Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kostek

Redakcja
Poznałem Go dzięki temu, że wybuchł Polski Sierpień. Obaj przyszliśmy na uniwersytecki dziedziniec Collegium Broscianum, aby powołać NZS, pierwszą antykomunistyczną organizację studencką. Tak się zaczęła przyjaźń, która miała trwać 33 lata.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Kostek Miodowicz imponował mi wtedy rozległością swoich zainteresowań. Kończył właśnie pisać dysertację o pochodzeniu Słowian, która w kręgu archeologów i etnografów uznana została za wybitną. Kolekcjonował książki. Krakowscy księgarze i antykwariusze zostawiali mu "pod ladą” całe stosiki książek, na które polował. Równocześnie był zapalonym taternikiem. We wspinaczkowym środowisku znane były jego ryzykowne "solówki”. Najsłynniejsze to Ryski Kaskaderów, Cygaro i Funiówka na Zjazdowej Turni.

Taternik Jerzy Farat opowiadał, że Kostek "słynął z tego, że płynął po skale, szedł tak ładnie i lekko, że nie odczuwało się trudności, gdyż miał bardzo silne palce”. Jego siostra Dobrusia kilka lat później zginęła w Himalajach podczas zejścia ze szczytu K2. Wkrótce jednak miało się okazać, że kolejną pasją Kostka jest polityka. Czytał każdy związkowy i podziemny biuletyn, miał fenomenalną pamięć szczegółów i potrafił ad hoc dać kompetentną analizę sytuacji "Solidarności” w Kraśniku albo Starachowicach. We trzech, wraz z Jarosławem Zadenckim, zakładaliśmy na uniwersytecie klub "Jagiellonia”, z myślą o odrodzeniu w kręgach młodych inteligentów polskiej myśli politycznej, zabitej przez komunistów.

Naturalną drogą życiową Kostka wydawała się wówczas kariera akademic­ka. Miał oczywiste predyspozycje na intelektualistę i profesora. Tak się jednak nie stało. W stanie wojennym został internowany, a po opuszczeniu więzienia drzwi do kariery uniwersyteckiej zostały przed nim zamknięte. Stanowcza interwencja bezpieki na uniwersytecie i strachliwy oportunizm ówczesnego rektora UJ znaczyły wtedy więcej niźli najwyższe kwalifikacje intelektualne i dokonania naukowe. W połowie lat osiemdziesiątych był coraz bardziej rozczarowany pasywną postawą podziemnej "Solidarności”. W tamtych latach wspólnie wierzyliśmy w sens jawnego i czynnego przeciwstawiania się reżimowi komunistycznemu. Taką alternatywą stał się Ruch "Wolność i Pokój”, inicjatywa młodych ludzi, którzy wbrew przestrogom liderów opozycji podjęli walkę przeciw ówczesnej przysiędze wojskowej na wierność PZPR i bez zahamowań organizowali otwarcie antysowieckie manifestacje.

Bieg życia Kostka – tak jak zresztą każdego z nas – zmienił całkiem rok 1989. Stał się jedną z pierwszych osób budujących służby specjalne wolnej Polski, w których dosłużył się stopnia pułkownika. Tworzył najpierw od zera służby analityczne, do czego miał wyjątkowe zdolności i kwalifikacje. Potem stanął na czele kontrwywiadu. W tamtych latach nabrał głębokiego przekonania, że prawdziwym gwarantem suwerenności państwa nie może stać się ani rozproszkowany sejm, ani skłócone nawzajem partie, ani zmieniające się ciągle rządy, ale jedynie wybrany przez naród prezydent. Stał się zatem z pełną premedytacją żołnierzem Lecha Wałęsy.

W gronie koniunkturalnych stronników prezydenta był postacią wyjątkową. Bronił Wałęsy do końca swego życia z taką determinacją, z jaką piłsudczycy zwykli niegdyś bronić swojego Komendanta. To sprowadziło nań trudne decyzje i wybory. Znał przecież na wylot życiorys Wałęsy, był naocznym świadkiem podejmowanych przez prezydenta prób retuszowania własnej przeszłości. Jednak uważał, że dla polskiego oficera obrona imienia i autorytetu głowy państwa jest kwestią honoru. Był w tym w jakiś piękny sposób szlachetny i staroświecki.

Kolejne polityczne tarapaty ściągnęła nań kampania prezydencka 2005 roku. Był już posłem, kiedy zgłosiła się doń współpracownica Włodzimierza Cimoszewicza z rewelacjami dotyczącymi nadużyć finansowych kandydata lewicy. Zrobił wtedy to, co powinien w takiej sytuacji zrobić każdy uczciwy polityk. Powiedział: niech pani tego nie opowiada mi w sekrecie, ale otwarcie, na forum komisji sejmowej. Zwolennicy Cimoszewicza zaatakowali go wówczas z furią jako prowokatora. Nie umiał albo nie chciał się obronić. Faktycznie przeciw niemu stanął także Tusk i jego własna partia. Przegrana koncepcji PO-PiS, której był zwolennikiem, dopełniła reszty. W PO był faktycznie na wewnętrznej emigracji i cały czas bił się z myślą o wycofaniu się z polityki. Polityka nie dała mu ani szansy na rozwinięcie skrzydeł, ani poczucia życiowej satysfakcji.

Umarł przedwcześnie, mimo iż wydawało się, że fizycznie silny i wysportowany nie ulegnie żadnej chorobie. Do końca życia z ujmującą czułością opiekował się swoją przewlekle chorą żoną. To właśnie służba Polsce oraz ta wieloletnia troska o chorą żonę nadały ostatecznie sens Jego pięknemu życiu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski