Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Korzenie złota

Redakcja
Madzia widziała każdy sukces brata - na własne oczy lub w telewizji. Przeżywa zawody, czasem mdleje z emocji. Dzwoni, śle esemesy, przytula Pawła w myślach. Jest bardzo dumna. Znajomi w Oksfordzie już wiedzą, że zabójczo przystojny brat ślicznej Słowianki, byłej miss Małopolski, jest wielokrotnym mistrzem Europy, mistrzem świata i - nikt nie ma wątpliwości - przyszłym mistrzem olimpijskim.

U progu kariery oświęcimianin stał się najwybitniejszym i najbardziej utytułowanym pływakiem w historii Polski, męskim odpowiednikiem o półtora roku starszej Otylii Jędrzejczak

Madzia zaraziła zaprzyjaźnionych Anglików kibicowaniem i sportowymi emocjami (jeszcze nie mdleją, ale to tylko kwestia czasu). Wie jednak, że wrażeń i wzruszeń towarzyszących Bożemu Narodzeniu w domu, w Oświęcimiu - odtworzyć się na Wyspach nie da. Nie ten klimat. Mimo to do domu przyjechać nie może. To przecież początek sezonu. Kulinarne żniwa. Musi pilnować dobrej pracy.
Pewnie popłacze w te święta, jak w poprzednie. Na podobieństwo milionów emigrantów będzie umierać z tęsknoty. I przytulać w myślach wszystkich: Pawła i Martę, mamę i tatę, babcię, ciocie i wujków, wiernych przyjaciół i sąsiadów.
Wie, że bliscy zbiorą się w święta przy babcinym stole. Będą się modlić również za nią, by jej się wiodło na obcej ziemi. Jak to "Korzenie", wspierający się rodzinnie...
Aha! Po opłatku, życzeniach - za to pewnie przed barszczem z uszkami i karpiem - wszystkie rozmowy i tak zejdą na pływanie.

O dziadkowej inwestycji

Sąsiedzi żartują (choć chyba nie do końca są to żarty), że dla "Korzeni" prawdziwie idealne byłyby święta na basenie. W każdym razie - w wodzie. Można powiedzieć, że Korzeniowscy są w niej zanurzeni od pokoleń.
Nieżyjący już dziadek 21-letniego dziś mistrza Pawła, ojciec jego mamy Doroty, ścigał się z samym Markiem Petrusewiczem, najlepszym polskim pływakiem lat 50. Petrusewicz, słynący z tego, że ogromną część dystansu przepływał pod wodą, jako pierwszy Polak wywalczył medal na mistrzostwach Europy.
To musiało podziałać na wyobraźnię dziadka. -Zsiódemki rodzeństwa pływali unas wszyscy, napoważnie! - śmieje się mama - Dorota Korzeniowska. Wspomina, że jeśli na basenie coś poszło jej nie tak, musiała zostawać po godzinach i trenować, trenować, trenować... Aż wyszło.
Cała siódemka pływała wyśmienicie. Od najstarszej córki, Ewy, po najmłodszego syna, Piotra. Dorota otarła się o medale, na mistrzostwach Polski zajmowała miejsca w pierwszej dziesiątce. Była też płetwonurkiem i ratownikiem WOPR.
Znajomi "Korzeni", komentując stare dzieje, mówią, że dziadek inwestował w dzieci nie wiedząc, iż ta inwestycja tak naprawdę zwróci się dopiero w kolejnym pokoleniu. Za to z nawiązką!

O wkurzającym doktorze i proroku Kazimierzu

Korzeniowscy są bardziej niż pewni, że przy wigilijnym stole powtórzą po raz milionowy te same historie: o oświęcimskim lekarzu, który zdiagnozował u nastoletniego Pawła poważne schorzenia stawów i radził wozić chłopaka do szkoły autem; o tym, jak doktor groził, że jeśli Paweł będzie uprawiać sport, skończy w wózku inwalidzkim; o tym, że ambitnego Pawła niezwykle to wkurzyło - tym bardziej trenował, więc w pewnym sensie zawdzięcza sukcesy lekarzowi; o tym, jak Kazimierz Woźnicki, wieloletni trener i prezes Unii, spojrzał na trzynastoletniego Pawła i widząc jego długaśne ramiona, powiedział: "Ten chłopak będzie kiedyś mistrzem świata w delfinie" - Jan, ojciec Pawła, dorzuca tu zawsze: "Prorok, czy co?!".
Te historie opowiada się chętnie - skończyły się happy endem. Na ścianie w dużym pokoju wisi złoty medal z mistrzostw świata. Pozostałe trofea trudno zliczyć. Paweł trafił już do światowych encyklopedii.
-Szczerze mówiąc, kiedy syn był wpodstawówce, specjalnie się na____to nie zanosiło - wspomina Jan. -Był dobry, ale rówieśnicy lepsi. Pawła to dołowało. Żalił się: trenuję jak oni, anie mam efektów. W____szóstej klasie chciał zakończyć karierę. Chociaż jej jeszcze nie zaczął!
Jednak po wakacjach chłopak, który przerósł nagle oboje rodziców, wystrzelił także z wynikami. W tym momencie przydały się znowu... inwestycje dziadka. Otóż przed laty współzakładał on w Oświęcimiu sekcję pływacką. Wierzył, że ze szkółki muszą się w końcu zrodzić - a jakże - mistrzowie.
"Prorok, czy co?".

O furze medali

W siódmej klasie Paweł "rozpruł worek z medalami". W szkole średniej brylował już na młodzieżowych mistrzostwach Europy. Kiedy w 2003 roku przywiózł złoto i brąz z ME w Glasgow, stało się jasne, że... plan dziadka działa!
Potem było o Pawle coraz głośniej: rosnąca fura medali z mistrzostw Polski i wreszcie - pasjonujący pojedynek 19-latka ze światowymi gigantami na igrzyskach olimpijskich w Atenach. Zakończony o włos od podium. W tym samym 2004 roku Paweł przywiózł jeszcze srebro i dwa brązy z ME. A w roku następnym - roznosił rywali. Wygrał swe koronne 200 m motylkiem na ME, uniwersjadzie i na mistrzostwach świata w Montrealu. W tym roku dorzucił kolejne medale z ME.
U progu kariery oświęcimianin stał się najwybitniejszym i najbardziej utytułowanym pływakiem w historii Polski, męskim odpowiednikiem o półtora roku starszej Otylii Jędrzejczak.

O magicznym stoliku

Obok złotego medalu wisi zdjęcie małego Pawła. Jest coś w jego oczach. Pewność: "Będę kiedyś mistrzem świata".
Dorota przyznaje, że podobnie jak dziadek marzyła o sportowych sukcesach potomstwa. Jednak nie za wszelką cenę. -Unas nie było tak, jak z____moim tatą - wspomina z uśmiechem. - Nie było przymusu ćwiczenia. Owszem, każde dziecko musiało umieć pływać, dla bezpieczeństwa, ale wyczyn zależał odjego wolnej woli. Paweł taką wolę miał. Nie musieliśmy go doniczego zmuszać, wozić natreningi. Sam często powtarza, że najlepszy sposób nasukces to ciężka praca.
Czyli: 300 dni na basenie w ciągu roku. Również wtedy, gdy trzeba zdać maturę. Bez taryfy ulgowej. A tak było tuż przed igrzyskami. To wymaga odporności. Wrodzonej? Nabytej?
Sąsiedzi śmieją się, że gdyby Paweł nie został wybitnym pływakiem, to byłby... wybitnym hokeistą. Albo piłkarzem (tata Jan grał w Unii Oświęcim; nadal jest świetny!). Próbował wszystkiego i zawsze robił to z pasją.
-Czy lato, czy zima, zawsze wruchu - wspomina Jan. - Jak patrzę nate drzwi, to wciąż widzę Pawełka: wraca zmrozu, wczapce przekrzywionej, kurtce wśniegu, ze śpikiem podnosem -iuśmiechem oducha doucha. Bo grał whokeja. Tak samo wwakacje, nawczasach -kaowiec organizował rozgrywki iPaweł chciał się sprawdzić we wszystkich!
-Ba, dom mi naokrągło roznosili! - wtrąca Dorota, pokazując ślady na obrazach. - W____tym pokoju: piłka nożna! Hokej!!!
Do mieszkania przy Szpitalnej wprowadzili się, kiedy Paweł miał pół roku. W tym pokoju uczył się chodzić. Potem - grał.
- Gdzie były bramki? - pytam.
-Jednajest tu - śmieje się Jan, pokazując stolik, na którym stoją teraz grzecznie filiżanki z herbatą.
- I jeszcze tenis był, stołowy - dorzuca Dorota.
-???
-____No, bo ten stolik się rozkłada... - wyjaśnia Jan.
Do pokoju wchodzi Marta, o osiem lat młodsza siostra Pawła. Wysoka, szczuplutka. Pływa od niemowlęctwa; jak podkreśla Dorota, "Korzenie" od urodzenia świetnie czują się w wodzie.
13-latka trenuje wytrwale. Rodzice mówią, że ćwiczy z własnej woli. Nauczyciele zauważają, że tkwi w niej zdumiewająca wiara w to, że dzięki wysiłkowi i regularnym treningom można odnieść światowy sukces. Ma przecież przykład.
Jan ciągnie mnie do zdjęć dzieciaków: -Te same usta co uPawła - pokazuje. Sam dostrzegam coś jeszcze. Tę samą pewność w oczach.

O dyplomie, koronie i... garach

Również Magda, o cztery lata starsza siostra mistrza, zapowiadała się na świetną pływaczkę. Ale z powodu alergii musiała pożegnać się z basenem. Zagłębiła się w książkach, w nauce. Była świetną uczennicą i studentką, dwa lata temu z wyróżnieniem skończyła pedagogikę specjalną. Kocha pracę z dziećmi, chciała się jej oddać z pasją - jak wszystkiemu, co dotąd robiła. Mimo desperackich starań, nie znalazła pracy.
-Bardzo ją zdołowało, że potylu latach pilnej nauki, zakuwania, nikt nie potrzebuje jej umiejętności - mówi Jan.
Niektórzy namawiali śliczną Magdę na karierę modelki. Niejako przy okazji, ucząc się, dziewczyna zdobyła bowiem tytuł Miss Ziemi Oświęcimskiej, Miss Małopolski, a w końcu - znalazła się w dziesiątce najpiękniejszych Polek. Jednak - jak sama mówi - "To zajęcie jej nie leżało".
Latem 2004 jej kuzynka wyjeżdżała szukać pracy w Anglii. Postanowiła dołączyć. Pieniądze na podróż pożyczyła od brata.
Pracę znalazła przypadkowo - w Oksfordzie. Zaczynała, jak większość imigrantów, od zmywania garów. Szybko jednak uznano, że się marnuje, awansowała na szefową personelu. Dziś jest prawą ręką szefa w znanym lokalu. Wynajęła z narzeczonym Polakiem dom. Urządzają się i - nomen omen - zakorzeniają. Jest z siebie dumna - odciążyła rodziców, radzi sobie z dala od kraju, który jej nie chciał. O powrocie ani myśli, choć nadal marzy o pracy z dziećmi. Nie kryje żalu do Polski.
-____Nie ma tam dla mnie perspektyw - ucina.
Koledzy z osiedla komentują, że mogą wybaczyć politykom wszystko. Ale tego, że takie kobiety, jak Magda, wyjeżdżają z kraju, nie wybaczą NIGDY...

O życzeniach i huraganie radości

W Wigilię Korzeniowscy połamią się opłatkiem. Pływakowi - broń Boże - nie wolno życzyć, by dobrze popłynął. -Powiem synowi icórce, żeby im się spełniły marzenia. A____jakie, to każdy się domyśli - uśmiecha się Dorota.
Będą wspominać prezenty. Co dostawał Paweł za chłopięcych lat? Kij hokejowy. I kask. Z autografami zawodników. -Jak chodziliśmy namecze, to Paweł musiał siedzieć przy____bandzie - wspomina Jan. Musiał widzieć z bliska "krew, pot i łzy". Walkę. I, jakby co, złapać krążek lub złamany kij.
Teraz Paweł sprawił sobie nowiutkie audi A6. Trudno będzie przebić ten prezent...
Co dostawała pod choinkę Magda? Sweterek, kasety wideo z bajkami. Ale najczęściej książki.
Kiedy Dorota mówi o Magdzie, zaczyna płakać. To, że najstarszej pociechy znowu nie będzie na wigilii, to nie tylko dla niej prawdziwy dramat. Bo Korzeniowscy żyją w stadzie. Taki wewnętrzny przymus, nie tylko w święta.
Komentatorzy sportowi poznali już chyba całą rodzinę Pawła i znaczący odsetek znajomych. Wszyscy wiedzą, że za chłopakiem z Oświęcimia jeździ jedyny w swoim rodzaju fanklub, złożony z rodziny i przyjaciół. Na zawodach kibicują też Otylii - członkowie fanklubu żartują, że to jest "jakby bliźniaczka Korzenia". W każdym razie - członek rodziny.
Kiedy nie można jechać na zawody - bo są to np. mistrzostwa świata w Melbourne albo w innym odległym zakątku, fanklub zbiera się przy Szpitalnej 100/1, w dużym pokoju, wokół słynnego stolika (bramki, stołu do ping-ponga itp.). Emocje są nieprawdopodobne. Nawet przy powtórkach (w zeszłym roku Magda, która w wakacje odwiedziła rodziców, po prostu zemdlała).
Wszyscy płyną z Pawłem. Cały klan zalicza kolejne machnięcia ramionami, wstrzymuje powietrze pod wodą i z siłą huraganu wydycha je na powierzchni. Zawodowo. W końcu - to pływacy.
Po każdym sukcesie "Korzenia" cały dom - ba, osiedle, miasto, a coraz częściej cała Polska - eksploduje radością. Sąsiad opowiada, że pewnego razu był potwornie zmęczony i zawody przespał, ale... zerwał się z okrzykiem "Paweł wygrał!" - bo wszystko słyszał przez ściany. Inny sąsiad pamięta Straż Miejską wezwaną przez kogoś na miejsce zadymy: okrążyła blok dwa razy i... cieszyła się razem z klanem.
Ostatnio wszystkie emocje filmuje na żywo telewizja. Jest mnóstwo zamieszania: wozy transmisyjne wokół bloku, reporterów jak psów... Pies Korzeniowskich znosi to ciężko. -Nie będziemy go już narażać nastres - stwierdza Dorota.
-"Telewizory" się już umawiały nakolejne MŚ - mruczy Jan.
-____Nie wpuszczę! - droczy się żona, gładząc stolik.
Fani mówią, że huragan radości po każdym sukcesie Pawła dociera wszędzie. Pewnie nawet do samego nieba.
Nie ma siły, żeby dziadek tego nie usłyszał.
ZBIGNIEW BARTUŚ
Fot. Paweł Mordan

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski