Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kość złamana, ale na twarzy gości uśmiech

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Oto zdjęcie rentgenowskie lewej stopy Justyny Kowalczyk, które zamieściła w internecie. – Przez trzy tygodnie jestem już z tą kontuzją, więc jeżeli byłoby to zwykłe stłuczenie, to by już musiało się goić – mówi.
Oto zdjęcie rentgenowskie lewej stopy Justyny Kowalczyk, które zamieściła w internecie. – Przez trzy tygodnie jestem już z tą kontuzją, więc jeżeli byłoby to zwykłe stłuczenie, to by już musiało się goić – mówi. FOT. FACEBOOK/JUSTYNA KOWALCZYK
To będzie najsłynniejsza noga tych igrzysk olimpijskich. Justyna Kowalczyk startuje w Soczi ze złamaną kością śródstopia.

Prześwietlenie mojej stopy. Wielowarstwowe złamanie. Z pozdrowieniem dla wszystkich "ekspertów”. Spokojnie, biegam dalej – o diagnozie Kowalczyk poinformowała na Facebooku. Do notki dołączyła rentgenowskie zdjęcie.

Kontuzji nabawiła się 19 stycznia, w nadal nieznanych okolicznościach. Kilka dni później Polskę i świat obiegło zdjęcie sinej, spuchniętej stopy – też umieszczone przez nią na portalu społecznościowym. Na prześwietlenie zgodziła się dopiero wczoraj, dzień po biegu łączonym, w którym zajęła 6. miejsce.

– Stwierdzono złamanie piątej kości śródstopia. Złamanie ma charakter stabilny, a ten jego rodzaj nie uniemożliwia zawodniczce dalszych startów – poinformował dr Stanisław Szymanik, ortopeda, członek Komisji Medycznej PKOl.

Kowalczyk nadal będzie biegać z usztywnioną stopą i przyjmować środki przeciwbólowe.

– Pod koniec sobotniego "klasyka” widać było, że Justyna ciężko biegnie. W tym starcie się jednak "przepaliła” i z dnia na dzień będzie coraz lepiej. Ta diagnoza w sumie nic nie zmienia, poza tym, że jest – mówi Apoloniusz Tajner, szef naszej misji olimpijskiej. – Na prześwietlenie namówił ją Staszek Szymanik, bo ona chciała je zrobić dopiero po biegu na 10 km techniką klasyczną. Dlaczego tak późno? Może wcześniej nie chciała psuć sobie humoru.

– Do prześwietlenia skłoniły mnie słowa mojego prezesa, który mówił, że biegałam ociężale. Chciałam po prostu czarno na białym pokazać, że z różnymi ocenami eksperckimi ludzi, którzy znają się na biegach narciarskich jak ja na astronomii, można by było poczekać – odparowała Tajnerowi Kowalczyk w rozmowie z TVP.

Twarda dziewczyna. Po sobotnim biegu łączonym twierdziła, że bólu na trasie nie czuła. – Środki działały, nawet mogę w tej chwili na tej nodze stać. Ale chyba już powoli zaczynają puszczać – uśmiechała się.

Tak właśnie – uśmiechała.

– Nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. A ten start dał nam odpowiedź, że potrafię walczyć nawet mimo tego bardzo stresującego ostatniego miesiąca. Trener krzyczał do mnie na trasie, że świetnie biegnę, że daję radę – opowiadała Kowalczyk.

Uśmiechnięta po zajęciu szóstego miejsca, uśmiechnięta po upadku, który zaliczyła w strefie zmiany nart, uśmiechnięta po tym, jak do prującej bez wytchnienia do przodu po kolejne olimpijskie złoto Marit Bjoergen straciła prawie minutę.

– Dawka optymizmu jest. Teraz czekamy na to, co się stanie za kilka dni. Mamy bieg na 10 km, nic się nie zmienia, będę miała podane leki przeciwbólowe, tak jak w sobotę. W czasie biegu nie odczuwam żadnego bólu, więc myślę, że na 10 km będzie dokładnie tak samo, no i walczymy – stwierdziła biegaczka z Kasiny i znów się uśmiechnęła. W tym swoim niepodrabialnym stylu.

– Trzeba patrzeć optymistycznie, tym bardziej że pierwsze 7,5 kilometra biegu łączonego rozgrywanego "klasykiem” Justyna kończyła w czołowej grupie – zwracał uwagę Tajner.

W sobotę kwestia ewentualnej walki Kowalczyk o podium rozstrzygnęła się już na półmetku. Polka po przypadkowej kolizji z Finką Aino–Kaisą Saarinen (– To nie była niczyja wina – mówiła potem) przewróciła się i zanim zdążyła założyć narty do stylu łyżwowego pociąg prowadzony przez Therese Johaug, Bjoergen i Charolottę Kallę odjechał z peronu. Na tyle daleko, że Kowalczyk, mimo prób, dogonić go już nie zdołała.

– Myślę, że nawet jeżeli bym się w tej grupie utrzymała, to na finiszu ciężko byłoby mi walczyć o medal – przyznała Polka.

Bo ten finisz rzeczywiście był nie z tej planety. Był z planety Bjoergen. Na ostatnim, potwornie wyczerpującym podbiegu Kalla próbowała zgubić ją i resztę grupy. Nie udało się tylko z prawie 34–letnią (brakuje 41 dni) Marit. Norweżka, która kiedyś trenowałą narciarstwo alpejskie, już na zjeździe minęła Szwedkę, a potem z impetem mknęła do mety. Została najstarszą złotą medalistką igrzysk w biegach narciarskich (wyprzedziła Włoszkę Stefanię Belmondo).

– Swój cel na Soczi już zrealizowałam, bo chciałam zdobyć jeden złoty medal. Teraz będę mogła się trochę zrelaksować – mówiła, choć dla rywalek to może brzmieć jak przestroga.

Kalla pogodziła się z drugim miejscem, na trzecim przybiegła wschodząca gwiazda światowych biegów – Heidi Weng. Obie Norweżki swoje sukcesy zadedykowały koleżance z kadry – Astrid Jacobsen, której w dniu rozpoczęcia igrzysk umarł brat. – Biegłyśmy dla niej i dla jej rodziny – podkreślały.

Bieg to nie był łatwy, choć wszyscy podkreślają, że olimpijski ośrodek "Laura” to raj dla narciarzy. Coś w tym jest: mróz, słońce, piękne trasy i widoki. I do tego wszystko odizolowane od zgiełku igrzysk. Żeby tam się dostać, trzeba wyjechać na górę kolejką gondolową. Są ich zresztą w okolicy dziesiątki. Nawet do niektórych hoteli, jakimś cudem wybudowanych na stromych kaukaskich zboczach, można dostać się tylko gondolą. Na drzwiach wagonika jadącego do "Laury” naklejka: Gazprom Mountain Resort. Rosyjski gigant stoi tu za większością inwestycji.

Projektant tras wyrozumiały dla uczestników igrzysk nie był. Tuż przed stadionem jest długi, wyczerpujący podbieg. W sobotę zawodniczki pokonywały go aż cztery razy.

– Wszystkie nogi mamy raczej chude, ale na tym podbiegu robiły się cztery razy grubsze – żartowała Kowalczyk. Efekt potęgował jeszcze fakt, że ten odcinek znajdował się w słońcu, na mokrym śniegu narty nie chciały jechać. Dla niektórych to była droga przez mękę.

– Na końcu byłam już tak zmęczona, że nawet nie miałam siły kucnąć na zjeździe. Nogi były jak z betonu, dobrze, że się wyrobiłam na zakręcie – uśmiechała się Paulina Maciuszek. – Nasi serwismeni spisali się na medal, narty też, gdybym tylko nogi miała lepiej przygotowane... Był taki moment na tym podbiegu, że inne dziewczyny mijały mnie jak porsche malucha. Wyniki? Inaczej wyobrażałam sobie to podium, bo z Justyną na czele. Nie udało się, więc teraz będę trzymać kciuki za nią i za Charlottę Kallę, którą bardzo lubię, żeby w kolejnych biegach obie namieszały wśród Norweżek.

WYNIKI

Bieg łączony kobiet (7,5 km techniką klasyczną + 7,5 km techniką dowolną):

1. Marit Bjoergen (Norwegia) 38.33,6; 2. Charlotte Kalla (Szwecja) strata 1,8 s; 3. Heidi Weng (Norwegia) 13,2; 4. Therese Johaug (Norwegia) 14,6; 5. Aino–Kaisa Saarinen (Finlandia) 15,3; 6. Justyna Kowalczyk (Polska) 56,1... 29. Paulina Maciuszek (Polska) 2.27,0; 34. Kornelia Kubińska (Polska) 2.45,8; 45. Agnieszka Szymańczak (Polska) 3.48,7.

Rozmowa. Dr Kita: Decydujący głos powinna mieć Justyna Kowalczyk

Stanisław Bartłomiej Kita to ortopeda traumatolog z 35-letnią praktyką, który pracował z piłkarzami Cracovii i Wisły Kraków, a obecnie jest lekarzem kadry kajakarzy górskich.

Jak zareagował Pan na zdjęcie rentgenowskie stopy Justyny Kowalczyk zamieszczone przez nią w internecie?

Mam za mało danych, by wydawać jednoznaczną opinię. Nie leczy się zdjęcia, lecz pacjenta. Nie wiem, kiedy doszło do złamania, w jakich okolicznościach? Czy wcześniej stopa nie pobolewała Justyny? Nasza biegaczka zamieściła w internecie tylko jedno zdjęcie stopy.

Czy gdyby wcześniej wykonano zdjęcie, możliwe było podleczenie stopy Kowalczyk?

Kość zrasta się od 6 do 8 tygodni, więc Kowalczyk musiałaby przerwać treningi, zapomnieć o igrzyskach.

Czy start z kontuzjowaną stopą jest ryzykiem dla zdrowia zawodniczki czy nie?

Nie zagraża jej zdrowiu, choć przez to możliwe jest opóźnienie zrostu kości. Na szczęście but narciarski jest tak zbudowany, że stabilizuje stopę. Ważne, że nie doszło do przemieszczenia odłamków kości. We współczesnej fizjoterapii są teraz różne sposoby zabezpieczenia, stosuje się np. plastrowanie stopy, są środki przeciwbólowe. Jak się zna specyfikę sportu, to czasem rzeczy niemożliwe stają się możliwe. Choć zapewne będą ortopedzi, którzy będą innego zdania.

Kto powinien decydować o tym, czy Kowalczyk będzie mogła wystartować w kolejnych biegach? Lekarz czy zawodniczka?

Decyzja powinna należeć do samej Justyny, jej głos powinien być decydujący. Oczywiście, lekarz musi jej dostarczyć niezbędnych informacji.

Myśli Pan, że Kowalczyk będzie w stanie wystartować w dwóch biegach na 10 km klasykiem i 30 km łyżwą?

Sadzę, że temu podoła, choć bardzo duże wyzwanie czekać ją będzie w tym drugim, dłuższym biegu.

Czy w swojej bogatej praktyce lekarskiej spotkał się Pan z podobnymi przypadkami?

Tak. Znam narciarza, który kończył konkurencję ze złamanym żebrem. Jeden z piłkarzy miał podobnie jak Kowalczyk złamaną piątą kość śródstopia, a mimo to kontynuował grę. Nie dotrwał jednak do końca meczu, trzeba go było zmienić w drugiej połowie. Współczesna medycyna dzięki specjalnym stabilizatorom pozwala na grę piłkarzowi ze złamanym przedramieniem. Podobne przypadki są w sportach walki. Podczas rywalizacji adrenalina jest tak wysoka, że sportowcy wykazują ogromną odporność na ból.

Rozmawiał Andrzej Stanowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski