie są pewni, czy dana osoba miała kontakt z chińskim wirusem, za każdym razem muszą podjąć decyzję, czy ubierać specjalny strój ochronny.

- To bardzo czasochłonne, a w przypadku ofiar wypadku liczy się każda minuta. Dlatego nie raz musimy podejmować decyzję, czy ratujemy człowieka, czy myślimy najpierw o naszym bezpieczeństwie - opowiada nam sądecki ratownik.

Zwykle wygrywa życie ludzkie, dlatego ratownicy nigdy nie mogą być pewni, że wrócą zdrowi do swoich bliskich.

- Aby nie narażać żony i dzieci na niebezpieczeństwo zdecydowałem się wyprowadzić z domu i wynająć mieszkanie - mówi nam ratownik.

Nie każdy ma jednak taką możliwość, bo wynajęcie lokalu sporo kosztuje. Nasz rozmówca płaci za wynajem tysiąc złotych miesięcznie.

- To dla mnie spory wydatek, ale na razie dajemy jakoś radę. Gorzej będzie, jeśli zostanę objęty kwarantanną. Wtedy otrzymam niższe wynagrodzenie i tym samym dochody rodziny mogą się zmniejszyć nawet o jedną trzecią - wyjaśnia.

Wyjściem z tej sytuacji może być skorzystanie z hotelu dla medyków, który zorganizowały w hotelu Ibis władze Nowego Sącza na prośbę Bożeny Hudzik, dyrektorki Sądeckiego Pogotowia Ratunkowego.

- Takie zapotrzebowanie zgłaszali mi pracownicy, którzy obawiają się o bezpieczeństwo swoich rodzin. Chcieli mieć miejsce, gdzie mogą odpocząć po dyżurach - tłumaczy.

Hotel dla medyków mieści się na jednym piętrze, a do dyspozycji personelu pozostaje 18 dwuosobowych pokoi. Każdy z nich dysponuje własną łazienką. Pobyt w hotelu jest finansowany z budżetu miasta, z wyjątkiem restauracji hotelowej, za którą każdy zainteresowany będzie musiał sam zapłacić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski