Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koronawirus we Włoszech. Polka mieszkająca w Rzymie: Ludzie zaczynają panikować. Rośnie agresja wobec Chińczyków

Wojciech Szczęsny
Wojciech Szczęsny
Fot. Robert Kwiatek
Epidemia koronowirusa paraliżuje Włochy. Przypadki zakażeń stwierdzono już na większości terytorium kraju. Choroba nie dotarła jeszcze do Rzymu, ale w stolicy trwa nerwowe oczekiwanie jej nadejście. O nastroju panującym wśród Rzymian rozmawiamy z Ewą Tomalą-Iurino, Polką od 35 lat mieszkającą w Wiecznym Mieście.

Jaka atmosfera panuje obecnie w Rzymie? Koronawirus nie dotarł jeszcze do stolicy, ale epidemia rozprzestrzeniła się poza północne rejony Włoch. W mieście da się wyczuć nerwowość?
Tak, choć teoretycznie wszystko funkcjonuje normalnie. Szkoły są otwarte, komunikacja miejska funkcjonuje bez zmian. Niemniej na ulicach widać wiele osób w maseczkach ochronnych, ludzie starają się unikać większych zgromadzeń, każdy stara się jak najszybciej wrócić do domu. Włosi generalnie są narodem wesołym i beztroskim, a teraz na ulicach widać i czuć przygnębienie. Dodatkowo w ostatni weekend sklepy zostały opróżnione z podstawowych produktów.

Zatem ludzie robią zapasy nie tylko w tzw. czerwonych strefach na północy Włoch?
Tak. To samo dotyczy artykułów medycznych. W całych Włoszech, także w Rzymie nie można kupić maseczek ochronnych. Można je zdobyć w internecie, ale ceny są horrendalne. Utworzył się wręcz czarny rynek.

Ile trzeba płacić?
Za opakowanie trzeba zapłacić nawet 50 euro. Ceny są zupełnie inne, zresztą nic nie wygląda tak, jak jeszcze dwa tygodnie temu. Szczególnie dotyczy to dzielnic zamieszkanych przez Chińczyków, sytuacja jest tam napięta.

Czym się to objawia?
Wyczuwa się sporą niechęć w stosunku do Chińczyków. Zarówno w całych Włoszech, jak i w Rzymie osoby pochodzenia chińskiego prowadzą wiele restauracji, sklepów, czy salonów kosmetycznych. Teraz wszystkie te miejsca świecą pustkami. Właścicielka największej chińskiej restauracji w mieście, gdzie zawsze było pełno ludzi, stwierdziła ostatnio, że właściwie nie ma po co otwierać lokalu. Niestety pojawią się też przypadki fizycznej napaści na Chińczyków. Kilka dni temu w Turynie pobito młodą chińską parę. Najgorsze jest to, że wiele z tych osób urodziło się już we Włoszech i często nawet nie byli w kraju swojego pochodzenia. Boją się epidemii tak samo jak my. Niestety, gdy ludzi ogarnia panika, te fakty przestają mieć znaczenie. Azjatycka uroda w tej chwili u niektórych wywołuje agresję. Na szczęście władze zdają sobie z tego sprawę i apelują o racjonalne zachowanie.

Społeczeństwo nie było przygotowane na koronawirusa?
W najmniejszym stopniu. Jeszcze kilkanaście dni temu byliśmy we Włoszech biernymi obserwatorami tego, co się dzieje w Chinach i w innych krajach. W bardzo krótkim czasie to my staliśmy się krajem obserwowanym, z największą liczbą zgonów i zachorowań w Europie.

Jak Włosi oceniają działanie władz państwowych?
Teraz władze są zaangażowane w walkę z epidemią, ale na początku sprawę chyba zbagatelizowano. Mówi się, że pierwszy samolot, który przyleciał z Wuhan po wybuchu epidemii nie został właściwie skontrolowany, a pasażerowie rozjechali się po całych Włoszech. Służby postawiono na nogi dopiero wtedy, gdy całe grupy osób zaczęły przejawiać objawy zakażenia.

W północnych Włoszech odwołuje się imprezy kulturalne, zamykane są kościoły, muzea. Jak jest pod tym względem w Rzymie?
Nie ma takich działań, ale myślę, że po wykryciu pierwszego przypadku koronawirusa w mieście to się zmieni. Warto podkreślić, że na obrzeżach miasta są już osoby z podejrzeniem wykrycia zakażenia. Większość Rzymian uważa, że za kilka dni wszystko się zacznie. Mimo że władze cały czas apelują o zachowanie spokoju i przypominają, że pozytywny wynik testu na koronawirusa, to nie wyrok śmierci, w tej chwili psychoza strachu jest bardziej zaraźliwa niż sam wirus. Niektóre sytuacje są naprawdę absurdalne, można wręcz powiedzieć, że Włosi boją się Włochów, zwłaszcza tych pochodzących z północy kraju. Ostatnio w mediach głośno było o samolocie włoskich linii lotniczych, który z 212 pasażerami wylądował na Mauritiusie. Lokalne władze pozostające w kontakcie z włoskim MSZ nie pozwoliły opuścić lotniska i odesłały do Włoch 40 osób pochodzących z Lombardii i Wenecji Euganejskiej. A przecież wszyscy razem spędzili na pokładzie kilkanaście godzin. Takich absurdów jest codziennie bardzo dużo.

A co z zagranicznymi turystami we Włoszech, w Rzymie jest ich mniej niż zwykle?
Turyści są, ale to nie jest to samo. To nie są Włochy, które znam. Mieszkam tu o 35 lat i naprawdę nigdy nie przeżyłam takiej sytuacji, która powstała w związku z tą epidemią. Ludzie panikują. Wiadomo, że należy zachowywać środki ostrożności, ale przy tym przynajmniej starać się żyć w miarę normalnie, tymczasem mamy tu do czynienia z kolektywną psychozą. W rozmowach towarzyskich to jest jeden dominujący temat.

Włoskie media tonują nastroje, czy raczej podgrzewają atmosferę zagrożenia?
Oczywiście wszystkie informacje na temat nowych zachorowań są podawane na bieżąco, ale jest dużo programów o tym, w jaki sposób zachować higienę i przede wszystkim spokój.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Koronawirus we Włoszech. Polka mieszkająca w Rzymie: Ludzie zaczynają panikować. Rośnie agresja wobec Chińczyków - Portal i.pl

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski